Pod koniec lat 20. ubiegłego wieku zaczęto budować dom biurowo-dochodowy przy ul. Moniuszki. Stawiało go włoskie towarzystwo ubezpieczeniowe, którego przydługiej nazwy prawie nikt nie potrafił powtórzyć, ale jej skrót stał się znany w całej Polsce.
Dziś o „Adrii" krążą legendy, zaciemniające obraz przeszłości. Na przykład nie była to restauracja, jak do dziś się pisze, ale „przedsiębiorstwo kawiarniano-dancingowo-kabaretowe" (termin z epoki). Wielu upatruje sławy tego miejsca w obrotowym parkiecie tanecznym, tymczasem tłumy (do 2,5 tysiąca ludzi dziennie!) waliły tam przede wszystkim do zimowego ogrodu kawiarnianego, pełnego roślin oraz ptaków.
Droższa niż... pociąg pancerny
Początek lat 30. to dla warszawskiej gastronomii fatalne czasy. Zaczynał się światowy kryzys ekonomiczny, czynsze szły w górę, spadała zamożność klientów i w efekcie plajtowało coraz więcej lokali. Zbankrutowały tak głośne firmy, jak „Udziałowa" na Nowym Świecie 30, „Cafe Bristol", „Stecki i Borkowski" oraz „Złoty Róg" u zbiegu Alej Jerozolimskich z Marszałkowską. Tymczasem w mieście zaczął się pojawiać
p. Franciszek Moszkowicz, współwłaściciel znanej lwowskiej „Bagateli" – człowiek obrotny i wielce doświadczony, gdyż przeszedł wszystkie stopnie zawodowej kariery. Wszedł w kontakty z Włochami, spisał odpowiednie umowy, wyłożył niemałe pieniądze i zaczął organizować nowoczesną firmę.