W amerykańskim tygodniku „Variety” 24 lutego 1965 r. ukazał się nekrolog o znamiennej treści: „Książę Michał Waszyński, producent filmowy, w wieku sześćdziesięciu lat zmarł na atak serca 20 lutego w Madrycie”. Dodajmy, że zmarł w czasie wystawnego przyjęcia, nad porcją trufli. Do końca pozostał wierny kolejnej swojej kreacji – arystokraty. Po wojnie podawał się za potomka polskiej rodziny królewskiej, któremu hitlerowcy odebrali i zniszczyli podwarszawski pałac… Nikomu spośród jego włoskich, hiszpańskich czy amerykańskich przyjaciół do głowy nie przyszło, by weryfikować te rewelacje. Tym bardziej że Waszyński nosił się i zachowywał jak przystało na prawdziwego arystokratę. Kiedy umierał, rzeczywiście był właścicielem m.in. pałacu w Rzymie i kolekcji dzieł sztuki, jeździł rolls-royce’em, a wśród przechowywanych dokumentów miał też certyfikat przesłany mu przez zakon św. Jerzego z Antiochii, w którym figuruje jako „arystokrata, książę Waszyński”. W ostatniej dekadzie życia obracał się wśród ówczesnej elity, której przedstawiciele wiedzieli np., że był gejem, ale przymykali na to oko, traktując jego homoseksualizm jako jedną z licznych i typowych dla przedstawiciela wyższych sfer ekstrawagancji. Zaprzyjaźniony był z zamożną rodziną Dickmannów – i to w ich rodowym grobowcu w Rzymie został pochowany.
W filmie Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego „Książę i dybuk” (2017), który na 74. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji zdobył nagrodę dla najlepszego dokumentu o kinie i sztuce filmowej, Dickmannowie wypowiadają się o Waszyńskim w samych superlatywach: „Był częścią rodziny” (Giampaolo Dickmann), „Wyrafinowany, elegancki, wielki mag” (Michaela Dickmann, córka chrzestna Waszyńskiego, która imię otrzymała na jego cześć). Najmocniejsze zdanie o Waszyńskim wypowiada w dokumencie Vanna Pozzonelli-Dickmann: „Był katolikiem jak papież”. On – homoseksualista, hedonista i Żyd. Ale o jego chasydzkich korzeniach po wojnie mało kto wiedział, a on sam w ogóle nie mówił o przeszłości. Czasem tylko, skryty w swej samotni, z dala od ludzkich oczu, notował: „Pożegnałem się z własną pamięcią. Dobrze mi robi, nie wiedzieć, kim jestem. (…) Milczę. (…) Skończyło się moje miasto, jakbym nigdy nie miał miejsca młodości”.
Mosze, syn kowala z Kowla
Nawet jeśli ktoś całkowicie odetnie się od swoich korzeni, to nie da się im zaprzeczyć. Michał Waszyński urodził się 29 września 1904 r. jako Mosze Waks w rodzinie ortodoksyjnych Żydów z Wołynia. Jego ojciec w Kowlu był znanym kowalem, a matka – Cylia (Cecylia) z domu Flesz – dorabiała do domowego budżetu, handlując drobiem. W dokumencie „Książę i dybuk” mowa jest także o siostrach, ale jego autorom nie udało się we współczesnym Kowlu odnaleźć kogokolwiek z rodziny Mosze Waksa. Nic dziwnego – latem 1942 r. Niemcy zlikwidowali tamtejsze getto i zamordowali wszystkich jego mieszkańców. Niewiera i Rosołowski dotarli jedynie do dalekich krewnych, Waksów mieszkających obecnie w Izraelu. W filmie wypowiadają jednak znamienne słowa: „Zhańbił rodzinę, bo przeszedł na katolicyzm” – jeśli Żyd porzuca judaizm, to cała społeczność żydowska uważa go za zmarłego; dlatego rodzina nie utrzymywała z nim kontaktów. Pytanie tylko, dlaczego Mosze zdecydował się na tak radykalny krok?
Jako dziecko był krnąbrnym uczniem, zarówno w chederze (szkoła podstawowa o charakterze religijnym utrzymywana przez gminę), jak i kowelskiej jesziwie, gdzie jako nastolatek kontynuował naukę. Miał skłonność do zadawania kłopotliwych dla nauczycieli pytań – ich zdaniem wręcz bezczelnych i obrazoburczych, jak choćby to: „Rebe, czy rzeczywiście istnieją istoty takie jak diabły?”. Jak czytamy u Janusza R. Kowalczyka (Culture.pl), „za tak jawne kwestionowanie powagi religijnej edukacji [Mosze] został przez belfra spoliczkowany, a następnie – relegowany ze szkoły”. A przecież jego dociekliwość świadczyła o wyjątkowej inteligencji i wrażliwości. Już wkrótce – niczym romantyczny bohater – przejdzie pierwszą ze swych przemian.
Prawda jest taka, że niewiele wiemy, co się z nim działo aż do roku 1922. Być może pomagał ojcu w jego kuźni, zanim wyjechał na zawsze z Kowla? W każdym razie, nim ukończył 18 lat, znalazł się w Warszawie, gdzie poznał Wiktora Biegańskiego, reżysera. Został jego gońcem, asystentem, a wkrótce powiernikiem. To w filmie Biegańskiego jedyny raz wystąpił przed kamerą. „Zazdrość” kinową premierę miała 5 września 1922 r., a zatem gdy kręcono film, Mosze nie był jeszcze pełnoletni. Co ciekawe, zagrał postać… nauczyciela (niestety, żadna kopia nie przetrwała do naszych czasów). Biegański zasugerował młodzieńcowi, by – wzorem wielu innych Żydów wkraczających do świata filmu – zmienił nazwisko na polsko brzmiące. Skoro więc dla rodziny i gminy Mosze Waks umarł, narodził się Michał Waszyński.