„Laissez faire, laissez passer, le monde va de lui-meme!": „Pozwólcie działać, pozwólcie przechodzić, świat porusza się sam!" – słowa te wypowiedział Jean Claude Marie Vincent, markiz de Gournay, francuski XVIII-wieczny ekonomista i filozof, wielki wróg ówczesnej oficjalnej państwowej doktryny gospodarczej, czyli merkantylizmu. De Gournay jest obecnie jednym z wielu myślicieli, których nazwisko nie mówi nic nikomu, poza nielicznymi maniakami historii idei oraz gospodarki. Ponad 200 lat temu jego idee pobudzały jednak intelektualne elity i wpłynęły na ukształtowanie się europejskiego kapitalizmu. De Gournay był m.in. twórcą pojęcia biurokracja, a jego pracami inspirowali się Adam Smith oraz David Ricardo. To od zacytowanych powyżej słów pochodzi pojęcie „leseferyzm" określające doktrynę mówiącą, że rząd powinien jak najbardziej wycofać się z gospodarki i pozwolić działać sektorowi prywatnemu.
Dzisiejsi zwolennicy leseferyzmu mogą mieć jednak problemy z propagowaniem dorobku de Gournaya we współczesnych realiach. Tak jak niektórzy entuzjaści „wolności gospodarczej" przed upadkiem banku Lehman Brothers wskazywali na dziką spekulację derywatami opartymi na kredytach subprime jako drogę do finansowej prosperity, tak dla de Gournaya najlepszym przykładem gospodarczego sukcesu i poszerzenia przestrzeni wolności była deregulacja handlu niewolnikami we francuskich koloniach. W swoich pismach wskazywał on działanie tej branży po deregulacji jako przykład tego, jak znakomicie działa wolny rynek bez ingerencji państwa.
Wolność niewolenia
Transatlantycki handel niewolnikami był w XVII i XVIII w. biznesem niezwykle lukratywnym, który pozwalał szybko się wzbogacać. Był on jednak żyłą złota tylko dla nielicznych wybrańców. Imperium Hiszpańskie, największy ówczesny importer afrykańskich niewolników, przyznawało koncesje na handel ludzkim towarem małej grupie kupców, którzy zazwyczaj mieli albo dobre koneksje polityczne, albo nie szczędzili złota na łapówki dla urzędników odpowiedzialnych za przyznawanie tych przywilejów. We Francji handlem niewolnikami zajmował się zaś państwowy monopol. Ówczesne europejskie mocarstwa kolonialne hołdowały doktrynie merkantylizmu, która traktowała handel zagraniczny głównie jako instrument cichej wojny gospodarczej prowadzonej przeciwko innym państwom i sprzeciwiała się dopuszczaniu zagranicznej konkurencji na lukratywne rynki.
Te handlowe starcia z czasem przekształcały się w gorące wojny, takie jak wojna o sukcesję hiszpańską (1701–1714), w której Anglia i Francja znajdowały się w dwóch wrogich blokach walczących m.in. o gospodarczy dostęp do olbrzymiego hiszpańskiego rynku kolonialnego. Francja wyszła z tej wojny mocno finansowo osłabiona. Próbowała stymulować swoją gospodarkę, wdrażając plan szkockiego awanturnika Johna Lawa: zakładając bank emisyjny pobudzający ekonomicznie kraj za pomocą strumienia papierowych pieniędzy oraz tworząc Kompanię Missisipi mającą zapewnić inwestorom bajeczne zyski z amerykańskich kolonii. Skończyło się to krachem finansowym i Francja, by ratować swój budżet, zmuszona była znacznie poluzować reguły przydzielania koncesji na transatlantycki handel niewolnikami. Zniesiono państwowy monopol i pozwolono prywatnym firmom na obrót „rasą Murzynów" we francuskich koloniach. Zaowocowało to boomem w branży.
O ile na początku XVIII w. do karaibskich kolonii Francji trafiało kilka tysięcy niewolników z Afryki rocznie, o tyle pod koniec tamtego stulecia zdarzało się, że handel ten obejmował nawet 100 tys. niewolników rocznie. Martynika, Gwadelupa i Santo Domingo (Haiti) zaczęły prosperować gospodarczo. Powstawały tam nowe plantacje trzciny cukrowej, na których zatrudniano coraz tańszą siłę roboczą z Czarnego Kontynentu. Cukier, a także zbierane przez niewolników ziarna kawy i kakaowca, stały się tańsze, co znacznie pobudziło ich konsumpcję w Europie. Rósł więc popyt na niewolników do pracy na karaibskich plantacjach.