Skłóceni dziś ze sobą byli liderzy SLD z jednakowym zaangażowaniem kreują siebie i macierzystą formację na współautorów demokratycznych przemian w Polsce. Niedawno próbowali nawet przelicytować się w podtrzymywaniu postkomunistycznej mitologii na temat początków III RP. Leszek Miller, niechciany na listach wyborczych Lewicy i Demokratów, kilkakrotnie protestował przeciw „koniunkturalnemu fałszowaniu historii” w deklaracji programowej LiD powstałej pod okiem Aleksandra Kwaśniewskiego. „Najbardziej zirytowało mnie stwierdzenie, że odzyskanie pełnej niepodległości w 1989 roku było dziełem demokratycznej opozycji i wielkiego ruchu społecznego „Solidarność” – mówił Miller. – A przecież były inne strony porozumienia – partyjno-rządowa i opozycyjno-związkowa”. Zarzut ów charakteryzuje postkomunistyczną wersję wydarzeń z 1989 r. Skądinąd jest niezbyt zasadny, bo LiD nie jest aż tak rzeczowy i w identycznej poetyce podkreśla zasługi obu stron porozumienia.
Trudno się dziwić, że Miller, niegdysiejszy sekretarz Komitetu Centralnego PZPR, konsekwentnie broni bałamutnej tezy o tym, jak Czesław Kiszczak i Wojciech Jaruzelski pod koniec lat 80. zapałali żądzą wprowadzenia demokracji w Polsce, mimo iż niemal całe życie poświęcili na utrwalenie systemu terroru i zniewolenia. O wiele bardziej zastanawia, że dziennikarze przeprowadzający z nim wywiady na to nie reagują.
Teza, że komuniści są współtwórcami polskiej demokracji, jest równie przekonująca jak stwierdzenie, że terroryści są współautorami akcji uwolnienia porwanego. Bo przecież gdyby go nie więzili, nie można byłoby go uwolnić.
W drugiej połowie lat 80. kierownictwo PZPR – w odróżnieniu od społeczeństwa – wiedziało, że zmiany są nieuchronne. Z Moskwy otrzymywano wyraźne sygnały, że kłopoty ZSRR są tak duże, iż musi się on zająć sam sobą, a nie ochroną „bratnich partii” przed własnymi społeczeństwami. Dla Polski oznaczało to szansę na niepodległość. Dla władzy PZPR – śmiertelne niebezpieczeństwo. Obecność armii sowieckiej w Polsce i wielokrotnie wykorzystywana groźba interwencji (nawet ta będąca jedynie blefem – jak w 1981 roku) w obronie narzuconej władzy były fundamentem systemu komunistycznego i podstawą utrzymywania społeczeństwa w posłuszeństwie.Przystępując do rozmów z opozycją na temat koncepcji Okrągłego Stołu w 1988 roku, komuniści wiedzieli, że Moskwa im już niczego nie nakazuje. We własnym interesie podtrzymywali mit o tym, że wciąż musimy się liczyć z Wielkim Bratem. To był argument, który miał nakazywać ekipie „Solidarności” samoograniczanie i ostrożność w formułowaniu postulatów pełnej demokracji.
O czym więc chcieli rozmawiać przy planowanym Okrągłym Stole? Jak wyglądała wizja „demokracji” według PZPR? Świetnie zostało to wyłożone w tajnym dokumencie „Koncepcja przemian w systemie politycznym PRL w świetle uchwał VIII Plenum KC PZPR” z 5 września 1988 roku, opracowanym na zlecenie władz partii. Przede wszystkim w ogóle nie zamierzano dopuścić do wolnych wyborów czy pluralizmu politycznego. Chodziło o taką przebudowę PRL, aby, owszem, znalazło się w nim miejsce dla wcześniej wyizolowanej części opozycji, ale żeby nie naruszało to zasad „współdziałania na gruncie konstytucyjnego porządku PRL”. Czyli bez naruszania dominacji komunistów w życiu politycznym.