Zamknięty w czterech pokojach przestałem kopiować, zwinąłem cały »majdan« i ? zacząłem się bać, zwyczajnie bać. Nie pamiętam, czy się spociłem i czy drżały mi ręce. Przypominam sobie tylko, jak intensywnie myślałem, szukając wyjścia z pułapki. Chodziłem od okna do okna w jakiejś bezwiednej nadziei, że któraś z krat nie została starannie zsunięta. Niestety, wszystkie były zamknięte" – tak na wiadomość o natychmiastowym odwołaniu go ze służby szpiegowskiej miał zareagować Czechowicz. Swoją „niebezpieczną pracę" na rzecz wywiadu PRL opisał w książce „Siedem trudnych lat". Chyba sam uwierzył w historie, które opowiadał po powrocie do kraju. Kim był ten „as wywiadu", którego ówczesne media tak chętnie porównywały do kapitana Klossa, agenta J-23 z serialu „Stawka większa niż życie"?
Po sąsiedzku z Piłsudskimi
Pełne nazwisko kapitana, a obecnie emerytowanego podpułkownika, brzmi Andrzej Czechowicz-Lachowicki herbu Ostoja. Syn Olgi i Zbigniewa urodził się 17 sierpnia 1937 r. w Świecianach, ok. 80 km na północny wschód od Wilna. W pobliżu Kołodna zaś – rodowych dóbr Czechowiczów-Lachowickich – znajdował się Zułów, majątek Piłsudskich. Nie dziwi więc, że rodziny czasem się odwiedzały, zwłaszcza że obie wywodziły się z patriotycznych rodów. Pradziadek Czechowicza, także Andrzej, był uczestnikiem powstania styczniowego.
Kiedy 17 września 1939 r. Związek Radziecki napadł na Polskę, „na Kresy zwaliła się sowiecka inwazja, Zbigniew, zmobilizowany jako kapral i walczący w szeregach artylerii konnej w składzie Wileńskiej Brygady Kawalerii, trafił do niemieckiego Stalagu XI-B, a później »na roboty« do rolnika koło Hanoweru. Dla bogatego polskiego ziemianina było to wielkie upokorzenie; w ten sposób jednak przeżył wojnę i uniknął niechybnej śmierci z rąk NKWD". Znacznie gorszy los spotkał jego żonę Olgę, którą wraz z dziećmi Rosjanie wywieźli do północnego Kazachstanu. A przecież Andrzej Czechowicz miał wówczas niewiele ponad dwa latka, jego młodsza siostra Bożena – zaledwie kilka miesięcy. Dzięki ciężkiej pracy matki całej trójce udało się przetrwać w tych nieludzkich warunkach. W 1946 r. wraz z innymi repatriantami rodzina Czechowiczów trafiła na Ziemie Odzyskane, do Świbia na Górnym Śląsku. Majątek w Kołodnie przepadł – teraz należał do sowieckiej Białorusi. Po latach rozłąki właśnie w Świbiu Zbigniew odnalazł żonę z dziećmi, w 1953 r. zaś cała rodzina przeprowadziła się do Starej Wsi pod Grójcem (w pegeerze Drozdy senior rodu pracował jako główny księgowy).
Andrzej Czechowicz ukończył grójeckie liceum, a w 1962 r. uzyskał dyplom magistra na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego. Postanowił skorzystać z zaproszenia od znajomej mieszkającej w Londynie, a paszport uzyskał pod pretekstem wyjazdu w celu nauki angielskiego. „Co prawda dostał się w tym czasie na kolejne studia (germanistykę), jednak wobec braku perspektyw zawodowych po paru miesiącach zdecydował się na radykalny krok: postanowił nie wracać do kraju z letniego wyjazdu turystycznego do Wielkiej Brytanii w 1963 r.". W Anglii wystąpił nawet o przyznanie azylu politycznego, ale mu odmówiono, ponieważ z Polski wyjechał legalnie. W tym czasie poznał rodaków – marynarzy współpracujących ze Stowarzyszeniem Polskich Kombatantów, którzy zasugerowali mu, by wyjechał do RFN, a tam na pewno uzyska status uchodźcy i tą drogą zdoła dotrzeć do Kanady (gdzie miał krewnych, na których pomoc liczył).
Sławomir Koper w książce „Wielcy szpiedzy w PRL" – tak opisuje perypetie Czechowicza za żelazną kurtyną: „Zdesperowany przeniósł się do RFN i trafił do obozu dla uchodźców w Zirndorf. Miejsce to okazało się bardzo odległe od jego wyobrażeń o wygodnym życiu za żelazną kurtyną. (...) Czechowicz szybko doszedł do wniosku, że w kraju będzie mu się żyło lepiej. Skontaktował się więc z polską Misją Wojskową w Berlinie Zachodnim i poprosił o zgodę na powrót do Polski. Twierdził, że jest »gotów ponieść każdą karę« za nielegalne pozostanie za granicą, deklarował, że »może jeszcze dużo zrobić dla Polski« i prosił o szansę, aby »naprawić zło« wyrządzone socjalistycznej ojczyźnie. Po latach przyznawał, że faktycznie był bardzo rozczarowany warunkami panującymi w obozie, a na jego postawę wpłynęło również nieotrzymanie wizy wjazdowej do USA. Zgody na przyjazd do Polski nie uzyskał, pozostał zatem na terenie RFN. I właśnie wtedy narodziła się szansa na zmianę sytuacji".