Przed paroma laty prasa nad Wełtawą z uwagą odnotowała zamieszanie z odsłonięciem w Samarze pomnika czeskich legionistów z czasów I wojny światowej. W 2011 r. podobne awantury miały miejsce w Czelabińsku, a także w Kazaniu, Jekaterynburgu i dziesiątkach innych miejsc na wschód od Uralu, gdzie w wojnie domowej zginęło prawie 4,2 tys. Czechów.
Choć pomniki, a najczęściej tablice pamiątkowe, były skutkiem umowy z Rosją, boje z lokalnymi władzami o ich realizację trwały latami. Często szło tylko o odtworzenie monumentów, które Czesi wznieśli na swoich cmentarzach wojennych jeszcze przed opuszczeniem Syberii w 1920 r. Jednak w szale niszczenia bolszewicy w Samarze nawet wykopane szczątki poległych spalili w miejscowej cegielni. Nic dziwnego, że największy opór szedł ze strony komunistów, przeciwnych upamiętnianiu na rosyjskiej ziemi znienawidzonych „czeskich psów" i „białoczechów".