Ale cyrk!

Przez cały okres Polski Ludowej Warszawa nie oglądała takiego cyrku z cyrkiem. Kosztem 10 lat wyrzeczeń ludzi z branży wystawiono budynek, w którym nie dawano przedstawień, bo mógł się spalić

Publikacja: 05.03.2012 10:30

Cyrk bułgarski na Powiślu, czyli totalna klapa. Miała być wspaniała rozrywka dla wszystkich, a ostał

Cyrk bułgarski na Powiślu, czyli totalna klapa. Miała być wspaniała rozrywka dla wszystkich, a ostał się budynek do niczego nieprzydatny – wielki wstyd epoki socjalizmu. Nie słyszałem, by ktokolwiek miał za to sprawę sądową

Foto: __Archiwum__

W ze­szłym ro­ku mi­nę­ło 40 lat od dnia otwar­cia (a ra­czej za­mknię­cia!) tak uro­czy­ste­go, że nie­licz­ni dzien­ni­ka­rze sie­dzie­li w tyl­nych rzę­dach, bo gdzie in­dziej nie by­ło dla nich miejsc. Pa­mię­tam, iż w każ­dym wej­ściu, zresz­tą dość wą­skim,  stał stra­żak, ko­ło któ­re­go umiesz­czo­no kil­ka ga­śnic. Ki dia­beł? – za­sta­na­wia­łem się. Po pre­mie­rze po­wie­dzia­no mi, że od­by­ła się ona na wa­run­ko­wych za­sa­dach, bo wy­star­czy­ła iskra, by wnę­trze się za­pa­li­ło, a po­wsta­łe w ten spo­sób ga­zy za­tru­ły ca­łą wi­dow­nię.

O ile mnie pa­mięć nie my­li, od­by­ło się tam tyl­ko uro­czy­ste otwar­cie, choć nie­któ­rzy twier­dzą, że by­ło jesz­cze kil­ka przed­sta­wień. W każ­dym ra­zie przez ca­łe de­ka­dy bu­dy­nek na Po­wi­ślu przy uli­cy Krucz­kow­skie­go stał pu­sty.

Za piękny jak na cyrk

Kiedyś no na­tra­fi­łem na ar­ty­kuł w „Po­li­ty­ce", któ­re­go au­tor­ka twier­dzi­ła, że eki­pom cyr­ko­wym opła­ci­ły się la­ta wy­rze­czeń, bo cyrk jest tak pięk­ny, że „za pięk­ny jak na cyrk". Na­pi­sa­ła to oczy­wi­ście w 1971 ro­ku, jesz­cze przed pre­mie­rą. Rzecz mia­ła się bo­wiem tak – od Buł­ga­rów na­by­li­śmy pro­jekt obiek­tu roz­ryw­ko­we­go, no­wo­cze­sne­go, z lo­do­wi­skiem i pod­no­szo­ny­mi frag­men­ta­mi are­ny. Zbu­do­wa­li­śmy go, ale dla­cze­go nikt nie prze­ba­dał wcze­śniej ma­te­ria­łów pod ką­tem ła­two­pal­no­ści i tok­sycz­no­ści – do dziś nie wiem. Za ten skan­dal nie spa­dły żad­ne gło­wy, tyl­ko cyr­kow­cy do­sta­li po tył­ku. W tej sa­mej „Po­li­ty­ce" na­pi­sa­no bo­wiem, że przez 10 lat nie roz­bu­do­wy­wa­no ba­zy w Ju­lin­ku i nie ku­po­wa­no wo­zów – łaź­ni dla ekip jeż­dżą­cych po kra­ju, ani urzą­dzeń grzew­czych dla na­mio­tów  cyr­ko­wych, bo wszyst­kie pie­nią­dze pa­ko­wa­no w cyrk na Po­wi­ślu. Czy­li jak się oka­za­ło – w bło­to. Nie wiem też, dla­cze­go póź­niej nie wy­re­mon­to­wa­no te­go obiek­tu. Przed kil­ko­ma la­ty ro­ze­bra­no go, wy­sta­wia­jąc w tym miej­scu luk­su­so­we osie­dle, któ­re po­win­no się na­zy­wać – Na Cyr­ko­wym Cmen­ta­rzy­sku.

I tak to od 1945 ro­ku sto­li­ca nie mia­ła i nie ma żad­ne­go sta­łe­go obiek­tu, w któ­rym wy­stę­pu­ją clow­ni, akro­ba­ci oraz tre­so­wa­ne zwie­rzę­ta. Co praw­da daw­niej  za­in­te­re­so­wa­nie tą roz­ryw­ką by­ło ol­brzy­mie, jed­nak dziś bar­dzo osła­bło. Im­pre­zy cyr­ku Are­na sto­ją­ce­go w la­tach 60. pod na­mio­tem u zbie­gu Cha­łu­biń­skie­go i Alej Je­ro­zo­lim­skich obej­rza­ło 400 tys. lu­dzi, ale obec­nie wi­dow­nie pu­sto­sze­ją.

Pierw­szy sto­łecz­ny sta­ły cyrk zbu­do­wa­no za pa­no­wa­nia Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta – na Chmiel­nej ko­ło Brac­kiej. Głów­nym punk­tem pro­gra­mu by­ło szczu­cie psa­mi dzi­kich zwie­rząt, prze­waż­nie niedź­wie­dzi. Ja­kie cza­sy, ta­kie za­in­te­re­so­wa­nia.

Obiekt na­zwa­ny przez miesz­kań­ców sto­li­cy – He­cą

– był drew­nia­ną, trzy­kon­dy­gna­cyj­ną ro­tun­dą, otwar­tą od gó­ry. I tak du­żą, że swo­bod­nie mo­gły wy­stę­po­wać tam na­wet sło­nie. He­cę pa­rę ra­zy re­mon­to­wa­no, ale desz­cze i śnie­gi osła­bi­ły drew­no do te­go stop­nia, że po ro­ku 1846 ro­ze­bra­no ją. Tak przy­naj­mniej twier­dzą daw­ne ga­ze­ty, choć na­tra­fi­łem i na in­for­ma­cję „Ku­rie­ra War­szaw­skie­go", że w 1852 ro­ku za­ję­to się prze­bu­do­wą obiek­tu na Chmiel­nej.

Plafon i zjazd po linie

Po po­wsta­niu stycz­nio­wym za­mie­rza­no wy­sta­wić wiel­ki, no­wo­cze­sny bu­dy­nek na Mar­jań­skiej przy Twar­dej i po­dob­no zbu­do­wa­no tam już fun­da­men­ty pod sze­ścio­kąt­ną ha­lę na 2800 osób, ale póź­niej ga­ze­ty mil­cza­ły na te­mat te­go obiek­tu. Praw­do­po­dob­nie nie po­wstał.

Dwie de­ka­dy póź­niej zbu­do­wa­no na Or­dy­nac­kiem sta­ły cyrk, zwa­ny po­cząt­ko­wo – Cin­sel­li, bę­dą­cy za­pew­ne fi­lią jed­ne­go z naj­słyn­niej­szych ze­spo­łów ro­syj­skich. Wią­że się z tym in­te­re­su­ją­ca, ma­lar­ska aneg­dot­ka. Otóż w ro­ku 1883 wła­ści­cie­le za­mó­wi­li przed­sta­wia­ją­cy jeźdź­ców pla­fon, któ­ry to wy­ma­lo­wa­li młod­si ar­ty­ści aka­de­mii mo­na­chij­skiej. W tym sa­mym cza­sie, jak po­dał „Ku­rier War­szaw­ski", w de­ko­ra­tor­ni te­atrów war­szaw­skich zna­ny ma­larz pej­za­ży­sta Adam Ma­li­now­ski przy­go­to­wy­wał pla­fon dla cyr­ku Sa­la­moń­skie­go w Mo­skwie. Po 18 la­tach mo­na­chij­ski su­fit pod­da­no kon­ser­wa­cji tak pa­skud­nej, że sto­łecz­ni dzien­ni­ka­rze na­rze­ka­li na pstro­ka­te tło i zde­fek­to­wa­ne syl­wet­ki. Co zo­sta­ło z mo­skiew­skie­go pla­fo­nu?

Cyrk przy Or­dy­nac­kiej ist­niał jesz­cze przez wie­le lat, ale wy­ma­gał re­mon­tu, bo już w 1903 ro­ku wła­dze zwró­ci­ły uwa­gę na wą­skie wyj­ścia utrud­nia­ją­ce ewen­tu­al­ną ewa­ku­ację. W ro­ku 1931 wiel­ki cyrk bra­ci Sta­niew­skich za­in­we­sto­wał w ten „po­pu­lar­ny Okrą­glak", jak na­pi­sa­ła o nim „Pol­ska Zbroj­na", i do­ko­nał du­że­go re­mon­tu. Sta­re, da­ją­ce ma­ło świa­tła ży­ran­do­le za­stą­pio­no re­flek­to­ra­mi, za­mo­co­wa­no lu­strza­ne drzwi i ta­kiż su­fit, a gdzie nie­gdzie usta­wio­no mar­mu­ro­we ścia­ny. To by­ła już fir­ma.

Nie­ste­ty woj­na obron­na 1939 ro­ku wy­pę­dzi­ła Sta­niew­skich. Zo­sta­li bez sa­li, ale nie pod­da­li się. Ga­dzi­no­wy „No­wy Ku­rier War­szaw­ski" po­da­wał w 1940 ro­ku, że  pod­ję­li dzia­ła­nia nie­mal na świe­żym po­wie­trzu, bo u zbie­gu Kru­czej i Mo­ko­tow­skiej, gdzie za­in­sta­lo­wa­li cyrk let­ni.

Praw­da o tam­tych cza­sach jest nie­co in­na od tej, ja­ką nam dziś ser­wu­ją te­le­wi­zyj­ne ko­mik­sy. Kto kon­spi­ro­wał, to kon­spi­ro­wał, a resz­ta chcia­ła prze­żyć, a na­wet się ba­wić. Dla­cze­go nie? No i bra­cia Sta­niew­scy mie­li du­żą pu­blicz­ność, ofe­ru­jąc jej w wiel­kim szkla­nym akwa­rium wy­stę­py „nur­ków Nep­tim". Ga­dzi­nów­ka do­da­ła też – „god­ną pod­kre­śle­nia rze­czą jest utrzy­ma­nie przez ad­mi­ni­stra­cję cen przed­wo­jen­nych".

Naj­więk­sze wy­da­rze­nie cyr­ko­we w hi­sto­rii sto­li­cy za­fun­do­wa­li nam nie­miec­cy oku­pan­ci. I to do­słow­nie, a nie w prze­no­śni. Otóż w 1942 ro­ku spro­wa­dzi­li do mia­sta wła­sną tru­pę akro­ba­tycz­ną, któ­ra do­ko­ny­wa­ła róż­nych sztu­czek na pla­cu Na­po­le­ona, czy­li dziś Po­wstań­ców War­sza­wy. Spryt­ni li­no­skocz­ko­wie czy­ni­li wy­gi­ba­sy na li­nach roz­pię­tych ko­ło bu­dyn­ku daw­nej pocz­ty głównej i to na wy­so­ko­ściach od 20 do 26 me­trów. Clou pro­gra­mu by­ło jed­nak na ko­niec – otóż na szczy­cie bu­dyn­ku Pru­den­tial za­mo­co­wa­no li­nę, któ­ra po­nad uli­cą Szpi­tal­ną wio­dła do Chmiel­nej. I nią to zje­cha­ła na spe­cjal­nym uchwy­cie nie­ja­ka Il­sa May­er. Wy­da­rze­nie re­we­la­cyj­ne, nie­ste­ty dzie­ją­ce się w naj­gor­szym cza­sie te­go mia­sta.

Buda, czyli szmaciak

Po woj­nie pierw­sze wy­stę­py cyr­ko­we od­by­wa­ły się w by­le ja­kich na­mio­tach, a gdy ko­muś oca­la­ły z wo­jen­nej za­wie­ru­chy tre­so­wa­ne zwie­rzę­ta, to pu­blicz­ność mia­ła wiel­ką ra­dość. Przy­po­mi­na­ło to cyrk, ja­ki w 1935 ro­ku opi­sał Mel­chior Wań­ko­wicz. Bu­da, czy­li szma­ciak stał na pla­cu Mu­ra­now­skim, a bi­le­ty kosz­to­wa­ły 10 gro­szy dla dzie­ci i dwa ra­zy ty­le dla do­ro­słych. 500 miejsc by­ło sta­le za­ję­tych,  po­ziom wy­stę­pów zaś – oczy­wi­ście sła­by. Wań­ko­wicz pi­sał o „smut­nym cyr­ku", ale za­uwa­żył też, że dy­rek­cja da­je za­ro­bić ar­ty­stom po pięć zło­tych dzien­nie. Przy­naj­mniej mie­li za co zjeść.

Po woj­nie mie­li­śmy jesz­cze wie­le po­dob­nych firm, ale póź­niej pod pań­stwo­wym me­ce­na­tem nad­szedł zło­ty czas dla tej roz­ryw­ki, cze­go efek­tem by­ła gi­gan­tycz­na fre­kwen­cja cyr­ku przy Chał­ubiń­skie­go. Już się wy­da­wa­ło, że buł­gar­ski bu­dy­nek przy Krucz­kow­skie­go da mia­stu sta­łą are­nę, a tu tym­cza­sem ta­ki... cyrk.

Te i wcześniejsze varsaviana Rafała Jabłońskiego można znaleźć pod adresem www.zyciewarszawy.pl/varsaviana

W ze­szłym ro­ku mi­nę­ło 40 lat od dnia otwar­cia (a ra­czej za­mknię­cia!) tak uro­czy­ste­go, że nie­licz­ni dzien­ni­ka­rze sie­dzie­li w tyl­nych rzę­dach, bo gdzie in­dziej nie by­ło dla nich miejsc. Pa­mię­tam, iż w każ­dym wej­ściu, zresz­tą dość wą­skim,  stał stra­żak, ko­ło któ­re­go umiesz­czo­no kil­ka ga­śnic. Ki dia­beł? – za­sta­na­wia­łem się. Po pre­mie­rze po­wie­dzia­no mi, że od­by­ła się ona na wa­run­ko­wych za­sa­dach, bo wy­star­czy­ła iskra, by wnę­trze się za­pa­li­ło, a po­wsta­łe w ten spo­sób ga­zy za­tru­ły ca­łą wi­dow­nię.

Pozostało 93% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką