Trylogia wyreżyserowana przez Sylwestra Chęcińskiego, czyli „Sami swoi" (1967 r.), „Nie ma mocnych" (1974 r.) i „Kochaj albo rzuć" (1977 r.), do dziś powtarzana jest w telewizji. Nadal chętnie oglądają te filmy kolejne pokolenia, niezmiennie rozśmieszają do łez. Ta niepowtarzalna komedia opowiada o powojennych losach dwóch rodzin z Kresów – przymusowych przesiedleńcach, którzy zajmują sąsiadujące ze sobą gospodarstwa gdzieś na Ziemiach Odzyskanych. W barwnej historii obu rodów scenarzysta Andrzej Mularczyk zawarł opowieść o niełatwym losie kresowiaków, którzy – zmuszeni do opuszczenia swych ojcowizn – musieli nauczyć się żyć w powojennej Polsce, a potem radzić sobie w szaroburej rzeczywistości PRL-u. Rodziny Kargulów i Pawlaków jeszcze od przedwojnia toczyły spór „o miedzę", nie inaczej działo się na nowym miejscu.
„Kargul, podejdź no do płota, jak i ja podchodzę"
Komediowa warstwa trylogii opierała się na codziennych waśniach sąsiadujących ze sobą rodów i odmiennych osobowościach głównych bohaterów: „Pawlak to mały zadziora, wulkan energii, więc szukałem kogoś większego, spokojniejszego, kogoś, kto stworzyłby dla niego idealne otoczenie" – podkreślał po latach reżyser Sylwester Chęciński (za: Dariusz Koźlenko, „»Sami swoi«. Za kulisami komedii wszech czasów", Fabuła Fraza, 2016). Kargula zagrał Władysław Hańcza (o którym pisałam w „Rzeczy o Historii" w wydaniu z 2 grudnia 2017 r.), Kazimierza Pawlaka – Wacław Kowalski. Dzięki zderzeniu dwóch odmiennych osobowościowo postaci (i aktorów) powstał nasz rodzimy „Flip i Flap": Pawlak jest wybuchowy i nieprzewidywalny, ale zarazem poczciwy i jowialny, Kargul natomiast to podejrzliwy, mrukliwy i spoglądający spode łba chłop. O ile jednak Wacław Kowalski naprawdę był „chłopem zza Buga", o tyle wybór Hańczy – wcześniej grającego głównie szlachciców i arystokratów – do roli Kargula budził pewne wątpliwości. Sylwester Chęciński, reżyser „Samych swoich", tak to komentował: „Hańcza był dystyngowanym facetem, człowiekiem dbającym o maniery, o nieskazitelną elegancję. Starszy pan z kolorowymi fularami. U Wacka [Kowalskiego, filmowego Kazimierza Pawlaka] wszystko było na wierzchu, cała spontaniczność, emocje". A że na planie między oboma aktorami iskrzyło, to owa rywalizacja przełożyła się na relacje między bohaterami. Wacław Kowalski tak bardzo chciał dorównać Hańczy, że go... przewyższył. W efekcie to on skradł serca widzów.
Hańcza był już wtedy uznanym aktorem, a Kowalski zagrał wcześniej jedynie dziesiątki epizodów. Jak czytamy u Koźlenki, scenarzysta Andrzej Mularczyk na wieść, że rolę Pawlaka dostał Wacław Kowalski, miał powiedzieć do swej żony: „Zapomnij o tym scenariuszu, zapomnij, że go w ogóle napisałem. Zapomnij o tym filmie. To klapa. Koniec, kropka". Mularczyk nie tylko bardzo się pomylił w swym osądzie, ale kilka lat później napisał ciąg dalszy przygód Pawlaków i Kargulów. A Sylwester Chęciński w wywiadach podkreślał, że „Kowalski dostał od Pana Boga polecenie, żeby tu, na ziemi, zagrał Pawlaka. I on, Kowalski, tę misję wypełnił" – dodajmy: wypełnił ją po mistrzowsku. A jak wyglądało jego życie i aktorska droga przed rolą w „Samych swoich"?
„Sanację przeżył, dwie wojny światowe, z sąsiadami nie liczę, wędrówki ludów ja przebył"
Dzieje Wacława Kowalskiego są nie mniej zawiłe niż filmowego Pawlaka. Urodził się w czasie I wojny światowej,
Władysław Hańcza jako Kargul i Wacław Kowalski w roli Pawlaka stworzyli nieśmiertelny i przezabawny duet w „Samych swoich”