Prawdziwa integracja między oboma częściami dzisiejszej Warszawy zaczęła się z rokiem 1864, gdy otworzono most aleksandryjski, zwany przez mieszkańców – Kierbedzia. Tym, którzy tu się nie urodzili, wyjaśniam – w jego miejscu i na jego filarach leży tzw. most Śląsko-Dąbrowski. A dlaczego integracja się zaczęła? Bo pierwszy raz można było dostać się na drugi brzeg rzeki – za darmo!
Te i wcześniejsze varsaviana Rafała Jabłońskiego można znaleźć pod adresem
www.zyciewarszawy.pl/varsaviana
Wątpliwy urok bagien
Wedle starych relacji na obszarze zwanym przez nas dzisiaj Pragą były „mokradła porośnięte lasem i zaroślami". Tu i tam „na piaszczystej glebie wyżej położonych miejscowości potworzyły się skupienia zagród ludzkich". Nie będziemy się jednak zajmować historią tej dzielnicy, a tym, co jej natura uczyniła. Otóż przy każdej powodzi stała tam woda, a bywało, że zalewało niemal wszystko, znosząc drewniane domy i wyrywając drzewa z korzeniami. To jak się tam dało żyć?
Z reguły wyglądało to tak, jak opisywała relacja złożona w 1751 roku. „W nocy tak zahuczało, jakby wystrzelono z moździerzów (...) a to lody tak pękały (...) W południe już Praga stała jakby w morzu, o godzinie 4ej i wioska Brudno zaczęła pływać". To było w lutym, natomiast w sierpniu (1813 roku) w jeden dzień woda uniosła się w rzece o 2 łokcie 8 cali. To jest prawie 1,5 metra, bo łokieć warszawski liczył sobie ok. 60 cm. Powódź poszła „za Pragę więcej jak na milę, gdyż aż za Białołękę rozciągała się" – napisał reporter „Gazety Warszawskiej". A co wtedy robili mieszkańcy lewego brzegu? Siedzieli na skarpie, machając nogami i mówiąc, że „tam się nie mieszka".