W maju 1947 r. rozpoczęła się bitwa o handel. Po dwóch latach wszystkie hurtownie i 38 procent sklepów detalicznych było w rękach państwa. Rząd stworzył przedsiębiorstwo Miejski Handel Detaliczny. „Prywatnym właścicielom odbierano sklepy wraz z wyposażeniem i znajdującymi się w nich towarami, bez odszkodowania. Przeważnie zamykano je na dłuższy czas, bo MHD nie miał przygotowanego personelu. Dobrze, że przekupki nadal intensywnie zwoziły produkty żywnościowe ze Stargardu, bo byśmy z głodu poumierali” – wspominał kierowca PKS ze Szczecina Marian Sękowski. Reforma rolna, a następnie tworzenie spółdzielni rolniczych spowodowały braki żywności. Przed głodem miał uchronić kraj import żywności. W 1948 roku Polska kupiła za granicą żywność za 100 mln dolarów, gdy cały import w tym roku wyniósł 400 mln dolarów. Dla porównania przed wojną wywóz produktów rolnych stanowił ok. 40 procent polskiego eksportu. Rząd wprowadził dostawy obowiązkowe. „Rolnicy bronili się przed kontyngentami, zaniedbywali uprawę roli i hodowlę zwierząt. Bili inwentarz i sami zjadali, nie dostarczając mięsa do miast. Rozpoczęły się rekwizycje jak za czasów okupacyjnych. Mięso i tłuszcze stały się towarem poszukiwanym. Cukier wydawano tylko pracującym na kartki” – wspominał Sękowski. Mimo tych problemów, w celach propagandowych, w styczniu 1949 roku zniesiono reglamentację żywności.
Brakowało nie tylko żywności, ale i podstawowych produktów przemysłowych. W sklepach (w tym coraz mniej licznych prywatnych) brakowało nawet gwoździ, chociaż huty i przemysł metalowy przekraczały plany. Priorytetem byli odbiorcy inwestycyjni: Ministerstwo Komunikacji oraz przemysł kupowały dwie trzecie produkcji hut. Państwowe zakłady, zmuszane do wykonywania planów ilościowych, ze źle zarządzanymi i opłacanymi pracownikami już na początku 1947 roku stały się deficytowe. W partyjnych dyskusjach pojawiły się pomysły, aby wprowadzić przepisy wymagające podniesienia jakości produkcji. Zastępca Minca Eugeniusz Szyr tak tłumaczył jesienią 1948 roku „okresowe trudności”: dotąd nie dysponujemy właściwą ewidencją maszyn i urządzeń i trudno jest ustalić w niektórych przemysłach cały szereg zasadniczych danych odnośnie płac, zatrudnienia, braków produkcyjnych, zużycia materiałów, paliwa, surowców itd.”. Podał też przykład sprawozdania za październik 1948 roku dyrekcji zakładu należącego do przemysłu średniego precyzyjnego: „Ilość maszynogodzin przepracowanych w stosunku do maszynogodzin dyspozycyjnych przy dwuzmianowej produkcji wyniosła mniej niż 50 procent. Jest to wprawdzie wypadek skrajny, trzeba jednak pamiętać o tym, że maszyny pracują u nas wolno, że przygotowanie produkcji jest nierównomierne, co powoduje duże straty czasu, że maszyny często wykorzystuje się dla prac niewymagających takiej mocy i takich urządzeń, że częste są wypadki psucia się maszyn na tle braku nadzoru, niedbałej konserwacji i braku zapobiegawczego i kapitalnego remontu”.