Pierwszy raz spotkałem doktora Marka Edelmana wiosną 1993 r. Do Polski przyjechała wówczas delegacja izraelska na czele z premierem i ministrem obrony Icchakiem Rabinem, aby wziąć udział w uroczystościach z okazji 50. rocznicy powstania w getcie warszawskim. Jako przewodniczący Knesetu byłem członkiem delegacji. Po wzruszających uroczystościach wojskowych w Belwederze prezydent Lech Wałęsa i premier Hanna Suchocka zaprosili nas na kolację. Tam właśnie zetknąłem się z Markiem Edelmanem, zdeklarowanym zwolennikiem "Solidarności", postacią bardzo popularną i wysoko cenioną przez Wałęsę. Byłem pod wielkim wrażeniem spotkania z zastępcą dowódcy powstania w getcie warszawskim, człowiekiem, którego od moich młodych lat uznawałem za bohatera. Sama rozmowa z Edelmanem stanowiła dla mnie ważne przeżycie. Jest to człowiek niezwykły, bardzo inteligentny, bardzo żydowski, europejski, bardzo polski, socjalistyczny, demokratyczny i odważny. Syjoniści w Izraelu oraz wśród Żydów na całym świecie krytykowali Edelmana za jego bundowskie poglądy, za jego antysyjonizm i ostrą krytykę postawy Izraela w zatargach izraelsko-palestyńskich. A swoje zda nie wyrażał Edelman zawsze dobitnie i ostro, nigdy nie używając okrągłych wyrażeń dyplomatycznych.
Ja jestem syjonistą, ale wtedy nie tylko nie chciałem uniknąć spotkania z Edelmanem, lecz na odwrót, zamierzałem poznać się z tym odważnym człowiekiem. Zrobiłem to otwarcie, a nawet nieco demonstracyjnie, w przeciwieństwie do części naszej delegacji, która go zbojkotowała.
Kiedy sporządzano listę przemawiających na uroczystościach przy pomniku Bohaterów Getta, prezydent Wałęsa nalegał, żeby w imieniu delegacji polskiej przemawiał jeden z tych bohaterów - Marek Edelman. Ze strony izraelskiej miał wystąpić premier Icchak Rabin. Członkowie delegacji izraelskiej oburzyli się na planowane wystąpienie Edelmana i wywarli nacisk na Rabina, żeby zaprotestował. Rabin znalazł się między młotem a kowadłem.
Z racji mojej z nim zażyłości z naszych rozmów wiedziałem, że był przerażony tym naciskiem, ponieważ jego stosunek do Edelmana był przede wszystkim stosunkiem jednego bojownika o wolność do drugiego. Ale chcąc uniknąć głośnego skandalu, Rabin uległ presji członków delegacji. Prezydent Wałęsa, żeby również nie zadrażniać sytuacji, zgodził się, choć z demonstracyjną niechęcią, zrezygnować z wystąpienia Edelmana, które byłoby przecież rzeczą naturalną i zrozumiałą. Ale podczas uroczystości Wałęsa zadziwił wszystkich. Kiedy przyszła na niego kolej, by złożyć wieniec pod pomnikiem w imieniu Polski, wziął za rękę Edelmana i jego wnuczkę i uczynili to razem. Spowodowało to w gronie delegacji izraelskiej wielką konfuzję. Byli tacy, którzy uznali postępowa nie Wałęsy za prowokację. Ja natomiast uważałem, że Wałęsa uratował naszą godność i wyraził szacunek ze strony Polaków zarówno dla powstania żydowskiego, jak i do Żydów, którzy walczyli przeciw hitleryzmowi.·
Po przyjeździe do Polski w 2001 r., kiedy zostałem ambasadorem Izraela, nawiązałem kontakt z Markiem Edelmanem i byłem inicjatorem licznych naszych spotkań w jego skromnym domku w Łodzi, w rezydencji ambasadora w Warszawie oraz podczas różnych uroczystości. Chciałem brać udział w wydarzeniach, w których uczestniczył bohater mojej młodości. Tak było w Wyszkowie, mieście, gdzie urodził się dowódca powstania w warszawskim getcie Mordechaj Anielewicz, kiedy odsłaniano tam jego pomnik. Tak było w Kielcach, kiedy odbywały się akademie ku czci pamięci Sprawiedliwego wśród Narodów Świata profesora Jana Karskiego, który przekazał aliantom prawdę o rzezi Żydów polskich, ale napotkał zamknięte drzwi i nieczułe serca przywódców zachodnich. Przemówienia Edelmana, ostre, odważne, proste i moralne, rozbijały rutynę zużytych, a czasem nawet wykorzystywanych do różnych manipulacji szablonów. Edelman, bojownik i lekarz, intelektualista, symbolizował bardziej niż inni tę szczególność żydowską, która znalazła swój wyraz w tym stałym przepływie energii między sercem a głową.