Dochodzenie prowadziła wielkopolska policja, zaś nadzorowała je Prokuratura Rejonowa w Słupcy. Ostatecznie śledczy postanowili je umorzyć. Powód? - Nie dopatrzyliśmy się znamion przestępstwa - tłumaczy prokurator Sylwia Lewandowska. - Nieznani sprawcy przymocowali do pomnika tablicę, pod którą zapalili znicze i położyli kwiaty. W myśl przepisów trudno to uznać za znieważenie pomnika - mówi.
Prokurator Lewandowska przyznaje, że treść tablicy była kontrowersyjna, zaś sam czyn nosił znamiona prowokacji. Ale według niej można tu mówić co najwyżej o wykroczeniu. Afera rozpętała się w połowie maja tego roku. Wówczas to na pomniku w pobliżu Strzałkowo ktoś przytwierdził tablicę z rosyjską inskrypcją: "Tutaj spoczywa 8000 radzieckich czerwonoarmistów, brutalnie zamęczonych w polskich obozach śmierci w latach 1919-1921". Jeszcze tego samego dnia informację podały rosyjskie media -portal Live News oraz telewizja NTV. Uczyniły to szybciej niż dziennikarze z Polski. Sprawa była szeroko komentowana przez polityków. Od incydentu odcięło się MSZ Rosji. W Strzałkowie w czasie wojny polsko-bolszewickiej znajdował się obóz jeniecki.
W latach 1920-1921 przewinęło się przez niego kilkanaście tysięcy jeńców. Polscy historycy przyznają, że panowały tam fatalne warunki bytowe. Mówienie o obozie śmierci zgodnie uznają jednak za nadużycie. Według polskich danych w Strzałkowie zmarło około 4 tysięcy jeńców. Główną przyczyną zgonów był tyfus.