Tego, co działo się po przyjściu ojca z pracy, opowiedzieć nie podobna. Spróbuję jednak. Po pierwsze, wyszła mu żyła najpierw na lewej, a zaraz potem na prawej skroni. Po drugie, podniesionym głosem powiedział: „Cholera”, a po chwili wzmocnił to najstraszniejsze przekleństwo, jakie w życiu usłyszałem z jego ust kilka zaledwie razy, mówiąc: „Cholera jasna”. Następnie chwycił za stojące na kredensie łubianki z nienapoczętymi – co za idiota ze mnie – truskawkami i kazał mi wynieść je na śmietnik. Tu popełniłem kolejny błąd, odmawiając wykonania polecenia, w związku z tym sam chwycił za koszyczki i wybiegł z mieszkania niczym, nie przymierzając, Wiesław Maniak.
– Czy ty wiesz, na co mnie naraziłaś? – wrzasnął po powrocie, oskarżycielsko wysuwając w stronę matki wskazujący palec prawej dłoni.Mama na wszelki wypadek zalała się łzami, co ojca jednak nie udobruchało, gdyż następnie przez godzinę wyrzucał jej lekkomyślność („zapewne wrodzoną” – dodawał zgryźliwie), która naraża jego, urzędnika państwowego, na więcej niż pewny zarzut łapówkarstwa.
– Chcesz pewnie, żeby o twoim mężu mówili jak o... – tu padły dwa nazwiska przedsiębiorczych dyrektorów Ministerstwa Handlu Wewnętrznego, którzy właśnie trafili za kraty, załatwiali bowiem przydziały samochodów, skierowania do sanatoriów, a nawet zwolnienia lekarskie.
– I jeszcze kpić będą ze mnie – przejął się ojciec swą apokaliptyczną wizją – bo od kogo ta łapówka: od takiego łachmyty, Jankowskiego z Kielc!Nie odzywał się do matki tydzień. Za karę. Obmyśliwaliśmy z siostrą, jak pozbawić go życia, gdyż serdecznie było nam żal mamy, a ja poza tym nie mogłem się pogodzić z bezpowrotną utratą tak dorodnych truskawek. To były murzynki! (Nie żadne wodniste ananasy, które właśnie zaczęły wypierać z rynku tamte najsmaczniejsze w dziejach ogrodnictwa owoce).
Rodzice się pogodzili, co było do przewidzenia. Mnie jednak słowo „łapówka” kojarzyć się miało odtąd z truskawkami. Do czasu jednak. Minęło lato, jakoś kończyła się jesień, gdy któregoś dnia ojciec, nie padł jak zwykle o 16.30 jak długi na tapczan, lecz zaczął opowiadać matce jakąś skomplikowaną historię, z której wynikało, że wreszcie zabrano się do wstrętnych łapowników. Mięsnych – uściślał. Bulwersował się też faktem, że jeden z oskarżonych, dyrektor Miejskiego Handlu Mięsem, przyznał się do przyjęcia łapówek od kierowników sklepów na łączną sumę 3,5 mln złotych, a prasa wyliczyła, że to równowartość dziesięciu ton kiełbasy zwyczajnej.
Bulwersował się jednak krótko, a cieszył jeszcze krócej. 2 lutego 1965 roku w domu nie odzywał się aż do „Dobranocki” i dopiero gdy na ekranie telewizora Klejnot Agatka strofować zaczęła niesfornego Jacka, wybuchnął: „Mordercy!”.