Co chcieli zrobić Niemcy w Teheranie?

Po konferencji w Teheranie (jesień 1943 r.) wszystkie raporty na temat spisku III Rzeszy na życie Wielkiej Trójki pochodziły od NKWD, możliwe więc, że wywiad brytyjski nie wiedział o niemieckich agentach, których tropili Sowieci.

Publikacja: 09.05.2025 04:00

Wielka Trójka na konferencji w Teheranie (28 listopada – 1 grudnia 1943 r.). Od lewej: przywódca ZSR

Wielka Trójka na konferencji w Teheranie (28 listopada – 1 grudnia 1943 r.). Od lewej: przywódca ZSRR Józef Stalin, prezydent USA Franklin Delano Roosevelt i premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill

Foto: U.S. SIGNAL CORPS PHOTO / WIKIMEDIA COMMONS

Berlin, 30 kwietnia 1945 r. Pistolet i kapsułka z cyjankiem. Führer, Adolf Hitler, zabiera ze sobą obie te rzeczy do Führerbunker, swojej podziemnej kwatery pod ogrodem Kancelarii Rzeszy w Berlinie. Duża część znajdującego się nad nim miasta legła w ruinie w wyniku amerykańskich bombardowań i radzieckiego ostrzału artyleryjskiego. Pięć miesięcy wcześniej, w listopadzie 1944 roku, Hitler uciekł z Wilczego Szańca, kiedy Armia Czerwona dotarła do Prus Wschodnich.

Siedzi teraz na małej kanapie w swoim gabinecie. Obok niego jest Eva Braun, od długiego czasu jego towarzyszka życia. Poprzedniego dnia pod ziemią, w środku nocy, wzięli w końcu ślub, któremu towarzyszyła mała uroczystość. Zgodnie z nazistowskimi przepisami w trakcie przysięgi ślubnej oboje potwierdzili swoje czysto aryjskie pochodzenie.

Kilka godzin po ceremonii Hitler podyktował osobistej sekretarce testament. Wyznaczył w nim następców, którzy mieli kierować Rzeszą. Zawarł w nim też swoje końcowe przesłanie. „Przeminą setki lat – oświadczał – ale […] będzie się ciągle odradzać nienawiść do narodu ponoszącego za to odpowiedzialność, któremu my to wszystko zawdzięczamy: międzynarodowemu żydostwu […]”.

Czytaj więcej

A tak kochała Niemcy… Amerykanka, która straciła życie na osobiste polecenie Hitlera

Hitler siedzi obok żony na małej kanapie. Po drugiej stronie zamkniętych drzwi stoi umundurowany wartownik. Ok. godz. 15.15 – zgodnie z ustalonym planem – Braun wkłada do ust kapsułkę z cyjankiem i rozgryza ją, Hitler zaś przykłada lufę pistoletu do swojej prawej skroni i naciska spust.

Führer nie żyje

Był on, według słów Winstona Churchilla, „wcieleniem najzapieklejszej nienawiści, jaka tylko może wezbrać w ludzkiej duszy”.

Ale przecież nie chodziło tylko o Hitlera. Taki był cały jego reżim. Taka była nienawistna ideologia, która narodziła się dekady wcześniej, po czym ropiała i wzbierała. Najpierw złapała w swój uścisk jedną partię polityczną, potem schwyciła cały naród. Łatwo nienawidzić pojedynczego człowieka, ale każda z przerażających decyzji Hitlera była podtrzymywana przez niezliczonych pomagierów i współpracowników w obrębie szerokiego, potężnego ruchu politycznego i kulturalnego. W godzinach, które nastąpiły po śmierci Hitlera, jednym z ludzi spieszących się, żeby zająć się szczątkami Führera, jest Joseph Goebbels, nazistowski minister propagandy. Goebbels i kilka innych osób przy użyciu benzyny palą ciała Hitlera i Braun w ogrodach Kancelarii nad bunkrem.

Następnego wieczoru Goebbels zabija sam siebie. Tej samej nocy jego żona Magda poleca lekarzowi z SS, żeby umieścił kapsułki z cyjankiem w ustach sześciorga jej dzieci – w wieku od czterech do dwunastu lat – po czym odbiera sobie życie.

W nadchodzących dniach i tygodniach wojska amerykańskie i radzieckie zajmą Berlin. Partia narodowosocjalistyczna jest skończona. Alianci będą przetrząsać wszystkie części Niemiec i byłych terytoriów należących do Osi, żeby znaleźć i aresztować pozostałych hitlerowskich urzędników, którzy nie zostali jeszcze złapani albo zabici.

Lokalizowanie, identyfikowanie i chwytanie tysięcy urzędników i oficerów, z których składało się kierownictwo Rzeszy, jest ogromnym wyzwaniem.

Kim był Walter Schellenberg?

Pośród osób pojmanych w tym okresie znajduje się Walter Schellenberg, były szef nazistowskiego wywiadu międzynarodowego. W czerwcu 1945 roku, mniej więcej dwa miesiące po upadku Berlina, Brytyjczycy złapali go w Danii, gdzie zaaranżował własne zatrzymanie.

W ciągu kilku wcześniejszych miesięcy Schellenberg starał się – za plecami Hitlera, a w tajnym porozumieniu z dowódcą SS Heinrichem Himmlerem – negocjować warunki pokoju z aliantami. Jako kartę przetargową gotów był zaoferować uwolnienie z obozów koncentracyjnych tysięcy żydowskich więźniów.

Schellenberg przekonał Himmlera, że w ten sposób będą mieli szansę uratować pewne elementy niemieckiej władzy i powstrzymać aliantów przed zniszczeniem Berlina. Ta próba traktowana jako ostatnia deska ratunku była skazana na niepowodzenie. Pomysł, że alianci będą negocjować w dobrej wierze z Himmlerem – twórcą wszechmocnego SS, głównym architektem obozów śmierci i człowiekiem, którego, zdaniem wielu, Hitler szykował na swojego następcę – był kompletnie niedorzeczny. Jak obiecał Roosevelt podczas konferencji w Casablance na początku 1943 roku, celem aliantów była bezwarunkowa kapitulacja wroga. Alianci nie zamierzali negocjować z Himmlerem ani z Schellenbergiem, ani z jakimkolwiek innym przywódcą hitlerowskim.

Po aresztowaniu Schellenberg (...) próbował przedstawiać się jako przyjaciel aliantów. Nie odegrał żadnej roli w planowaniu wojny, nie był osobiście odpowiedzialny za okrucieństwa popełniane przez nazistowskie kierownictwo. A przy tym, dzięki dogłębnej znajomości wewnętrznych mechanizmów działania partii, miał aliantom wiele do zaoferowania.

Do pewnego stopnia ta poza działa. Raport wywiadu alianckiego opisuje Schellenberga w pochlebny sposób: „Przystojny i niezwykle dobrze wychowany […] ma zadbane dłonie […] łagodny głos, jest bardzo elokwentny”.

Czytaj więcej

Co naprawdę ustalono na konferencji w Jałcie

Dowiedziawszy się więcej o jego stanowisku szefa wywiadu międzynarodowego SD, Brytyjczycy żądają, żeby przenieść go do Londynu na szczegółowe przesłuchania, ponieważ „niewątpliwie ma informacje o najwyższym znaczeniu”.

Przez kolejne dwa lata alianci dokładnie przesłuchują Schellenberga. W końcu oskarżają go o kilka stosunkowo mało znaczących zbrodni. Ostatecznie Schellenberg zeznaje w procesach norymberskich. Dostarcza informacji, które obciążają innych, ale bardzo uważa, żeby nie pogrążać siebie. Inaczej niż wielu jego dawnym kolegom podobnej lub wyższej rangi Schellenbergowi oszczędzono kary śmierci.

Zamiast tego 4 listopada 1949 roku sąd skazuje go na sześć lat więzienia. Schellenberg odsiaduje z tego dwa lata, potem zostaje zwolniony ze względu na problemy zdrowotne. Ostatnie dwa lata życia spędza w Szwajcarii, potem we Włoszech, gdzie poświęca się spisywaniu obszernych wspomnień o swoim życiu i karierze w partii narodowosocjalistycznej. Umiera 31 marca 1952 roku w wieku czterdziestu dwóch lat.

Pułkownik Waffen-SS Otto Skorzeny

Innym nazistowskim funkcjonariuszem złapanym w aliancką sieć krótko po upadku Berlina jest pułkownik Waffen-SS Otto Skorzeny – niesławny oswobodziciel Mussoliniego.

W ostatnim roku wojny Skorzeny stał się jednym z ulubionych oficerów Hitlera i wykonywał coraz to bardziej prestiżowe misje wojskowe. Dowodził niemieckimi siłami specjalnymi w Europie Zachodniej, jak również w bitwach przeciwko Sowietom w trakcie końcowego marszu Armii Czerwonej przez Europę Wschodnią na Berlin.

W odróżnieniu od Schellenberga Skorzeny nie jest zainteresowany rozmowami o pokoju z aliantami. Jest człowiekiem wojska i do szpiku kości nazistowskim żołnierzem. Na początku kwietnia 1945 roku, kiedy alianci już się zbliżali, rozpoczął wysoce ryzykowną operację stworzenia mostu powietrznego, dzięki któremu dziesiątki żołnierzy sił specjalnych miały się przedostać w zaśnieżone austriackie góry. Skorzeny zamierzał zorganizować tam silny, liczący trzy tysiące ludzi, paramilitarny ruch oporu przeciwko okupacyjnym wojskom alianckim.

Skorzeny i część jego ludzi docierają do Austrii, ale nie mają tam znaczących zasobów ani organizacji. Wobec samobójstwa Hitlera i upadku Berlina sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna. Podobnie jak wielu funkcjonariuszy i oficerów nazistowskich, Skorzeny musi podjąć jakąś decyzję.

Mógłby zorganizować samolot, który zabrałby go wraz z grupką jego ludzi z gór, i uciekać do któregoś z krajów neutralnych. Ale Skorzeny nie chce skorzystać z takiej możliwości: „Odrzuciłem myśl o porzuceniu ojczyzny, rodziny i towarzyszy”. Istnieje też ponure rozwiązanie, na które zdecydowali się Hitler, Goebbels i inni nazistowscy dygnitarze. Skorzeny też się nad tym zastanawia, ale jest pełen wahań. „Mógłbym wybrać śmierć samobójczą. Wielu z nas dało się zabić w ostatnich bitwach albo odebrało sobie życie. […] Nie miałem nic do ukrycia, ponieważ żaden żołnierz nie powstydziłby się żadnego z moich czynów i rozkazów. Postanowiłem pójść do niewoli”.

Wraz z komandosami, którzy pozostali przy nim, schodzi z austriackich Alp i – po nawiązaniu łączności z miejscowym dowództwem amerykańskim – 16 maja poddaje się Amerykanom. Początkowo władze amerykańskie nie całkiem zdają sobie sprawę z tego, kto znalazł się w ich rękach. Traktują Skorzenego jak typowego, wziętego do niewoli oficera wrogiej armii – aż do chwili, gdy odkrywają, kim naprawdę jest. Parę minut później – jak opisywał potem Skorzeny – „wycelowano we mnie dwanaście pistoletów maszynowych, a tłumacz poprosił o oddanie pistoletu, co uczyniłem. […] Potem zrewidowano mnie i rozebrano”. Lokalne dowództwo odesłało go dalej, na przesłuchania na wyższym szczeblu. Przez kolejne dwa lata amerykańscy i brytyjscy urzędnicy przenoszą Skorzenego z miasta do miasta, z więzienia do więzienia. Różne instancje wywiadowcze przesłuchują go dziesiątki razy. Od czasu do czasu jest ostro traktowany, co obejmuje izolację i pozbawienie snu.

Jego najsłynniejsza akcja – uwolnienie Mussoliniego – nie jest, ściśle rzecz biorąc, zbrodnią wojenną, ale Skorzenemu stawiane są zarzuty związane z innymi działaniami w różnych fazach wojny, między innymi z domniemanym zamordowaniem alianckich jeńców wojennych.

W końcu trybunał norymberski uwalnia go od wszystkich zarzutów, ale Skorzeny nadal ma przed sobą długi czas pozbawienia wolności, co jest częścią alianckiego programu denazyfikacji. Wysuwane są też przeciwko niemu zarzuty w związku z czynami popełnionymi podczas wojny w Danii i Czechosłowacji. W 1948 roku udaje mu się uciec z alianckiego aresztu. Był to rezultat skomplikowanego spisku, w którym trzech niemieckich przyjaciół Skorzenego przebrało się za oficerów armii amerykańskiej i doprowadziło do jego uwolnienia. Ponieważ Skorzeny nigdy nie został oskarżony o konkretną zbrodnię, instancje międzynarodowe nie chciały tracić środków na tropienie go.

Potem zaczynają się powojenne losy Skorzenego, wiodące go przez Europę i Amerykę Południową. Dzięki swej sławie i reputacji z czasów wojny bywa wynajmowany przez różne rządy i organizacje jako ekspert od sił specjalnych. Współpracuje z rozmaitymi prawicowymi grupami paramilitarnymi i ruchami politycznymi. W pewnym momencie zakłada podejrzaną firmę o nazwie Paladin Group, oferującą potajemne usługi i wiedzę z zakresu operacji specjalnych.

Jednym z niezwykłych paradoksów historii jest to, że Skorzeny – przez całe życie nazista i jeden z ulubionych oficerów Adolfa Hitlera – działa nawet jako kontrahent izraelskiej służby wywiadowczej, Mosadu.

Skorzeny – podobnie jak Schellenberg – pisze wspomnienia z okresu wojny i czasów powojennych. Przedstawia się w nich jako prawdziwy patriota i żołnierz niemiecki, ktoś, kto pragnie jedynie służyć swojemu krajowi. Nie wyraża żadnej skruchy za to, że walczył dla reżimu, który dopuścił się okrucieństw należących do najstraszniejszych w historii.

Niemiecki zamach na Wielką Trójkę?

Ostatnią rzeczą, jaka łączy Skorzenego z Schellenbergiem, jest to, że mimo długotrwałych przesłuchań, przez które przechodzili w alianckich aresztach śledczych, żaden z nich nie powiedział ani słowa – ani też nie został o to nigdy zapytany – na temat domniemanego spisku mającego na celu zabicie Roosevelta, Stalina i Churchilla w czasie konferencji teherańskiej w listopadzie 1943 roku. Najwyraźniej pośród ogromnej fali wydarzeń wpływających na losy świata, które nastąpiły po teherańskim szczycie, cały ten epizod został zapomniany. Ale to nie znaczy, że całkowicie zniknął.

W miesiącach i latach, które nastąpiły po konferencji Wielkiej Trójki w Teheranie – w tym również w miesiącach i latach bezpośrednio po zakończeniu wojny – niewiele powiedziano publicznie i napisano na temat zamachu planowanego w listopadzie 1943 roku. Jednakże za kulisami dawało się czasem usłyszeć głosy osób zadających pytania na temat szczegółów spisku, a nawet kwestionujących w ogóle jego istnienie.

Otto Skorzeny (1908–1975) – oficer niemieckich jednostek Waffen-SS, dowódca kilku spektakularnych op

Otto Skorzeny (1908–1975) – oficer niemieckich jednostek Waffen-SS, dowódca kilku spektakularnych operacji komandosów

Foto: Wikimedia Commons

Krótko po konferencji prasowej FDR [Franklin D. Roosevelt] 17 grudnia – podczas której prezydent powiedział, że gdyby spisek się powiódł, byłaby to „niezła zdobycz” – przynajmniej jedna osoba w Teheranie oświadczyła, że cała sprawa jest wyolbrzymiona.

Joe Spencer, szef brytyjskich służb wywiadowczych w regionie, uważał, że prezydent zachował się nieodpowiedzialnie, przekazując opinii publicznej niepotwierdzone informacje. Spencer twierdził, że historia spisku nie jest wiarygodna, ponieważ on sam nie widział żadnych dowodów, które by ją potwierdzały. Nie podobała mu się też wzmianka Roosevelta o „setkach niemieckich agentów” w Teheranie, ponieważ zespół Spencera sądził, że skutecznie oczyścił miasto z większości – jeśli nie wszystkich – niemieckich szpiegów.

Oczywiście Spencer nie zamierzał wchodzić w publiczny spór z prezydentem Stanów Zjednoczonych – szczególnie w miesiącach bezpośrednio poprzedzających operację Overlord – ale rozesłał do służb brytyjskich w regionie wewnętrzne memorandum. Jest ono sformułowane w lekko sarkastycznym tonie. „Zgadzając się z panem Rooseveltem, że zabicie trzech przywódców byłoby »niezłą zdobyczą«, trzeba jednak wskazać, że – o ile wiadomo w tym urzędzie – w doniesieniach przekazywanych przez prasę czy radio nie ma ani krztyny prawdy”. Klasycznym sposobem profesjonalistów od wywiadu Spencer krytykuje prasę za rozpowszechnianie tej historii. „Tak niedbałe dziennikarstwo prasowe i radiowe jest szkodliwe” – utyskuje.

Nadzorował on wywiad brytyjski w tamtym regionie przed konferencją i w jej trakcie, więc jego opinii nie można ignorować. Ale jest też prawdą, że Spencer nie wiedział wszystkiego o działalności hitlerowców w Iranie. W rzeczy samej – nie mógł wiedzieć.

W tamtym czasie sprawami bezpieczeństwa i wywiadem podzielili się w Iranie Brytyjczycy i Sowieci; ci pierwsi odpowiadali za południową część kraju, ci drudzy – za północną. Teheranem zajmowały się służby obu państw. Ponieważ wszystkie raporty na temat spisku na życie przywódców pochodziły ze strony radzieckiej – od NKWD – możliwe jest, a nawet całkiem prawdopodobne, że wywiad brytyjski nie wiedział o niemieckich agentach, których tropili Sowieci.

Sytuację komplikowało jeszcze to, że radzieckie służby wywiadowcze cieszyły się – a rosyjskie służby szpiegowskie nadal się cieszą – opinią najbardziej tajemniczych na świecie. W odróżnieniu od odpowiednich agencji w USA czy Wielkiej Brytanii, NKWD i jego spadkobiercy rzadko – jeśli w ogóle – ujawniali swoje raporty opinii publicznej czy dzielili się nimi z rządami innych państw. Choć podczas wojny Sowieci i Brytyjczycy byli sojusznikami, relacje między nimi nacechowane były rywalizacją i nieufnością.

Averell Harriman (1891–1986) – amerykański dyplomata i biznesmen, ambasador USA w ZSRR (1943–1946)

Averell Harriman (1891–1986) – amerykański dyplomata i biznesmen, ambasador USA w ZSRR (1943–1946)

Foto: Wikimedia Commons

Opinie Spencera odzwierciedlają też jego własny interes. Jako człowiek odpowiedzialny za rozpoznanie aktywności wroga w Iranie mógł czuć się zawstydzony faktem, że Sowieci wykryli 38 nazistowskich spadochroniarzy i niemiecki spisek na tyle niebezpieczny, że skłonił on Amerykanów do przeniesienia się do innej części miasta. To, że inna agencja wywiadowcza ostrzegła z góry Wielką Trójkę, z pewnością nie było korzystne dla wizerunku Spencera. Lekceważenie przez niego informacji o spisku mogło być po prostu sposobem na zachowanie twarzy i obronę reputacji jego urzędu.

Wątpliwości ambasadora Averella Harrimana

Jednakże Spencer nie jest jedyną osobą sceptycznie podchodzącą do szczegółów planowanego spisku. Ambasador Roosevelta w Związku Radzieckim Averell Harriman, który pierwszy doniósł prezydentowi o spisku, opierając się na relacji radzieckiego ministra spraw zagranicznych Mołotowa, wyjechał z konferencji dręczony wątpliwościami, co naprawdę się wydarzyło.

Zaraz po zakończeniu szczytu Harriman znalazł się w jednym pokoju z Mołotowem i postanowił zapytać ministra, jak poważna była w gruncie rzeczy niemiecka intryga. „Kiedy konferencja się skończyła, zadałem Mołotowowi konkretne pytanie, czy rzeczywiście istniał spisek” – wspominał potem Harriman. „Odpowiedział, że podjęli środki zapobiegawcze z powodu pogłosek. Nie stwierdził, że istniał szczegółowo opracowany spisek”. Ta rozmowa pozostawiła Harrimana w niepewności, czy rzeczywiście w Teheranie istniał nazistowski spisek. Sceptycyzm Harrimana – i wyraźną niepewność Mołotowa w sprawie dowodów – równoważyli inni uczestnicy konferencji, przekonani o niewątpliwej realności niemieckich planów.

Sam Churchill zapewniał potem, że był pewien istnienia intrygi, która miała na celu zgładzenie Wielkiej Trójki – a jego pewności w tej sprawie dorównywało, albo nawet przewyższało ją, przekonanie jego osobistego szefa ochrony podczas konferencji, policyjnego detektywa Waltera H. „Tommy’ego” Thompsona. Thompson twierdził później, że już na miejscu dowiedział się, prawdopodobnie z rozmów z agentami NKWD, że co najmniej sześćdziesięciu niemieckich spadochroniarzy wylądowało w przeddzień konferencji w Teheranie lub w jego okolicach. Wielu zaś tych, którzy zostali ujęci, wyposażonych było w karabiny i materiały wybuchowe.

Mike Reilly poznaje radzieckie dokumenty

Trzeba wrócić do Mike’a Reilly’ego, szefa ochrony Roosevelta. Spośród wszystkich Amerykanów, którzy w tamtym czasie byli w Teheranie, to właśnie Reilly poznał z radzieckich źródeł najpełniejszą i najbardziej kompletną wersję spisku. Głównym zadaniem i celem pracy Reilly’ego było identyfikowanie wiarygodnych zagrożeń czyhających na prezydenta – i oddzielanie ich od plotek i fałszywych informacji. Miał na tym polu ogromne doświadczenie, zarówno z czasów pokoju, jak i wojny. Uważał, że raporty NKWD są w pełni wiarygodne. Dlatego właśnie osobiście przekonał Roosevelta do pomysłu rozbudowanej fikcyjnej kawalkady samochodowej i do przeniesienia się do ambasady radzieckiej. Reilly nigdy nie wątpił w prawdziwość twierdzeń NKWD o istnieniu spisku, nawet po wielu latach, kiedy pisał wspomnienia.

W latach, które nastąpiły po zakończeniu wojny, początkowy mrok otaczający plan zamachu jeszcze bardziej zgęstniał, ponieważ jedyni ludzie, którzy znali jego rzeczywisty zakres i szczegóły – a więc nazistowscy autorzy planu – pod żadnym pozorem nie chcieli się do tego przyznać.

Pod koniec lat 40. prokuratorzy w Norymberdze agresywnie dążyli do tego, żeby oskarżać byłych hitlerowskich urzędników i wydawać wyroki za zbrodnie wojenne. Trybunały w sumie skazały trzydziestu siedmiu byłych nazistowskich funkcjonariuszy na karę śmierci, a wielu innych na długoletnie więzienie. Dla każdego dygnitarza hitlerowskiego lub niemieckiego oficera ujawnienie własnego udziału w spisku na przywódców alianckich – a nawet przyznanie się do tajnej wiedzy w tej sprawie – mogło, niemal dosłownie, oznaczać samobójstwo.

Dlatego też nie dziwi brak świadków i jakichkolwiek śladów w dokumentach po stronie niemieckiej. Nie jest to też rozstrzygający dowód w tej sprawie. Ktoś taki jak Walter Schellenberg, który niemalże z definicji musiałby być zaangażowany w jakikolwiek plan zamachu w Teheranie – odpowiadał przecież za wywiad zagraniczny i nadzorował wszystkie tajne misje w Iranie przez rok poprzedzający konferencję – niewątpliwie zachowałby w tej sprawie całkowite milczenie i zniszczyłby wszelkie dowody.

A jednak brak materialnych dowodów po stronie nazistowskiej i niechęć Sowietów do podzielenia się z sojusznikami bardziej konkretnymi informacjami pozostawiły u niektórych ludzi trwałe wątpliwości. Zaczęło się ugruntowywać sceptyczne podejście do spisku – na ogół reprezentowane przez Brytyjczyków. Ale nawet najbardziej sceptycznie nastawione osoby nie mogą zignorować pewnego prostego szczegółu. Jeśli nie istniał rzeczywisty, dający się zweryfikować hitlerowski plan zamordowania Wielkiej Trójki, po cóż Sowieci mieliby go wymyślać? Albo, zadając to pytanie w inny sposób: po cóż mieliby organizować to wielkie zamieszanie z zawiadamianiem Amerykanów o północy tuż przed rozpoczęciem konferencji i naciskać na Roosevelta, żeby przeniósł całą delegację na drugi koniec miasta? (...)

Fragment książki Brada Meltzera i Josha Menscha „Zabić Roosevelta, Stalina i Churchilla”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Tytuł, lead, skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Zabić Roosevelta, Stalina i Churchilla Prószyński i S-ka

Zabić Roosevelta, Stalina i Churchilla Prószyński i S-ka

Berlin, 30 kwietnia 1945 r. Pistolet i kapsułka z cyjankiem. Führer, Adolf Hitler, zabiera ze sobą obie te rzeczy do Führerbunker, swojej podziemnej kwatery pod ogrodem Kancelarii Rzeszy w Berlinie. Duża część znajdującego się nad nim miasta legła w ruinie w wyniku amerykańskich bombardowań i radzieckiego ostrzału artyleryjskiego. Pięć miesięcy wcześniej, w listopadzie 1944 roku, Hitler uciekł z Wilczego Szańca, kiedy Armia Czerwona dotarła do Prus Wschodnich.

Pozostało jeszcze 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Jak Sokrates został skazany na karę śmierci. Cykuta godna filozofa
historia filozofii
Sokrates i sofiści: pomieszanie słów
Historia świata
„Niewola awiniońska”. Jak papieże nie odwiedzali Rzymu
Historia świata
Historia Krymu do prostych nie należy. Do kogo należał półwysep na przestrzeni dziejów?
Historia świata
Metro, czyli dzieje rozwoju komunikacji miejskiej
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku