Legenda po raz pierwszy pojawiła się, jeszcze bez wymienienia nazwy Wawelu, u mistrza Wincentego zwanego Kadłubkiem, który żył na przełomie XII i XIII wieku i był w latach 1208–1218 biskupem krakowskim. W pierwotnej wersji zabójcą smoka nie był ani Krak, ani szewc Skuba, tylko synowie Kraka, których tenże wysłał, aby kraj uwolnili od potwora. Smokowi bowiem co tydzień trzeba było dawać kilka sztuk bydła, w przeciwnym razie pożerał, niestety, ludzi. Otóż ci synowie usiłują zgładzić smoka różnymi sposobami, ale to im się długo nie udaje. Wreszcie podrzucają mu dwie skóry baranie wypełnione siarką i potwór ginie od wewnętrznego ognia (jeszcze nie ma wersji z piciem wody i pęknięciem). Młodszy syn na dodatek zabija starszego, żeby po ojcu odziedziczyć tron... Co ciekawe, żyjący sto lat wcześniej kronikarz Gall Anonim nic o smoku nie wspomina, ba, on chyba nie zna zupełnie cyklu legend krakowskich. Czym jednak wytłumaczyć fakt, że o wiele późniejszy kronikarz polski Jan Długosz opisuje już inną wersję zabicia smoka?

Od zapisu Kadłubka do powstania dzieła Długosza upłynęło blisko 250 lat, legenda zdążyła więc obrosnąć w nowe szczegóły. Zabójcą smoka został sam Krak, nie jego synowie, a pozbycie się smoka zostało ściślej związane z założeniem Krakowa. U Długosza najpierw był Kraków, którego rozwój utrudniał smok. U niego też po raz pierwszy w naszym dziejopisarstwie pojawia się nazwa Wawelu i po raz pierwszy groty pod wzgórzem wawelskim. Późniejszy dziejopis z Biecza Marcin Kromer, kronikarz humanista o tendencjach racjonalistycznych, nie wierzy ślepo we wszystko, co podała mu tradycja. Po raz pierwszy właśnie w jego tekstach pojawia się pojęcie „Smocza Jama". Już wtedy stwierdza (co potwierdzają również badania współczesnych nam geofizyków) istnienie kilku smoczych jam pod Wawelem, pozasypywanych w XVI wieku, żeby nie stanowiły ułatwienia dla ewentualnych napastników. Po Kromerze były jeszcze wersje Marcina i Joachima Bielskich. W „Kronice świata", wydanej przez Marcina Bielskiego w Krakowie (1551), utrwalono po dziś dzień najpopularniejszy wariant śmierci smoka, który miał pęknąć z przepicia (po nażarciu się siarki) wodą wiślaną. Syn Marcina, Joachim, dołożył do legendy postać szewca Skuby, który miał być pomysłodawcą sposobu zabicia smoka. I w ten sposób doszliśmy do uporządkowania wszystkich motywów polskiej legendy o Smoku Wawelskim. Ale rodzi się kolejne pytanie: od kiedy w świadomości i kulturze europejskiej funkcjonuje legenda o św. Jerzym, zabójcy smoka? Przecież ten mit także wiązano w przeszłości z Wawelem.

Profesor Plezia twierdzi, że motyw zabójstwa smoka sięga najdawniejszych czasów i często łączył się z zakładaniem miast. Występuje zwłaszcza w życiorysach mitycznych bohaterów, np. Heraklesa, Perseusza i właśnie św. Jerzego. Wyczyn zabicia smoka włączono do życiorysu św. Jerzego dopiero w XII wieku, wyraźnie pod wpływem mitu o Perseuszu. Co ciekawe, w tym samym czasie rodzi się na kartach Kadłubka legenda wawelska!

Czy Kadłubek mógł sam stworzyć odrębną legendę o Smoku Wawelskim? Profesor Plezia wyklucza taką możliwość, wskazując na właściwe źródła Kadłubkowych opowieści. Pierwszym z owych źródeł jest bardzo rozpowszechniona już wtedy wersja, jakoby miasta zakładano na miejscach ongiś zamieszkanych przez smoka, którego założyciel miasta (lub ktoś przez niego wysłany) zgładził. Do tego znanego dołączył Kadłubek motyw znacznie rzadziej występujący: szczegół zabicia smoka przez podłożenie mu skór bydlęcych z palącym się materiałem w środku. Na ogół poprzednio herosi zabijali włócznią lub mieczem, ewentualnie buławą. Zabicie za pomocą podstępu ma wschodnie pochodzenie. Po tym stwierdzeniu profesor Marian Plezia zaczął szukać dalej. Nie było żadnego dowodu, że Kadłubek znał języki semickie, zwłaszcza arabski. Co do greki, to znał niektóre jej elementy, ponieważ używał słów pochodzenia greckiego. Np. smoka nazwał holofagiem, czyli całożercą. Nie zapominajmy jednak, jak wiele nasz kronikarz podróżował po Europie łacińskiej, która wtedy na skutek wypraw krzyżowych pozostawała w żywym kontakcie z językiem arabskim! Kadłubek był w Paryżu, podróżował po Włoszech. W tym czasie, mówiąc językiem nam współczesnym, europejskim bestsellerem był „Romans o Aleksandrze Wielkim". Aleksander był wzorem, idolem średniowiecznego rycerstwa. A właśnie we wspomnianym dziele jest szczegółowy opis, w jaki sposób Aleksander Wielki uporał się... ze smokiem. Znane są co najmniej trzy wersje. Najstarsza, syryjska z VII wieku n.e. ze szczegółami użycia podstępu (skóry wojów wypchane gipsem, smołą, ołowiem i siarką), późniejsza (X–XI wiek) – koptyjska, bardzo podobna, i wreszcie niemal identyczny zapis tego epizodu w słynnym perskim poemacie historycznym „Szahname" („Księga królów"). Kiedy w swojej pracy na ten temat profesor Plezia zestawił po raz pierwszy te trzy zapisy „Romansu o Aleksandrze Wielkim", dla znawcy okresu Arystotelesa i polskiego średniowiecza stało się jasne, w jaki sposób narodziła się krakowska legenda o Smoku Wawelskim. Profesor Marian Plezia wykazał jej eurazjatycki rodowód, dodając smokowi spod Wawelu wielkoświatowego blasku, a profesor Zbigniew Strzelecki dzięki innej „zabawie" zdążył na czas wyremontować smokowi światowcowi jamę, godną przeszłości i naszych czasów.