Dzisiaj myślimy o nizarytach wyłącznie jako zabójcach, używając ich arabskiej nazwy asasyni. W rzeczywistości zajmowali się oni głównie działalnością misjonarską. Krzewicieli nizaryckiej doktryny nazywano da'i. I to ich wysyłał wielki mistrz bractwa z Alamutu do odległych krajów, aby głosili wieści o nadejściu ukrytego imama. Tajniki ich doktryny i rytuałów nie są dzisiaj znane, ponieważ stanowiły tajemnicę przekazywaną z mistrza na ucznia. Nawet jeżeli były zapisane, to z ogromną skrupulatnością były niszczone przez sunnitów, szyitów i niepodzielających nizaryckich poglądów izmailitów, a później Mongołów, Turków Seldżuckich, Osmanów i chrześcijan. Nizaryci byli wyklęci niczym mormoni w Ameryce. Z tą tylko różnicą, że wcale nie zamierzali budować swojego świata, nadstawiając policzek. Natomiast mitem jest, że nie negocjowali, nie dyskutowali, nie zastanawiali się nad alternatywnymi rozwiązaniami. Zabójstwo przeciwników traktowali jako ostateczne rozwiązanie problemów. Mimo to sami zbudowali czarną legendę, która żyje do dzisiaj.
Nasza wiedza o asasynach z XII w. opiera się głównie na przekazie Marca Polo, którego wiarygodność wciąż wywołuje spory wśród historyków. „Mulehet jest krajem, gdzie, jak powiadają, pewien zły książę, zwany Starcem z Gór, zwykł był niegdyś przebywać – pisał po latach od wizyty na Bliskim Wschodzie wenecki podróżnik. – Mulehet ma oznaczać w języku Saracenów miejsce, gdzie przebywają heretycy wobec religii saraceńskiej (...) Starzec w ich języku zwał się Alaodyn. Kazał on założyć w dolinie między dwiema górami największy i najpiękniejszy ogród, jaki kiedykolwiek oglądano. Było tam wszelakie dobro, roślin i kwiatów obfitość tam była rozkoszna. Były tam wszystkie najlepsze owoce świata i drzewa wszelakie, jakie znaleźć zdołał. (...) I kazał zbudować (...) wiele pięknych fontann i przeprowadzić tam kazał kanały; jednymi płynęło wino, innym mleko, tymi miód, owymi woda. I przebywały tam najurodziwsze damy i dziewice świata, umiejące grać na wszystkich instrumentach i śpiewać dźwięcznie i słodko, i tańczyć dokoła zdrojów piękniej niż inne kobiety".
Już sam ten opis bardziej pasuje do „Baśni tysiąca i jednej nocy" niż do sprawozdania z podróży do ukrytej gdzieś w syryjskich górach siedziby tajemniczego przywódcy nizarytów. Pewne jest tylko jedno: Starzec z Gór naprawdę istniał, a jego warownie na szczytach syryjskich gór naprawdę mogły Europejczykom przypominać ogrody seraju.
Rozłam
Raszid ad-Din Sinan, którego później będą nazywać Starcem z Gór, urodził się ok. 1135 r. niedaleko Basry. Dzisiaj jest to drugie pod względem wielkości miasto Iraku. W czasach młodości Sinana było jednym z ważniejszych centrów handlowych i kulturalnych arabskiego świata. Z zachowanych kronik wiemy, że ojciec Sinana był zamożnym członkiem wioskowej starszyzny. Majątek, jaki zgromadził, pozwoliłby jego synowi na dostatnie życie. Ten jednak poznał już we wczesnej młodości grupy radykalnych szyitów, które zafascynowały go swoją ideologią. Swoim biografom Sinan kazał napisać, że to przede wszystkim konflikt ze starszymi braćmi spowodował, że wygnano go z rodzinnego domu. „Między mną a braćmi zaszło coś, co mnie zmusiło do opuszczenia ich, udałem się więc w drogę bez zapasów i pieszo. Szedłem tak długo, aż dotarłem do Alamutu i tam się zatrzymałem" – kazał napisać swoim skrybom. W rzeczywistości prawdopodobnym powodem opuszczenia rodzinnej wsi było przystąpienie Sinana do nizarytów. W każdym razie na pewno rozstanie z wygodnym życiem w domu rodziców skierowało go na drogę prowadzącą prosto do Alamutu.
Tam ówczesny wielki mistrz nizarytów Muhammad I udzielił mu nie tylko schronienia, ale także zapewnił naukę w szkole. Przypuszcza się, że Muhammad i Sinan zaprzyjaźnili się, co później skutkowało nadaniem Sinanowi wysokiego stanowiska w nizaryckiej społeczności.