Płyta cieszyła się wielkim powodzeniem na początku stanu wojennego, zwłaszcza że ostatnie ze słów czytaliśmy jako WRON, oznaczające Wojskową Radę Ocalenia Narodowego, czyli juntę generała Jaruzelskiego. Tę samą nadzieję wyrażało popularne hasło: zima wasza, wiosna nasza.
Niestety, wiosna 1982 roku – mimo tłumnych manifestacji solidarnościowych – nie przyniosła oczekiwanego przełomu. Minęła następna wiosna, i jeszcze następna... NSZZ „Solidarność” zdelegalizowano, przedstawicieli związku nikt nie zapraszał do rozmów, coraz mniej ludzi wylegało na ulice. Wyjątkiem były pogrzeby zamordowanych – warszawskiego maturzysty Grzegorza Przemyka, o. Honoriusza, księdza Jerzego (sylwetki księży zamieszczamy w tym numerze).
W połowie lat 80. raczej nie widać już było na ulicach czołgów, transporterów i patroli zbrojnych w kałasze. Ale Polaków ogarniało coraz większe przygnębienie, bo wątpili w zmianę. Tracili nadzieję. Urban w telewizorze i puste półki w sklepie do reszty mogły obrzydzić życie. Podtrzymywał na duchu podziemny ruch wydawniczy – ulotki, broszury, książki, znaczki pocztowe oraz radiostacje „S”. I piosenki, na ogół przegrywane z kaset od znajomych. Jedną z takich kaset, o czym dziś mało kto pamięta, stworzył Jerzy Michotek. Zapamiętałem szczególnie piosenkę o dziesięciu lwowskich batiarach, którzy giną kolejno na zakrętach polskiej historii. Pozostał tylko autor i dziesiąty batiar. – A u tamtego cicho jak w grobie, od trzynastego tak myśli sobie: jeszcze ciut, ciut poczekamy... – kończyła się piosenka.
Poczekaliśmy do 1989 r. Kilka lat wcześniej niewielu wierzyło, że doczekamy...
Maciej Rosalak, redaktor cyklu, dziennikarz „Rzeczpospolitej”: m.rosalak@rp.pl