Bracia Kowalczykowie podłożyli bombę w auli WSP niemal dokładnie 45 lat temu, 6 października 1971 roku. Byli pracownikami tej uczelni, a zamach przeprowadzili, by utrudnić organizację uroczystości w Święto Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa. Powód? W trakcie gali zamierzano wręczać nagrody i odznaczenia funkcjonariuszom, którzy odpowiadali za krwawe stłumienie protestów na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku.

Wskutek wybuchu wyleciał w powietrze dach auli i zapadła się podłoga, jednak nikt nie odniósł obrażeń. Mimo to braci Kowalczyków skazano na drakońskie kary: Jerzego na śmierć, a Ryszarda na 25 lat więzienia. Po protestach opozycji Jerzemu Kowalczykowi wyrok kary śmierci zmieniono na 25 lat pozbawienia wolności. Przedterminowo zostali zwolnieni z więzienia po zakończeniu stanu wojennego w wyniku aktu łaski Rady Państwa.

– Bracia Kowalczykowie potrafili sprzeciwić się odznaczaniu morderców z Wybrzeża i hańbieniu polskiego państwa już w latach 70. Opozycja była jeszcze słaba, więc ich akt wymagał ogromnej odwagi. Zapłacili za to wielką cenę – mówi wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki.

To wiceminister Jaki zainicjował postępowanie w sprawie odznaczenia legendarnych opozycjonistów. – Wniosek jednogłośnie poparła kapituła orderu – podkreśla polityk.

Ordery wręczy prezydencki minister Andrzej Dera, a opozycjonistów uhonorują też władze samorządowe. W środę przed urzędem zostanie odsłonięta pamiątkowa tablica, a największa sala w budynku będzie nosić imię braci.