Asasyni: Starzec z Gór. Część IV

Asasynów bali się nawet krzyżowcy. Wydawało się, że nizaryci nie mogli przeniknąć do hermetycznego kręgu rycerstwa europejskiego. Skuteczną barierą były: język, religia, obyczaje i wygląd. Jak się jednak okazywało, nie powstrzymywało to przebiegłych zabójców.

Publikacja: 06.06.2019 21:00

Syryjski zamek Masjaf, który w 1176 roku został prawdopodobnie przejęty przez asasynów

Syryjski zamek Masjaf, który w 1176 roku został prawdopodobnie przejęty przez asasynów

Foto: Wikipedia/ domena publiczna

Dzisiaj myślimy o nizarytach wyłącznie jako zabójcach, używając ich arabskiej nazwy asasyni. W rzeczywistości zajmowali się oni głównie działalnością misjonarską. Krzewicieli nizaryckiej doktryny nazywano da'i. I to ich wysyłał wielki mistrz bractwa z Alamutu do odległych krajów, aby głosili wieści o nadejściu ukrytego imama. Tajniki ich doktryny i rytuałów nie są dzisiaj znane, ponieważ stanowiły tajemnicę przekazywaną z mistrza na ucznia. Nawet jeżeli były zapisane, to z ogromną skrupulatnością były niszczone przez sunnitów, szyitów i niepodzielających nizaryckich poglądów izmailitów, a później Mongołów, Turków Seldżuckich, Osmanów i chrześcijan. Nizaryci byli wyklęci niczym mormoni w Ameryce. Z tą tylko różnicą, że wcale nie zamierzali budować swojego świata, nadstawiając policzek. Natomiast mitem jest, że nie negocjowali, nie dyskutowali, nie zastanawiali się nad alternatywnymi rozwiązaniami. Zabójstwo przeciwników traktowali jako ostateczne rozwiązanie problemów. Mimo to sami zbudowali czarną legendę, która żyje do dzisiaj.

Nasza wiedza o asasynach z XII w. opiera się głównie na przekazie Marca Polo, którego wiarygodność wciąż wywołuje spory wśród historyków. „Mulehet jest krajem, gdzie, jak powiadają, pewien zły książę, zwany Starcem z Gór, zwykł był niegdyś przebywać – pisał po latach od wizyty na Bliskim Wschodzie wenecki podróżnik. – Mulehet ma oznaczać w języku Saracenów miejsce, gdzie przebywają heretycy wobec religii saraceńskiej (...) Starzec w ich języku zwał się Alaodyn. Kazał on założyć w dolinie między dwiema górami największy i najpiękniejszy ogród, jaki kiedykolwiek oglądano. Było tam wszelakie dobro, roślin i kwiatów obfitość tam była rozkoszna. Były tam wszystkie najlepsze owoce świata i drzewa wszelakie, jakie znaleźć zdołał. (...) I kazał zbudować (...) wiele pięknych fontann i przeprowadzić tam kazał kanały; jednymi płynęło wino, innym mleko, tymi miód, owymi woda. I przebywały tam najurodziwsze damy i dziewice świata, umiejące grać na wszystkich instrumentach i śpiewać dźwięcznie i słodko, i tańczyć dokoła zdrojów piękniej niż inne kobiety".

Już sam ten opis bardziej pasuje do „Baśni tysiąca i jednej nocy" niż do sprawozdania z podróży do ukrytej gdzieś w syryjskich górach siedziby tajemniczego przywódcy nizarytów. Pewne jest tylko jedno: Starzec z Gór naprawdę istniał, a jego warownie na szczytach syryjskich gór naprawdę mogły Europejczykom przypominać ogrody seraju.

Rozłam

Raszid ad-Din Sinan, którego później będą nazywać Starcem z Gór, urodził się ok. 1135 r. niedaleko Basry. Dzisiaj jest to drugie pod względem wielkości miasto Iraku. W czasach młodości Sinana było jednym z ważniejszych centrów handlowych i kulturalnych arabskiego świata. Z zachowanych kronik wiemy, że ojciec Sinana był zamożnym członkiem wioskowej starszyzny. Majątek, jaki zgromadził, pozwoliłby jego synowi na dostatnie życie. Ten jednak poznał już we wczesnej młodości grupy radykalnych szyitów, które zafascynowały go swoją ideologią. Swoim biografom Sinan kazał napisać, że to przede wszystkim konflikt ze starszymi braćmi spowodował, że wygnano go z rodzinnego domu. „Między mną a braćmi zaszło coś, co mnie zmusiło do opuszczenia ich, udałem się więc w drogę bez zapasów i pieszo. Szedłem tak długo, aż dotarłem do Alamutu i tam się zatrzymałem" – kazał napisać swoim skrybom. W rzeczywistości prawdopodobnym powodem opuszczenia rodzinnej wsi było przystąpienie Sinana do nizarytów. W każdym razie na pewno rozstanie z wygodnym życiem w domu rodziców skierowało go na drogę prowadzącą prosto do Alamutu.

Tam ówczesny wielki mistrz nizarytów Muhammad I udzielił mu nie tylko schronienia, ale także zapewnił naukę w szkole. Przypuszcza się, że Muhammad i Sinan zaprzyjaźnili się, co później skutkowało nadaniem Sinanowi wysokiego stanowiska w nizaryckiej społeczności.

Kiedy do Alamutu dotarły wieści o rozłamie wśród syryjskich nizarytów, Muhammad uznał, że Sinan jest najwłaściwszą osobą, która może zapanować nad sytuacją i przywrócić jedność. Sinan musiał pokonać drogę z Persji do Syrii, podróżując tajemnymi szlakami, z dala od głównych gościńców i omijając miasta, w których mógłby wzbudzić podejrzenie i zostać aresztowany. Miał bowiem przy sobie instrukcje napisane przez wielkiego mistrza Muhammada I, które, gdyby wpadły w niepowołane ręce, na pewno skazałyby go na śmierć. Po długiej i niebezpiecznej wędrówce Sinanowi udało się dotrzeć do miasta Aleppo w północno-zachodniej Syrii, gdzie rządził nieprzejednany wróg szyitów Nur ad-Din. Sinan miał szczęście, że sunnicki wódz akurat wyruszył na wyprawę wojenną i w mieście były znacznie zmniejszone środki bezpieczeństwa. Sinan odnalazł nielicznych już nizarytów, którym przekazał instrukcje od wielkiego mistrza.

Syryjscy nizaryci przeprowadzili wysłannika do twierdzy Kahf. Tam się okazało, że syryjscy nizaryci wybrali na swojego przywódcę Abu Muhammada, który wcale nie zamierzał słuchać rad wysłannika mistrza z Alamutu. Nie wiemy, jaką w tamtym czasie rolę miał odegrać Sinan. Nieliczne zachowane do naszych czasów przekazy milczą na temat pierwszych siedmiu lat obecności Sinana w Syrii. Pewne jest, że gdy Abu Muhammad zmarł, wcale nie było wiadomo, kto go zastąpi, a to wskazywało, że pozycja Sinana wśród syryjskich nizarytów wcale nie była ugruntowana. Wobec braku instrukcji z Alamutu po władzę sięgnął Ali Ibn Mas'ud. Część syryjskich nizarytów uznała Mas'uda za uzurpatora i wypowiedziała mu posłuszeństwo. Dwóch z nich, niejaki Abu Mansur i Fahd, zasztyletowało Mas'uda w czasie kąpieli w łaźni. Kiedy ich aresztowano, poproszono Alamut o instrukcje, jaką wymierzyć im karę. Abu Mansur został zabity, ale Fahd z nieznanych nam dzisiaj powodów został wypuszczony na wolność.

Wobec braku przywódcy kontrolę nad społecznością nizarycką w Syrii przejął Sinan. Wkrótce nadeszły z Alamutu instrukcje legitymizujące jego władzę. Sinan ogłosił rekrutację nowych fedainów. Teraz rozpoczął także przebiegłą politykę, która miała przynieść nizarytom korzyści ze skomplikowanej sytuacji w regionie. Sinan doszedł do wniosku, że wspomagając jednych i eliminując drugich, może prowadzić skomplikowaną grę polityczną. Jego nie obowiązywały do tego żadne zasady. Ważne było jedynie, żeby fedainowie byli bezwzględnie lojalni wobec swojego przywódcy.

Zabójstwo hrabiego Trypolisu

Dla Sinana największą zagadką pozostawali krzyżowcy. Wiele wskazuje na to, że podziwiał ich religijny zapał. Nie byli muzułmanami, ale wydawali mu się bliżsi duchowo niż przeżarci korupcją sunnici.

Uważał, że prawowierny muzułmanin może odczuwać szacunek wobec pobożnego chrześcijanina, tak samo jak dla muzułmanina. Sinan zdawał się zastanawiać nad jakąś formą przymierza z europejskimi rycerzami, którzy pewni słuszności swojej sprawy pragnęli ustanowienia wielkiego chrześcijańskiego królestwa Lewantu. Zresztą początki ich ekspansji były bardzo obiecujące.

Po zdobyciu Jerozolimy w 1099 r. udało im się odeprzeć Fatymidów z Egiptu. Z kolei po zdobyciu Akki i Jaffy wszystko wskazywało, że Europejczyków nikt już nie zatrzyma. I dopiero utrata Edessy okazała się ciosem, który załamał morale rycerstwa. W dodatku bizantyjski cesarz Jan II Komnen przypomniał sobie o dawnych ziemiach swojego imperium i wyruszył z potężną armią w celu odbicia Antiochii z rąk Franków. Tym jednak udało się podstępem utrzymać miasto, ale jedność chrześcijan się załamała. Sinan, nieznający teologicznych zawiłości różniących katolików od prawosławnych, zwietrzył trop: między tymi dziwnymi chrześcijanami jest jakaś kość niezgody, którą można odpowiednio wykorzystać. Zainteresowanie cesarza dawnymi ziemiami imperium oznaczało dla krzyżowców konieczność walki na dwa fronty, a dla muzułmanów było nadzieją na wyhamowanie zwycięskiego pochodu chrześcijaństwa.

Czy zatem nizaryci i krzyżowcy mogli dojść do porozumienia? Frankowie oskarżali przecież asasynów o zabicie hrabiego Rajmunda z Trypolisu, właściciela Crac des Chevaliers – jednej z najwspanialszych twierdz rycerskich w zachodniej Syrii. Mimo to w 1173 r. rozpoczęli tajne rokowania z nizarytami, które zakończyły się ustanowieniem sojuszu szczególnie cennego dla nizarytów. Sinan był tak zadowolony z tego aliansu, że zdecydował się nawet wysłać poselstwo na dwór króla Jerozolimy Amalryka I. Podobno poseł tak chciał oczarować Franków, że zapewniał ich, iż jego współwyznawcy uważają Jezusa za wielkiego i świętego proroka.

Ale krzyżowcy mieli większe zmartwienia niż spory teologiczne z ismailicką sektą. W Outremerze brakowało ludzi zdolnych do obrony granic chrześcijańskiego państwa. Dlatego koniecznością stało się utworzenie stałych formacji zbrojnych na usługach króla jerozolimskiego. Pierwszą był założony przez błogosławionego Gerarda Tongue'a w 1098 r. zakon szpitalników, a drugą powstały w 1120 r. w Jerozolimie zakon templariuszy. I to ci drudzy na wieść o zamordowaniu w 1152 r. Rajmunda z Trypolisu zaatakowali nizarytów, domagając się wydania osób winnych tej zbrodni. Dopiero król Amalryk I załagodził sprawę i podjął negocjacje z nizarytami w sprawie okupu. Templariusze nigdy jednak nie przebaczyli zabójstwa francuskiego arystokraty. Kiedy na tron jerozolimski wstąpił jego syn Rajmund III, wszelkie rozmowy między obiema stronami zostały zerwane. Jak pokazała później historia, obie strony na tym rozłamie straciły.

  

  

Dzisiaj myślimy o nizarytach wyłącznie jako zabójcach, używając ich arabskiej nazwy asasyni. W rzeczywistości zajmowali się oni głównie działalnością misjonarską. Krzewicieli nizaryckiej doktryny nazywano da'i. I to ich wysyłał wielki mistrz bractwa z Alamutu do odległych krajów, aby głosili wieści o nadejściu ukrytego imama. Tajniki ich doktryny i rytuałów nie są dzisiaj znane, ponieważ stanowiły tajemnicę przekazywaną z mistrza na ucznia. Nawet jeżeli były zapisane, to z ogromną skrupulatnością były niszczone przez sunnitów, szyitów i niepodzielających nizaryckich poglądów izmailitów, a później Mongołów, Turków Seldżuckich, Osmanów i chrześcijan. Nizaryci byli wyklęci niczym mormoni w Ameryce. Z tą tylko różnicą, że wcale nie zamierzali budować swojego świata, nadstawiając policzek. Natomiast mitem jest, że nie negocjowali, nie dyskutowali, nie zastanawiali się nad alternatywnymi rozwiązaniami. Zabójstwo przeciwników traktowali jako ostateczne rozwiązanie problemów. Mimo to sami zbudowali czarną legendę, która żyje do dzisiaj.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?