Już w początkach cywilizacji znane były liczne trucizny roślinne, zwierzęce i zrobione z minerałów. Nasza wiedza o truciznach niewiele zmieniła się od czasów rzymskich. Informacje o starożytnych truciznach możemy znaleźć wśród zapisków Dioskoridesa, Scriboniusa Largusa, Nicandera, Pliniusza Starszego i Galena.
Najbardziej rozpowszechnione były trucizny z roślin: alkaloidy belladonny, lulek, bieluń, wilcza jagoda, cykuta, mandragora, ciemiernik, zimowit jesienny, ekstrakt z cisu i opium. Starożytni doskonale znali też toksyczne działanie niektórych minerałów: soli ołowiu arsenu czy rtęci.
Kiedy jednak chciano się kogoś pozbyć, najczęściej stosowano cykutę i tojad. Pierwsza to inaczej szalej jadowity, zawierający alkaloid paraliżujący nerwy obwodowe i mięśnie całego ciała, zaczynając od nóg. Po bólach brzucha i nudnościach następuje śmiertelny paraliż układu oddechowego. Pierwsze wzmianki o cykucie znajdujemy w komedii Arystofanesa „Żaby" z 405 r. p.n.e. Ta najsłynniejsza trucizna została oficjalnie wprowadzona do ateńskiego systemu kar w 404 r. p.n.e. w czasie rządów Trzydziestu Tyranów. Cykuta była zatem nazywana „trucizną państwową" lub „słodką śmiercią", co brzmi raczej makabrycznie, gdyż nasuwa to skojarzenie z innymi mniej „słodkimi" formami egzekucji.
Najsławniejszą ofiarą spożycia cykuty był wielki ateński filozof Sokrates. Opis jego śmierci znajdujemy w „Fedonie" będącym częścią „Dialogów" napisanych przez jego ucznia, Platona. Alkaloid dobrze rozpuszcza się w alkoholu i taki właśnie śmiercionośny (być może nawet z domieszką opium) kielich cykuty z winem podano w 399 r. p.n.e. Sokratesowi. Dodać należy, że za tę porcję trucizny – całkiem zresztą kosztowną w produkcji – zapłacili wierni uczniowie filozofa, gdyż sam Sokrates był człowiekiem ubogim. 60-letni filozof bez oporów wypił truciznę i ruszył na swój ostatni spacer, drepcząc po izbie i pocieszając szlochających uczniów.
Miód szaleńców
Starożytni nie tylko umieli truć, ale potrafili też umiejętnie stosować odtrutki. Pierwszym „specjalistą" w tej dziedzinie był Mitrydates VI, król Pontu „Eupator" (132–63 p.n.e.). Owładnięty nieustannym strachem przed otruciem nieprzerwanie szukał uniwersalnego antidotum zdolnego unieszkodliwić wszystkie potencjalne trucizny. Swoje eksperymenty przeprowadzał na jeńcach wojennych i niewolnikach. Z błogim uśmiechem na twarzy „częstował" ich najpierw truciznami, a po pewnym czasie podawał odtrutki własnego pomysłu. Był z pochodzenia Persem, a zarazem śmiertelnym wrogiem Rzymu. Wyraziło się to wymordowaniem 80 tys. obywateli rzymskich zamieszkujących Azję Mniejszą. Trucizny były ulubionym środkiem Mitrydatesa na pozbywanie się niechcianych osób. Zabił w ten sposób własną matkę, brata i czworo swoich dzieci. Wiele innych ofiar wyprawił na tamten świat z pomocą stale towarzyszących mu scytyjskich szamanów „agari", którzy samego Mitrydatesa wyleczyli z wielu ran, których doznał podczas wojen. Aby uodpornić się na trucizny, stosował instynktownie – słuszną poniekąd zasadę – „czym się trujesz, tym się lecz" i do każdego posiłku spożywał niewielkie ilości trucizn, aby przygotować organizm na większe dawki śmiercionośnych substancji.