„My prawowierni chrześcijanie, katolicy rzymscy, naród polski, wierny Bogu i Kościołowi, wolnym królom i kochanej ojczyźnie; uważając koniec nieszczęśliwych i strasznych środków, gwałtownie przeciwko wszystkiemu prawu uczynionych, nieomylnie wynikający a przynoszący niemylne nadwątlenie i prawie powszechną zgubę na wiarę św. katolicką, rzymską; widząc oziębłość w duchowieństwie wyższym, a w głowach większych świeckich obojętność, tudzież w obywatelach bezwstydną bojaźń i pomieszanie, a co najnieszczęśliwsza: że żadnej dotkliwości nie czując, nachylają swe niegdyś niezwyczajne głowy wolnego narodu pod jarzmo niewolnicze syzmatyków, lutrów i kalwinów, któreśmy krwią Chrystusa najdroższą i własną naszą odkupione bezpiecznie przed narodami nosili, nie dbając na tureckie, tatarskie, Szwedów, Kozaków hufce, które jak cień jeden od zaciągającego słońca, tak oni od znaku krzyża św. nikli przy heroicznym naszym orężu. Ale jest Bóg w Jeruzalem, jest jeszcze i prorok, który wszystkie wróży pomyślności. Jeżeli żyć i umierać, stać i upadać przy boku Jego i św. wierze katolickiej będziemy, umocni siły nasze i wzbudzi w nas krew rycerską, będzie nam wodzem i przywódcą, zasłoną i potęgą. Niech nas utrzymuje Jego wszechmocna moc, niech posili moc Syna przenajświętszego, niech nas zagrzeje duch jego miłości! Czyńmy już więc w Imię Trójcy przenajświętszej Boga Ojca, Syna i Ducha św. to sprzysiężenie osobiste i powszechne. Tarczą będzie nam Marya" – tak brzmiała rota sprzysiężenia, które 29 lutego 1768 roku w Barze (dzisiejsza Ukraina) zawiązali marszałek nadworny Jerzy August Mniszech i biskup kamieniecki Adam Stanisław Krasiński. Dwaj dostojnicy chcieli wywołać ogólnonarodowy zryw w obronie upadającej Rzeczypospolitej. Każdy, kto chciał przystąpić do konfederacji, musiał zaprzysiąc dziesięć punktów, wśród których była obrona wiary „własnym życiem i krwią". Członkowie sprzysiężenia przyjmowali hasło „Jezus Maryja", chorągwie przedstawiające Chrystusa i zobowiązywali się prowadzić walkę za wiarę i ojczyznę. Politycznie ich głównym celem było zniesienie rosyjskiej kurateli i likwidacja ustaw narzuconych przez Rosję, które katolików zrównały w prawach z innowiercami.
Wojenna pożoga
Cztery dni później, w tym samym Barze, zawiązano związek zbrojny Konfederacji. Niemal „z marszu" oddziały konfederatów zaatakowały rosyjskie garnizony rozproszone na Ukrainie. Rzeczpospolita zaczęła się pogrążać w odmętach wojny domowej, tym bardziej dokuczliwej, że ogniska buntu rozpalały się stopniowo w całym kraju. Historycy policzyli, że na terytorium przedrozbiorowej Polski zawiązało się 66 lokalnych konfederacji, wiernych przywódcom z Baru i ślubujących walkę o te same ideały. Ta ilość powstańczych ognisk była na rękę rosyjskim wojskom. Konfederaci – rozproszeni od Śląska po województwo trockie – nie byli w stanie połączyć się w regularną armię i wydać Rosjanom decydującej bitwy. Dopiero po półtora roku stworzyli Generalność – zalążek jednego dowództwa koordynującego walkę, jednak nawet wówczas nie byli w stanie osiągnąć wojskowych celów.
W dodatku jeszcze w marcu, gdy płomień wojny wewnętrznej rozpalał cały kraj, na posiedzeniu Senatu podjęto uchwałę o wezwaniu wojsk rosyjskich, z pomocą których bunt miał być stłumiony. Stanisław August Poniatowski, przestraszony, że konfederacja pozbawi go władzy, gotów był sam podpisać uchwałę, ale nie stanął przed takim wyborem. Zdradziecki akt poparło 14 senatorów, wśród nich prymas Gabriel Podolski. W rezultacie regimentarz królewski Franciszek Ksawery Branicki wyruszył na czele polskich wojsk na Ukrainę, połączył się z siłami rosyjskimi i 19 czerwca zdobył Bar – centrum konfederatów.
Dwa dni później do buntu przyłączyło się województwo małopolskie. 21 czerwca marszałek krakowski Michał Czarnocki wystosował uniwersał do katolików zamieszkujących województwo, zachęcając ich, aby przystąpili do konfederacji. Z Krakowa bunt rozprzestrzenił się na całą Małopolskę, Wielkopolskę i zachodnią Ukrainę.
Krzyż konfederacji barskiej