Jednak nazistowska elita zdawała sobie sprawę, że przynajmniej część prawdy o klęsce stalingradzkiej dotrze do Niemców. Dlatego z uwagą obserwowała nastroje społeczne. W poufnym raporcie Sicherheitsdienst (Służby Bezpieczeństwa – SD) z lutego 1943 roku, przeznaczonym dla Hitlera i wyższych funkcjonariuszy partyjnych i państwowych, odnotowano: „Pojawiło się przekonanie, że Stalingrad oznacza przełom w wojnie (…) Niektórzy Niemcy, wykazujący najbardziej chwiejne postawy, w upadku Stalingradu widzą początek końca”.

Klęska stalingradzka przyniosła otrzeźwienie również w armii, a nawet w bezpośrednim otoczeniu Hitlera. Adiutant dyktatora Nicolaus von Below wspominał: „Wyrażonej w odezwie noworocznej 1943 wiary Hitlera w zwycięstwo nie mogłem już podzielać. Ale nie mogłem także uwierzyć, że Niemcy wojnę przegrają. Marzyło mi się jakieś rozsądne pokojowe rozwiązanie w Europie, które mimo wszystko wydawało mi się przy odrobinie dobrej woli jeszcze osiągalne. Z nastrojów w Kwaterze Głównej Führera można było wnosić, że ten pogląd jest tam powszechny, jak też w całym Wehrmachcie”. Część korpusu dowódczego, uznając Hitlera za winnego klęski stalingradzkiej i innych niepowodzeń Wehrmachtu, a także za główną przeszkodę na drodze do rozmów z Brytyjczykami i Amerykanami, zawiązała spisek na jego życie. Plan zlikwidowania dyktatora narodził się wśród oficerów sztabu gen. von Klugego, dowódcy Grupy Armii Środek na przełomie 1942/1943 roku. Hitlera miano zlikwidować w marcu 1943 roku podczas jego pobytu w sztabie grupy w Krasnym Borze pod Smoleńskiem. W ostatniej chwili jednak von Kluge powstrzymał zamachowców, argumentując, że śmierć wodza Trzeciej Rzeszy wywoła represje SS i może być początkiem wojny domowej.