To stanowisko wyróżniało ich na tle całej opozycji. 5 grudnia 1991 r. Klub Parlamentarny KPN wnosi do Sejmu projekt ustawy o restytucji niepodległości. Projekt przewidywał lustrację, dekomunizację i weryfikację sędziów, prokuratorów, adwokatów, służb cywilnych i wojskowych. W styczniu 1992 r. Sejm większością – od SLD przez Unię Demokratyczną po Porozumienie Centrum i ZChN – projekt wyśmiewa i odrzuca.
Całościowa wizja państwa
Jesienią 1991 r., gdy większość ugrupowań politycznych miała szczątkowe wizje państwa lub improwizowała programy, KPN wchodziła w kampanię wyborczą z gotowym i spójnym projektem Polski. Była to wizja przygotowywana przez ponad dekadę – w podziemiu, w więzieniach i w otwartym już po 1989 r. sporze o kształt III RP.
KPN miała kompletny program gospodarczy – Plan Interwencyjnego Ratowania Gospodarki. Konfederaci odrzucali centralne planowanie i nieograniczony liberalizm, proponując „trzecią drogę” opartą na solidaryzmie społecznym.
Fundamentem kampanii stał się „Program Trzeciej Rzeczypospolitej” – syntetyczny dokument oparty na wcześniejszych pracach Leszka Moczulskiego, dziesiątkach deklaracji i uchwał KPN. Nadrzędna zasada brzmiała jasno: odbudowa niepodległego państwa. W oczach Konfederatów Polska, mimo zmian ustrojowych, wciąż pozostawała niesuwerenna – ze „stalinowską” konstytucją z 1952 r., obowiązującą nawet po wolnych wyborach prezydenckich.
Plan zakładał radykalne i natychmiastowe zerwanie z dziedzictwem PRL, proklamację III RP, unieważnienie umów podpisanych przez rząd zależny od Moskwy, uchwalenie nowej konstytucji. Nowe państwo miało opierać się na przejrzystych mechanizmach rządzenia, pozbawionych ideologicznych dodatków, a towarzyszyć temu miał pakiet „ustaw kardynalnych”, tworzących fundament ustroju. W wizji KPN samorządność i przejrzystość administracji były równie ważne, co polityczne zerwanie z PRL. Konfederaci proponowali trójstopniowy podział terytorialny, przywrócenie powiatów, duże województwa i gminy jako podstawową jednostkę administracyjną.
Wiec Leszka Moczulskiego w Lublinie, 1989 r. Od lewej: autor artykułu Grzegorz Cygonik, późniejszy poseł; Andrzej T. Mazurkiewicz, późniejszy poseł i senator; Dariusz Wójcik, późniejszy poseł i wicemarszałek Sejmu
Foto: T. Tedling/ Archiwum autora
Program obejmował również politykę zagraniczną. KPN – wierna tradycji piłsudczykowskiej – stawiała na koncepcję Międzymorza: wspólnoty gospodarczo-politycznej państw Europy Środkowo-Wschodniej jako etapu w drodze do „Europy ojczyzn”.
Obok kwestii ustrojowych KPN miała własny kompletny program gospodarczy – Plan Interwencyjnego Ratowania Gospodarki. Konfederaci diagnozowali zapaść przemysłu, rolnictwa, budownictwa i usług, ostrzegali przed recesją i inflacją. Odrzucali zarówno centralne planowanie, jak i nieograniczony liberalizm, proponując „trzecią drogę” opartą na solidaryzmie społecznym. Wskazywali konkretne rozwiązania: powołanie Ministerstwa Skarbu, restrukturyzację rządu, stworzenie giełd finansowych i papierów wartościowych z państwowym nadzorem, rozwój akcjonariatu pracowniczego, nową politykę rolną i proekologiczną.
W 1991 r. niewiele partii w Polsce mogło pochwalić się tak spójną i rozbudowaną wizją państwa – od fundamentów ustrojowych, przez gospodarkę, po miejsce Polski w Europie. KPN była jedną z nich. A właściwie – jedyną, która w tak całościowy sposób opisała, jak powinna wyglądać przyszła Polska.
KPN – gorzki koniec
Twarda postawa – często określana jako radykalna – była zarazem siłą i słabością KPN. Siłą, bo mobilizowała ludzi, którzy nie chcieli „przegrywać historii” i zaakceptować „gorszej Polski”. Słabością, ponieważ radykalizm zrażał umiarkowane środowiska i nie przekładał się na masowe poparcie w wyborach po 1989 r. Wprawdzie w 1991 r. KPN staje się trzecią siłą w Sejmie, to już dwa lata później ma dwa razy mniej posłów, a po kolejnych wyborach, w ramach AWS ma tylko 3 posłów i 2 senatorów. KPN przestaje istnieć na scenie politycznej.
Do dzisiaj wielu zadaje sobie pytanie, jak mogło do tego dojść, skoro ugrupowanie miało jasny program, struktury, wydawnictwo, biura, parlamentarzystów? Nie było jednej przyczyny, to była wypadkowa wielu czynników. Na pewno do jej końca przyczyniły się: brak pieniędzy na bieżącą działalność, brak mediów, lustracja, rozłamy, a długofalowo – wyjście z tworzącej się koalicji prawicowo-solidarnościowej AWS. Do tego doszło jeszcze jedno – ugrupowanie etosowe nie sprostało zmieniającej się rzeczywistości i nie zaczęło zamiast polityki „ideowej” stosować polityki „materialnej”. Chociaż to akurat w tym wypadku było zaletą, nie zaś wadą.
Trójgłos. Dlaczego KPN-owi się nie udało?
Krzysztof Król (więzień polityczny, poseł i wiceprzewodniczący KPN) tak dzisiaj charakteryzuje działalność KPN i przypomina, że brano pod uwagę rozwiązanie KPN:
– Skupialiśmy się na walce o Niepodległość, w skład KPN wchodziły różne środowiska, często różniące się ideowo. Najważniejsze było obalenie ustroju PRL i likwidacja dominacji ZSRR nad Polską, powrót do świata zachodniego. Nawet w Statucie KPN było, że pierwszy kongres po odzyskaniu niepodległości ma postanowić, czy partia ma istnieć nadal, czy się rozwiązać. KPN-owcy nazywali się państwowcami, piłsudczykami, podkreślając prymat państwa nad nurtami politycznymi.
Tłumaczy także zawiłości pierwszych lat RP, gdzie podziały ideowe i programowe były czysto teoretyczne:
– 50 lat przerwy w normalnym funkcjonowaniu życia politycznego spowodowało naturalne zerwanie ze światową myślą polityczną. Rozważania o liberalizmie, socjaldemokracji, oświeconym konserwatyzmie miały charakter teoretyczny. Nawet główny polski liberał Stefan Kisielewski wyśmiewał: „jak chcecie zrobić kapitalizm bez kapitału”. Sięgaliśmy do wzorów II Rzeczpospolitej, nawet w szczegółach. Pamiętam jak pod koniec lat 80. Leszek Moczulski odpowiedział na pytanie ks. Stanisława Małkowskiego, jaki jest pogląd KPN na kwestię aborcji. – „Taki jak przed wojną”. Zakłócony był porządek lewica – prawica. Propaganda komunistyczna nazywała swoich wrogów prawicowymi rewanżystami. Do prawicowców zaliczano zarówno Jacka Kuronia, jak Leszka Moczulskiego, wystarczyło, że byli przeciwni komunistycznej wizji PRL.
Adam Słomka od 1991 r. chciał przejąć partię, niszcząc struktury, które mu się nie podporządkowywały.
Dariusz Wójcik (więzień polityczny w PRL, poseł i wicemarszałek Sejmu RP)
Charakteryzuje również opozycjonistów, którzy nagle musieli prowadzić jawną, normalną politykę:
– Do opozycji w czasach PRL szli ludzie o nie najłatwiejszych charakterach. Bezkompromisowość ułatwia walkę z totalitaryzmem, ale utrudnia zwykłe życie polityczne, stąd liczne podziały, rozłamy, frakcje.
Bardziej stanowczy w ocenie jest Dariusz Wójcik (więzień polityczny w PRL, poseł i wicemarszałek Sejmu RP), który wprost mówi o trzech ciosach:
– KPN dostała trzy ciosy. Pierwszy – w roku 1992. Rząd Jana Olszewskiego powstał z warunkowym poparciem KPN. My z kolei złożyliśmy projekt ustawy o restytucji niepodległości Polski, w której znalazły się m.in. zapisy o lustracji i dekomunizacji. Projekt upadł już w pierwszym czytaniu — nikt poza Solidarnością nie chciał nawet o nim rozmawiać. W maju 1992 r. Unia Demokratyczna i Kongres Liberalno-Demokratyczny złożyły wniosek o wotum nieufności dla rządu Olszewskiego. Debatę i głosowanie zaplanowano na 5 czerwca. Rząd był mniejszościowy, więc jedyną szansą na przetrwanie było porozumienie z KPN i PSL. 28 maja 1992 r. Janusz Korwin-Mikke złożył projekt uchwały lustracyjnej – w oczywisty sposób niekonstytucyjnej. 2 czerwca odbyły się negocjacje koalicyjne rządu z KPN i PSL. W ich trakcie Macierewicz zaprosił mnie do MSW. Tam usłyszałem, że Leszek Moczulski oraz marszałek Sejmu i lider ZChN Wiesław Chrzanowski byli rzekomo współpracownikami SB. Otrzymałem też wyraźną sugestię, że jeśli rząd Olszewskiego upadnie, te informacje zostaną ujawnione. Wróciłem na rozmowy koalicyjne i nikomu o tym nie powiedziałem. Negocjacje zostały jednak storpedowane przez samego premiera. 4 czerwca Macierewicz, ignorując postanowienia uchwały lustracyjnej, przyniósł do Sejmu „Informację o zasobach archiwalnych SB” dotyczącą najważniejszych osób w państwie – bez żadnej weryfikacji. Zdecydowana większość osób z tej listy została później oczyszczona przez sądy. Leszek Moczulski jako pierwszy w Polsce złożył pozew w trybie prawa lustracyjnego. Po dwudziestu latach procesów postępowanie umorzono, bez prawomocnego rozstrzygnięcia. Ale ta intryga poważnie osłabiła KPN. Drugi cios – wewnętrzna wojna. Adam Słomka od 1991 r. chciał przejąć partię, niszcząc struktury, które mu się nie podporządkowywały. Trzeci cios – czasy AWS. Układanki, ambicje, rozgrywki. To wtedy skrzydła KPN zostały ostatecznie podcięte. Należy jasno także powiedzieć, że Konfederacja była „solą w oku” wszystkich, że wszystkim – od prawa do lewa – zależało na jej końcu.
W podobnym tonie wypowiada się Artur Then z Krakowa (działacz podziemnej KPN, poseł w wolnej Polsce):
– KPN to była wielka rzecz – antykomunistyczna, bezkompromisowa, ideowa. W przeciwieństwie do innych otwarcie określaliśmy się jako partia. Z czytelnym programem i ze strukturami w całym kraju. W 1989 r. tylko my potrafiliśmy wystawić kandydatów w różnych okręgach, jako formacja opozycyjna wobec Okrągłego Stołu. Weszliśmy do Sejmu w 1991 r. przebojem – największy klub prawicy, jedyna formacja z opozycyjnym rodowodem w PRL, która zdobyła realny wpływ w III RP. To, co nas łączyło, to cel – niepodległość. Gdy został osiągnięty, wewnątrz partii ścierali się socjaliści, narodowcy i liberałowie. Po 1989 r. jednoczył nas Leszek. Uderzenie w niego spreparowanymi aktami TW Lecha zachwiało ten fundament. Wtedy wszedł Adam Słomka. Mający zaufanie Moczulskiego, zyskał kontrolę nad strukturami. Zaczęły się czystki, „desant śląski”. Kluczowe okręgi obsadzał ludźmi wobec siebie lojalnymi – często niekompetentnymi, a starzy działacze byli marginalizowani. Rozłam tylko dopełnił formalności. Nie mieliśmy mediów ani zaplecza finansowego, podczas gdy inni się uwłaszczali. Piłsudczykowski program gospodarczy – interwencyjny – przy liberalnej fali Balcerowicza szybko tracił atrakcyjność. Brak elastyczności dopełnił reszty. W opinii publicznej zostaliśmy „partią, która z nikim się nie dogada”. Ostatnia szansa była w 1997 r. – start Moczulskiego z listy AWS. Odmówił. Gdyby wtedy wszedł do Sejmu, może dałoby się jeszcze coś posklejać. Dziś po KPN zostały tylko legenda, archiwa i żal, że partia, która mogła naprawdę zmienić Polskę, straciła te szanse częściowo na własne życzenie.
Epilog. „Śni nam się Polska Wolna…”
Choć KPN nie odniosła w wolne Polsce (poza 1991 r.) znaczącego sukcesu wyborczego, to jej historia jest ważna jako świadectwo nieustępliwej walki o ideały, których realizacja trwała dekady. W czasach, gdy wolność i demokracja były zdobyczami nowych pokoleń, KPN przypominała, że droga do nich była kręta i bolesna.
Po latach, szef IPN Janusz Kurtyka napisał: „…niemniej jednak faktem jest, że kiedy 1 września 1979 ogłaszano powstanie KPN, była to pierwsza grupa polityczna, która po prostu mówiła o niepodległości. I była to pierwsza grupa polityczna, która nazwała się partią. I wreszcie – była to grupa polityczna, która chciała prowadzić działalność jawną, jako partia polityczna”.
W 2009 r., w 30. rocznicę powstania KPN, Leszek Moczulski powiedział:
– Jeśli mówimy o dziedzictwie KPN to pamiętajmy, że Polska jest niepodległa. Ale program, żeby wszyscy obywatele byli dumni z Rzeczpospolitej, tego programu nie udało nam się przeprowadzić. Nie udało się go także z naszej winy przeprowadzić. Nie byliśmy dość rozumni, nie byliśmy dość zwarci, nie byliśmy dość cierpliwi, nie byliśmy dość odważni… (cytat z filmu Macieja Gawlikowskiego „Pod prąd”).
Gorzkie to słowa do tych, co śniła im się Polska Wolna – i o to marzenie walczyli.