Według jednych był międzynarodowym agentem, który służył różnym sprawom, ale nie sprawie polskiej. Według drugich był szarą eminencją w polskim rządzie na uchodźstwie, człowiekiem, bez którego nie działy się żadne sprawy, który potrafił narzucić nawet generałowi Sikorskiemu swoją wolę i który był prawdziwym aranżerem relacji i autorem układów ze Związkiem Sowieckim. On też, jak świadczą dokumenty, po układzie Majski–Sikorski, jako pierwszy przedstawiciel Polski, w randze chargé d'affaires, udał się na kilka tygodni do Moskwy, ale nie na prośbę premiera Sikorskiego, tylko Churchilla i brytyjskiego ambasadora w Moskwie Stafforda Crippsa. No to co to za Polak? – pytano. O jego stosunkach, znajomościach i koneksjach krążyły legendy. W licznych wspomnieniach, które pojawiły się w londyńskim „Timesie" po śmierci Retingera w czerwcu 1960 r., znalazło się wojenne wspomnienie sir Beddingtona Behrensa, który twierdził, że wystarczyło, że Retinger sięgnął po słuchawkę telefoniczną, a uzyskiwał natychmiastowe połączenie z prezydentem Stanów Zjednoczonych.