Następuje charakterystyka „kandydata”, a w tym informacja, że w 1957 r. był we Francji na studenckim festiwalu teatralnym i „nawiązał kontakt z działaczami grupy chadeckiej Popiela” i redakcją „Kultury”. Ponieważ zaś „kandydat”, po serii odmów paszportu, otrzymał ponownie stypendium do Francji i ubiega się o wyjazd, „uważamy za celowe przeprowadzenie z nim rozmowy”, w czasie której „będziemy dążyć do uzyskania następujących informacji: 1. W jakich okolicznościach i z kim nawiązał kontakty [...] 2. Na czym polega działalność SP [Stronnictwa Pracy] Popiela, charakterystyki działaczy, z którymi zawarł znajomość [...] 3. Czy zwracano się do niego z propozycjami załatwienia czegoś w kraju”. „Raport” kończy się zapowiedzią: jeśli rozmówca „ustosunkuje się pozytywnie, zdecydujemy się na podtrzymanie z nim kontaktu, z zamiarem wykorzystania do realizacji naszych zadań w przyszłości”.
Pamiętam tę rozmowę. Gdy wychodziłem z Teatru Kameralnego w Sopocie po próbie, podeszło do mnie dwóch mężczyzn. Przedstawili się jako pracownicy Służby Bezpieczeństwa, zaprosili mnie do kawiarni. Padła propozycja „rozpracowania” „grupy Popiela”. Ich obiecanki, pogróżki. Moje zdenerwowanie, strach (tak). Odmówiłem.
Zostało to udokumentowane. W moich teczkach jest „Postanowienie o zakończeniu sprawy” z 21 maja 1963 r., w którym „Inspektor” MSW major (taki a taki) napisał: „rozpatrzywszy materiały sprawy ewidencyjno-obserwacyjnej [...], stwierdziłem, że z braku możliwości wykorzystania go (to jest mnie...) w środowisku SP – Popiela nie przedstawia dla nas wartości operacyjnej”.
Jednak na początku mojej dyrekcji lubelskiej, w 1967 r., gdy wychodziłem z teatru, znów podeszło do mnie dwóch smutnych panów. Przedstawili się: Służba Bezpieczeństwa. Mam iść z nimi. Jakieś mieszkanko w pobliżu teatru. Brud, zaplamiony winem obrus, butelka. Częstują mnie winem.
Dziękuję. Pada propozycja podjęcia współpracy, a w niej przeplatanka słodkich obietnic ich „pomocy”, gdybym natrafił na jakiekolwiek trudności w prowadzeniu teatru, oraz pogróżki, że brak „kontaktu” z nimi bardzo mi pracę utrudni. Przykra, paskudna, niezręczna sytuacja. Jednak moja odmowa musiała być na tyle jednoznaczna, że już więcej takich bezpośrednich propozycji nie miałem. W tym czasie odmówiłem, po raz kolejny, zapisania się do partii (o tym więcej w mojej książce „Dziesięć dni w PRL-u”, Norbertinum, 2008, s. 85 – 97). I rzeczywiście, pojawiły się utrudnienia: odmowy paszportu, tendencyjnie złe recenzje, zakazy sztuk, które chciałem wystawić, zdejmowanie mi przedstawień, sterowany ostracyzm środowiskowy, wygryzanie mnie z teatrów i niedopuszczanie mnie do... (celowo nie kończę zdania – wiele tego...).