Masowa inwigilacja Amerykanów i obywateli innych państw korzystających z internetu oraz telefonii komórkowej osiągnęła poziom zapowiadany przez George'a Orwella w powieści „1984". Rząd USA wie dzisiaj o każdym z nas więcej niż nasze rodziny i znajomi razem wzięci.
6 czerwca 2013 r. amerykański dziennik „Washington Post" oraz brytyjski „Guardian" ujawniły, że od pięciu lat Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA), a także częściowo FBI, za pomocą programu PRISM sprawdzają wszystkie dane przesyłane na serwery czołowych firm internetowych. Obie publikacje wskazywały, że PRISM śledzi głównie aktywność na serwerach Microsoftu, Yahoo, Google'a, Facebooka, Paltalka, AOL, Skype'a, YouTube'a i Apple'a. Agenci federalni dostali także pełny dostęp do znajdujących się na tych serwerach skrzynek mailowych, rozmów na forach dyskusyjnych, plików audio i wideo oraz wszelkich fotografii i dokumentów. Ujawniono, że NSA kontroluje też newsy na smartfonach, gromadzi dane o wszystkich połączeniach telefonicznych, w tym dane osobiste rozmówców, ich lokalizację i czas rozmowy. Informacje były pozyskiwane głównie od firmy Verizon Communications, największego w USA dostawcy usług telefonii stacjonarnej, komórkowej (Verizon Wireless), szerokopasmowego dostępu do internetu i telewizji kablowej.
Rewelacje „Guardiana" i „Washington Post" wywołały narodową dyskusję na temat prawa rządu federalnego do totalnej inwigilacji obywateli. Tajemnicą poliszynela jest, że tego typu techniki obserwacyjno-podsłuchowe były od lat stosowane przez Federalne Biuro Śledcze w walce z zorganizowaną przestępczością. Dowodzi tego nagrana przez FBI w 2007 r. rozmowa dwóch mafijnych bossów z Nowego Jorku. W telefonie jednego z mafiosów zdalnie uruchomiono mikrofon, nagrano rozmowę i przesłano do odbioru w siedzibie FBI. Zajadający spaghetti gangster nie wiedział, że jego własna komórka służy za policyjną pluskwę i przesyła nagranie do najgorszego wroga.
Dzień po ujawnieniu sensacyjnych informacji przez „Guardiana" i „Washington Post" wyraźnie zdenerwowany prezydent Barack Obama potwierdził, że rząd Stanów Zjednoczonych w 2007 r. wyraził zgodę na rozpoczęcie przez NSA ściśle tajnego programu PRISM, oznaczonego kryptonimem US-984XN. Traf chciał, że konferencja prasowa w tej sprawie wypadła akurat w czasie prezydenckiej wizyty w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej, prawdopodobnym miejscu powstania programu PRISM. Prezydent tłumaczył wzburzonym dziennikarzom, że system nie łamie wartości konstytucyjnych. W opinii Obamy, który był osobiście odpowiedzialny za wdrożenie tego programu, tworzenie bazy poufnych danych z serwerów firm internetowych wcale nie stanowiło nadużycia i było „legalną metodą zbierania informacji, które pozwalają chronić Amerykanów przed atakami terrorystów".
8 czerwca 2013 r. w odpowiedzi na publikacje obu gazet rzecznik NSA Shawn Turner oświadczył, że złożył do Departamentu Sprawiedliwości formalny wniosek o rozpoczęcie śledztwa mającego ustalić źródła przecieku tajnych informacji do mediów. Administracja prezydenta Obamy, kreowanego przez liberalne media na największego amerykańskiego obrońcę wolności obywatelskich, nie tylko nie wstrzymała inwigilacyjnych działań naruszających konstytucyjną Kartę Praw, ale szukała odpowiedzialnych za przekazanie prasie informacji o tajnych programach.