Wojna wietnamska: Konflikt, który był do wygrania

Stany Zjednoczone nie wygrały wojny wietnamskiej, bo po prostu zwycięstwo militarne w Indochinach nigdy nie było celem decydentów z Waszyngtonu.

Aktualizacja: 09.03.2019 17:51 Publikacja: 07.03.2019 15:47

Trudno ustalić, ile ofiar pochłonęła wojna wśród wietnamskich cywilów. Mogło zginąć od 300 tys. do 2

Trudno ustalić, ile ofiar pochłonęła wojna wśród wietnamskich cywilów. Mogło zginąć od 300 tys. do 2 mln osób

Foto: AFP

To był konflikt, który drogo kosztował Amerykę. Oficjalne dane mówią o 58 318 poległych lub zaginionych amerykańskich żołnierzach w czasie wojny wietnamskiej. Wliczeni są w ten rachunek Amerykanie, którzy mogli znaleźć się w komunistycznej niewoli w Wietnamie, Laosie i Kambodży, a których los jest nieznany. 153 303 żołnierzy sił zbrojnych USA odniosło rany, około 20 tys. popełniło samobójstwo po zakończeniu konfliktu. Nigdy się nie dowiemy, ilu uzależniło się od narkotyków. Straty ponosili też sojusznicy USA: Korea Południowa, Australia, Nowa Zelandia i przede wszystkim Wietnam Południowy, który mógł stracić 100–250 tys. żołnierzy. Socjalistyczny Wietnam skrupulatnie milczał o swych stratach, choć szacuje się, że wojna kosztowała go od 400 tys. do miliona zabitych żołnierzy armii regularnej i partyzantów Wietkongu. Jeszcze trudniej ustalić liczbę zabitych wietnamskich cywilów. Może wynosić od 300 tys. do 2 mln. A trzeba też pamiętać o komunistycznych represjach po upadku Sajgonu. Gdy płk Le Xuan Chuyen, wielokrotnie odznaczany północnowietnamski bohater, zbiegł do USA, zeznał, że 5 mln ludzi z Wietnamu Południowego znalazło się na czarnych listach Hanoi. Mówił, że 10–15 proc. z nich zostanie zabitych, 40 proc. uwięzionych, a inni będą ,,reedukowani".

Przytoczone dane nie uwzględniają kosztów finansowych, społecznych i psychologicznych konfliktu. Te sprawiają, że wojna wietnamska jest powszechnie uznawana za wielką porażkę USA oraz ich sojuszników. Jeszcze w trakcie jej trwania powstał mit, że była „nie do wygrania" przez Stany Zjednoczone. Supermocarstwo rzekomo było z góry skazane na klęskę w starciu z „zabiedzonymi chłopami uzbrojonymi w kałasznikowy". Czy tak rzeczywiście było? A może wojna była do wygrania, tylko Ameryka nie angażowała się w nią poważnie?

Reguły walki

Wielu amerykańskich weteranów było przekonanych, że Wietnam został przegrany tylko dlatego, że decydenci z Waszyngtonu nie pozwolili siłom zbrojnym zwyciężyć. Przekonanie to zostało wzmocnione, gdy w 1985 r., po wielu latach biurokratycznej walki, republikański senator Barry Goldwater doprowadził wreszcie do odtajnienia zasad użycia siły (Rules of Engagement) obowiązujących amerykańską armię w czasie wojny w Wietnamie. Była to wstrząsająca lektura. Wynikało z niej m.in., że północnowietnamskie wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych nie mogły zostać zbombardowane w trakcie budowy. Można to było zrobić dopiero wtedy, gdy były w pełni operatywne. Zakazywano bombardowania migów stojących na pasach startowych. Mogły być atakowane tylko w powietrzu, gdy zostały zidentyfikowane i wykazywały wrogie zamiary. Jeśli nawet je zestrzelono, nie można było zbombardować ich baz. Zabraniano bombardowania skupisk wojskowych ciężarówek znajdujących się 200 metrów od drogi. Celem ataku mogły być ciężarówki znajdujące się na drodze, ale gdy z niej zjechały, już nie. Nie można było bombardować wrogich sił podczas bitew, jeżeli południowowietnamski kontroler nie znajdował się w powietrzu, nawet jeśli zostały one wskazane drogą radiową przez oficera na ziemi. W tym wypadku nieużyte bomby zrzucano do morza.

Administracja prezydenta Lyndona B. Johnsona wyłączyła ogromne obszary Wietnamu Północnego spod bombardowań. Obejmowały one główne obszary przemysłowe, stolicę – Hanoi oraz główny port w Hajfongu, przez który przechodziło 70 proc. dostaw dla Wietnamu Północnego. Do 1969 r. nie bombardowano też baz Wietkongu w Kambodży. W 1972 r. gen. John D. Lavelle został pozbawiony dowództwa nad 7. Flotą Powietrzną, gdy w celu chronienia własnych ludzi złamał krępujące go zasady i dokonał serii skutecznych nalotów na lotniska i wyrzutnie rakiet przeciwnika. W tym samym tygodniu, w którym odwołano Lavelle'a, północnowietnamskie wojska zaatakowały Quang Tri, stolicę najbardziej wysuniętej na północ prowincji Wietnamu Południowego, rozpoczynając tam ciężką i długotrwałą bitwę.

Bardzo często komuniści korzystali też z tego, że Amerykanie w pościgu za nimi nie mogli przekraczać granic Laosu i Kambodży. Tam na terenach niekontrolowanych przez miejscowe neutralne rządy Wietkong miał rozbudowane bazy, w których przegrupowywano oddziały, uzupełniano straty i przezbrajano ludzi. Z problemem zakazu przekraczania granicy w trakcie pościgu za wrogiem spotkano się np. w trakcie bitwy pod Ia Drang, znanej m.in. z filmu „Byliśmy żołnierzami". Dowódca 1. Dywizji Kawalerii Powietrznej gen. Harry Kinnard wspomina to następująco: „Gdy gen. Giap mówi, że nauczył się walczyć z Amerykanami i naszymi śmigłowcami pod Ia Drang, to g... prawda! Nauczył się, że nie pozwolą nam go ścigać poza mityczną linią na piasku. (...) Może wciągnąć nas w bitwę, kiedy chce i gdzie chce. I gdzie to jest? Zawsze w obrębie kilku mil od granicy, gdzie jego linie zaopatrzeniowe są najkrótsze (...), gdzie dokonał intensywnego rozpoznania terenu i zna go lepiej niż my".

Sugerowano, że gdyby złamano zasady walki, doszłoby niemal do otwartej wojny z komunistycznymi Chinami i Związkiem Radzieckim. Gdy jednak w 1972 r. Wietnam Północny zaczął sabotować pokojowe negocjacje w Paryżu, dokonując napaści na miasto Quang Tri i wielu innych aktów złej woli, prezydent Nixon zarządził największą kampanię bombardowań lotniczych od czasów zburzenia Drezna – operację „Linebacker II". Od 18 grudnia 1972 r. przez 12 dni B-52 równały z ziemią dotychczas „nietykalne" obszary przemysłowe Wietnamu Północnego. Bomby spadły na Hanoi, niszczyły infrastrukturę transportową i instalacje wojskowe kraju, zaminowano port w Hajfongu, gdzie bomby spadły także zupełnie przypadkowo na jeden z zacumowanych tam sowieckich statków. Ani Moskwa, ani Pekin nie zdecydowały się na poważniejszą reakcję. Podobnie było również wtedy, gdy Nixon i Kissinger rozkazali dokonać „tajnych" nalotów na bazy Wietkongu w Kambodży w 1969 i 1970 r. Te bombardowania wywarły jednak ogromną presję na Hanoi – reprezentanci Wietnamu Północnego powrócili do stołu rokowań. Wietnamczyków można było zmusić do zawarcia pokoju dużo wcześniej, gdyby konsekwentnie i metodycznie bombardowano ich ośrodki miejskie.

Oszczędzać przeciwnika

Lyndon Johnson od samego początku postępował jednak według strategii pozwalającej wrogowi odbudowywać siły. W lutym 1965 r. ogłosił swoją „strategię elastycznej odpowiedzi", czyli limitowanego bombardowania wybranych celów w Wietnamie Północnym. Miesiąc później zaproponował władzom w Hanoi miliard dolarów na odbudowę kraju, jeżeli komuniści wycofają się z wojny. Ho Chi Minh odrzucił ofertę.

W ciągu następnych czterech lat prezydent Johnson używał wobec Wietnamu Północnego argumentu kija i marchewki, jednostronnie wstrzymując bombardowania, by zachęcić komunistów do negocjacji. Oni natomiast wykorzystywali podarowany czas na uzupełnienie strat i wzmocnienie sił. Na to zwracał uwagę gen. Curtis LeMay, szef sztabu sił powietrznych USA w latach 1961–1965, a wcześniej m.in. dowódca kampanii bombardowań strategicznych przeciwko Japonii w czasie II wojny światowej. „Komuniści wykorzystywali każdy przestój do zaopatrzenia swoich oddziałów i przygotowania ich do zwiększonej aktywności. Za każdym razem, gdy nasi żołnierze uderzyli ich mocno, politycy dawali im czas na odrobienie strat. A to prowadziło tylko do większych strat wśród naszych oddziałów" – wspominał LeMay. W 1965 r. szef sztabu sił powietrznych USA gen. John P. McConnell stwierdził, że potencjał militarny Stanów Zjednoczonych pozwala im wygrać wojnę w Wietnamie „praktycznie w ciągu jednej nocy", ale „prezydent Johnson oświadczył, że naszą narodową polityką jest utrzymanie konfliktu na najniższym możliwym poziomie intensywności, ze względów humanitarnych i politycznych".

W marcu 1968 r. magazyn „Science & Mechanics" przeprowadził ankietę wśród wysokiej rangi amerykańskich wojskowych. Byli zgodni co do tego, że „wojna przeciwko Wietnamowi Północnemu może zostać wygrana w ciągu sześciu tygodni. (...) Pozostali partyzanci Wietkongu na południu mogą zostać pokonani w ciągu sześciu miesięcy. [Wojna] może trwać jeszcze kolejne 5, 10 lub więcej lat, jeżeli nadal będzie prowadzona tak jak dzisiaj". Eksperci ci proponowali oficjalne wypowiedzenie wojny Wietnamowi Północnemu, blokadę portu w Hajfongu, dokonanie inwazji na ten kraj i zniszczenie wszystkich liczących się celów po ostrzeżeniu miejscowej ludności o zamiarze bombardowań. Wspomniani wojskowi to: gen. Nathan F. Twining, były przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, adm. Arleigh A. Burke, były szef operacji morskich, gen. George H. Decke, były szef sztabu armii, gen. Frederick H. Smith Jr, były wiceszef sztabu sił powietrznych, gen. Thomas S. Power, były dowódca Strategic Air Command, gen. Ira C. Eaker, były wiceszef sztabu sił powietrznych, i gen. Arthur G. Trudeau, były szef działu badań i rozwoju armii USA.

Generał Paul D. Harkins, jeden z dowódców amerykańskich wojsk w Wietnamie, stwierdził: „Im szybciej prowadzisz wojnę, tym mniejsze są straty i szybciej kończą się walki. Ta wojna mogłaby zostać wygrana w czasie krótszym niż trzy miesiące, ale nie w taki sposób, w jaki jest prowadzona teraz". Z kolei generał LeMay mówił w 1968 r.: „Amerykańscy żołnierze krwawią i giną dzisiaj w Wietnamie tylko dlatego, że nasi przywódcy związali im ręce nad głowami. Jedyną przyczyną tego, że nie wygraliśmy dotąd w Wietnamie, jest to, że nasi politycy zrobili wszystko, co możliwe, by tego uniknąć".

Wystarczy spojrzeć na statystyki zabitych w czasie konfliktu: ponad 58 tys. Amerykanów i około miliona żołnierzy po stronie Wietnamu Północnego. W czasie wielkiej ofensywy Tet z 1968 r. zginęło tylko 1536 Amerykanów, 2788 żołnierzy południowowietnamskich, ale aż 45 tys. partyzantów Wietkongu. Zawsze w otwartej walce komunistyczne siły partyzanckie ponosiły ogromne straty. W ich wyniku Wietkong po 1968 r. przestał się liczyć jako siła bojowa. Gdyby amerykańscy przywódcy zastosowali się do rad wojskowych ekspertów, szybko wykrwawiłaby się też armia północnowietnamska.

Hojna pomoc

Komunistyczny Wietnam nie mógłby prowadzić wojny z Amerykanami nawet przez pół roku, gdyby nie wszechstronna i hojna pomoc pozostałych państw komunistycznych. Przywódca ZSRR Leonid Breżniew przyznawał: „Wiecie dobrze, towarzysze, że Związek Radziecki udziela ogromnej pomocy ekonomicznej, militarnej i politycznej walczącemu Wietnamowi. Ta pomoc jest powiązana z pomocą udzielaną przez Bułgarię i inne bratnie kraje socjalistyczne. Udzielamy jej w odpowiedzi na wezwanie serca". Państwa Układu Warszawskiego (w tym PRL) dostarczały reżimowi Ho Chi Minha wszystko, czego potrzebował: karabiny AK-47, ciężarówki ZIŁ, samoloty MiG-21, czołgi T-55, wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych, wyrzutnie rakiet przeciwpancernych, miotacze ognia, amunicję, lornetki, kompasy – wszystko poza ryżem, który był domeną ChRL. Strumień dostaw płynął przez wolny od bombardowań port w Hajfongu oraz znajdujący się na terenie neutralnej Kambodży port Sihanoukville. Dostawy szły też koleją i drogami prowadzącymi z Chin.

Prezydent Johnson nie tylko oszczędzał te drogi zaopatrzeniowe. 12 stycznia 1966 r. podczas przemówienia o stanie państwa zapowiedział zwiększenie wymiany handlowej z krajami komunistycznymi. W ciągu pierwszego półrocza 1966 r. wzrosła ona o 44 proc. Zniesiono restrykcje na eksport takich produktów, jak: kable miedziane, silniki Diesla, silniki elektryczne, rakietowe, turbiny, generatory, łożyska kulkowe, wyposażenie radarowe. Przemysł motoryzacyjny państw Układu Warszawskiego wsparto przez zniesienie ograniczeń na eksport części samochodowych i udzielenie licencji na produkcję opon. W październiku 1968 r. Departament Handlu USA opublikował 68-stronicową listę dóbr, które mogły być od tej pory eksportowane do Związku Radzieckiego. Wszystkie produkty z listy określono jako mające wykorzystanie pokojowe, choć znalazły się na niej m.in. silniki odrzutowe. Jednocześnie bank Export-Import udzielił serii dużych kredytów krajom komunistycznym. Aby dostarczona Sowietom amerykańska maszyneria dobrze działała, rozluźniono restrykcje dotyczące ropy naftowej, gazu, oleju napędowego, paliwa syntetycznego, smarów, olejów, osprzętu wiertniczego i wyposażenia rafinerii. Związek Radziecki był jedynym liczącym się dostawcą paliwa dla Wietnamu Północnego. Rocznie mógł mu dostarczać ok. 20 tys. ton tego produktu.

Wolny handel

„Handel, który prowadzimy z członkami bloku komunistycznego w Europie, w mojej opinii rozluźnił związki tych krajów ze Związkiem Radzieckim. Gorąco popieram prezydencką propozycję rozszerzenia wymiany handlowej z komunistycznym blokiem w Europie" – mówił Robert McNamara, sekretarz obrony za kadencji Kennedy'ego i Johnsona, jeden z głównych architektów amerykańskiej strategii w wojnie wietnamskiej. „Chcemy, by Związek Radziecki i narody Europy Wschodniej zrozumiały, że będziemy szli krok w krok z nimi, jak długo będą chciały eksplorować każdą ścieżkę do trwałego pokoju" – wtórował mu sekretarz stanu Dean Rusk. Nie wszyscy podzielali jednak takie stanowisko. „Stosujemy teraz te same złowrogie praktyki sprzedaży dóbr krajom komunistycznym, jakie stosowaliśmy przed II wojną światową, kiedy sprzedawaliśmy Japonii żelazny złom, który nie był »dobrem o znaczeniu strategicznym«" – alarmował demokratyczny senator Frank J. Lausche. Z kolei „Chicago Tribune" na początku stycznia 1967 r. donosiła, że „gdy po jednej stronie portu w Szczecinie z frachtowców wyładowywana jest amerykańska pszenica, po drugiej stronie tego samego portu ładowana jest broń, która ma zostać użyta do zabijania amerykańskich żołnierzy. (...) Polacy otrzymują pszenicę na kredyt, a w zamian wysyłają swoją broń do Wietnamu Północnego na kredyt".

Koła wojennej gospodarki się kręciły, a straty amerykańskie rosły wprost proporcjonalnie do wzrostu handlu z państwami Układu Warszawskiego. Nie ulegało wątpliwości, że Związek Radziecki wykorzysta zdobytą technologię i deficytowe surowce przede wszystkim do zwiększenia wysiłku zbrojeniowego. Nie ulegało też wątpliwości, że państwa komunistyczne utrzymują północnowietnamską zdolność bojową. Dr Anthony Sutton opisał ten proces w książkach „National Suicide: Military Aid to the Soviet Union" oraz „Best Enemy Money Can Buy". Stwierdza m.in.: „Kiedy cała retoryka o »pokojowym handlu« wyparowuje, dochodzimy do prostego wniosku – karabiny, amunicja, broń, systemy transportowe, które zabijały Amerykanów w Wietnamie, przyszły z subsydiowanej przez Amerykanów gospodarki Związku Radzieckiego. Ciężarówki wiozące tę broń Szlakiem Ho Chi Minha pochodziły ze zbudowanych przez Amerykanów fabryk. Statki wiozące dostawy do Sihanoukville i Hajfongu, a później do Angoli i Nikaragui, pochodziły od sojuszników z NATO i używały systemów napędowych, które nasz Departament Stanu mógł trzymać z dala od sowieckich rąk. (...) Techniczne możliwości prowadzenia wojen w Korei i Wietnamie wynikały u obu stron z zachodniej, głównie amerykańskiej technologii, a polityczna iluzja »pokojowego handlu« (...) była nośnikiem tej wojennej technologii". Jak zauważył dr Sutton: „100 tys. Amerykanów poległych w Korei i Wietnamie zostało zabitych przez naszą technologię".

Globalny plan

Strategia Waszyngtonu sprawiła, że wojna wietnamska z konfliktu, który mógł zostać rozstrzygnięty w ciągu pół roku, przerodziła się w rzeź trwającą kilkanaście lat. Czy jej autorzy doznali jakiegoś niewytłumaczalnego zaślepienia, czy działali z premedytacją? Częściowej odpowiedzi na to pytanie udzielił pułkownik Philip J. Corso, funkcjonariusz amerykańskich wojskowych tajnych służb, były członek personelu Rady Bezpieczeństwa Narodowego (NSC) za kadencji prezydenta Eisenhowera. Corso był 19 razy odznaczanym weteranem tajnych operacji w czasie II wojny światowej i wojny koreańskiej. Zdobył serca Amerykanów dopiero podczas swego wystąpienia w Kongresie 17 września 1996 r., dotyczącego zaginionych jeńców z Korei i Wietnamu. Wywołując wściekłość senatora Johna McCaina, stwierdził wówczas, że Wietnam po zakończeniu wojny przetrzymywał amerykańskich jeńców. Przyznał też, że podczas pracy w NSC odkrył zasady tzw. polityki ,,nie wygrywać", która go bardzo zaniepokoiła. Owa polityka zakazywała siłom zbrojnym USA odnosić decydujące zwycięstwa w zimnowojennych konfliktach, takich jak wojny w Korei i Wietnamie. Miały być one natomiast wykorzystywane jako okazje do wprowadzania bliżej nieokreślonych „zmian społecznych". Jak oświadczył Corso kongresmenom, owa zasada została wyrażona w dyrektywach NSC 68, NSC 68/2 i NSC 135/3 oraz dokumentach o nazwach: ORE 750, NIE 2, 2/1, 2/2, 10 i 11. Wojny te prowadzono tak, by ich nie wygrywać, ale maksymalnie przedłużać, przynosiło to jakieś korzyści.

Yanis Varoufakis, znany grecki ekonomista i były minister finansów, w swojej książce „Globalny Minotaur" zauważył, że wojna koreańska zapewniła popyt potrzebny do odrodzenia japońskiego przemysłu. Wojna wietnamska dała zaś wielki impuls rozwojowy Korei Południowej, Tajwanowi, Filipinom, Tajlandii, Malezji oraz Singapurowi. Czyżby więc była po prostu jednym z kroków ku budowie zglobalizowanej gospodarki?

To był konflikt, który drogo kosztował Amerykę. Oficjalne dane mówią o 58 318 poległych lub zaginionych amerykańskich żołnierzach w czasie wojny wietnamskiej. Wliczeni są w ten rachunek Amerykanie, którzy mogli znaleźć się w komunistycznej niewoli w Wietnamie, Laosie i Kambodży, a których los jest nieznany. 153 303 żołnierzy sił zbrojnych USA odniosło rany, około 20 tys. popełniło samobójstwo po zakończeniu konfliktu. Nigdy się nie dowiemy, ilu uzależniło się od narkotyków. Straty ponosili też sojusznicy USA: Korea Południowa, Australia, Nowa Zelandia i przede wszystkim Wietnam Południowy, który mógł stracić 100–250 tys. żołnierzy. Socjalistyczny Wietnam skrupulatnie milczał o swych stratach, choć szacuje się, że wojna kosztowała go od 400 tys. do miliona zabitych żołnierzy armii regularnej i partyzantów Wietkongu. Jeszcze trudniej ustalić liczbę zabitych wietnamskich cywilów. Może wynosić od 300 tys. do 2 mln. A trzeba też pamiętać o komunistycznych represjach po upadku Sajgonu. Gdy płk Le Xuan Chuyen, wielokrotnie odznaczany północnowietnamski bohater, zbiegł do USA, zeznał, że 5 mln ludzi z Wietnamu Południowego znalazło się na czarnych listach Hanoi. Mówił, że 10–15 proc. z nich zostanie zabitych, 40 proc. uwięzionych, a inni będą ,,reedukowani".

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Geneza bitwy pod Wiedniem
Historia
Trwają obchody 44. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych
Historia
Gdzie w Warszawie można jeszcze zobaczyć ślady walk z czasów powstania?
Historia
Pamiętajmy o ofiarach totalitaryzmów. Dziś Europejski Dzień Ofiar Reżimów Totalitarnych
Historia
Skąd się wziął Front Narodowy? Z najmroczniejszych kart francuskiej historii
Historia
Las Białucki odkrywa tajemnice