Miało dodawać otuchy milionom ludzi na całym świecie przestraszonym wizją nuklearnego Armagedonu i przekonywać ich, które supermocarstwo chce, a które nie chce pokoju. Nawet w państwach zachodnich znajdowano „użytecznych idiotów".
Jak zawsze przodowali lewicowi intelektualiści francuscy, którzy uważali, że przyszłość świata należy do komunizmu.
Prosty człowiek widział w Polsce, do czego prowadzi eksperyment bolszewicki, a na przykład Jean-Paul Sartre do śmierci kombinował, jak pogodzić marksizm w wydaniu leninowskim, a potem maoistowskim, z prawami człowieka. Za czasów Stalina aktywnie działał – jakżeby inaczej! – w inicjowanym przezeń tzw. ruchu obrońców pokoju. Na początku lat 60. gensek Chruszczow szczegółowo wyliczył, jak to za 20 lat ZSRR wyprzedzi USA we wszystkich dziedzinach produkcji i ogólnego dobrobytu. U nas dziecko nie dałoby się na to nabrać, ale Sartre, Aron, de Beauvoir zapewne święcie w to wierzyli.
Tak czy owak, „pokojowe współistnienie" oznaczało rywalizację, która siłą rzeczy obejmowała sferę militarną lub paramilitarną. Obu stronom bardziej jakby zależało na demonstracji przewagi niż na zrównoważonym rozwoju nauki i techniki. Przypominało to paraliż postępowy. Rosjanie wyprzedzili Amerykanów, wystrzeliwując w kosmos pierwszego człowieka – to jankes pierwszy stanął na Księżycu. Sowiecki lodołamacz zyskał napęd jądrowy – to amerykańska łódź podwodna przepłynęła pod lodami Arktyki. Północni Koreańczycy na sowieckich kutrach zagarnęli wywiadowczy okręt US Navy (patrz zeszyt 95) – to CIA postanowiła wydobyć z głębokości pięciu i pół kilometra zatopiony okręt marynarki sowieckiej. Wystarczyłoby wyciągnąć najistotniejsze urządzenia i głowicę nuklearną, ale nie – trzeba było pokazać, że USA są zdolne do operacji, o jakiej rywalowi się nie śniło.
Jakimś cudem przywódcy sowieccy powstrzymali się od zademonstrowania wrogowi siły swoich rakiet balistycznych, choć pewnie nieraz taka myśl świtała im w starzejących się mózgownicach. A może rzeczywiście – kupując na Zachodzie technologie, a nawet coraz więcej zboża – liczyli na wygraną w „pokojowym współistnieniu"? Cóż, paraliż postępowy w najzacniejsze (he, he) trafia głowy.
Maciej Rosalak, redaktor dodatków historycznych „Rzeczpospolitej" m.rosalak@rp.pl