Czas akcji sagi „Lilie królowej” zdecydowała się pani osadzić w okresie panowania królowej Jadwigi Andegaweńskiej. W polskiej pamięci historycznej funkcjonuje ona jako jedna z najwybitniejszych władczyń swojej epoki. Co w życiorysie i charakterze tej nietuzinkowej Andegawenki jest pani szczególnie bliskie?
Jadwiga zaimponowała mi swoją siłą, talentami i rozumem. Ona nie bała się wykorzystywać tych walorów w czasach, kiedy kobiety postrzegane były jako istoty ich pozbawione. Już jako niespełna 12-letnie dziecko potrafiła sprostać zadaniu, które mogłoby przerosnąć niejednego dorosłego. 16 października 1384 r. została koronowana na króla Polski – nie na królową, a właśnie na króla! Niedługo później wydano ją za mąż za litewskiego księcia Jagiełłę. Aby ten mariaż doszedł do skutku, Andegawenka musiała rozstać się z nadzieją poślubienia swojego narzeczonego Wilhelma Habsburga, z którym we wczesnym dzieciństwie została połączona ceremonią sponsalia de futuro – zaręczyn na przyszłość. Jadwiga znała i lubiła Wilhelma, w dodatku przez całe dzieciństwo wzrastała z myślą, że to właśnie on jest jej przeznaczony. Tymczasem musiała porzucić te plany i zaakceptować nowego, wyznaczonego jej mężczyznę – znacznie starszego od niej władcę pogańskiej jeszcze wówczas i budzącej lęk Litwy. Dlatego właśnie wyobraziłam ją sobie jako dzielną, choć z pewnością przerażoną dziewczynkę, która po uroczystościach koronacyjnych ucieka ze swojej komnaty i, tuląc jedną z lalek przywiezionych z rodzinnego zamku w Budzie, chowa się pod schodami na Wawelu.