W nocy 12 maja 1926 r. ktoś ostrzelał willę Piłsudskich w Sulejówku. Według przeciwników nic takiego się nie zdarzyło, a jedynie marszałek rozpaczliwie szukał pretekstu do rozpoczęcia przygotowywanej od dawna awantury. Jednak według oficerów, którym została powierzona ochrona marszałka, sytuacja wyglądała tym poważniej, że kontrwywiad wojskowy niedawno wpadł na trop zamachu na życie Piłsudskiego, przygotowywanego przez Sowietów.
Tego dnia, w środę 12 maja 1926 r., owe nocne wystrzały w żaden sposób nie zmieniły jednak wcześniejszych planów marszałka. O siódmej rano Józef Piłsudski, obiecawszy żonie, że wróci na obiad, udał się w kierunku Rembertowa do zgromadzonych tam wiernych oddziałów. Dla uczciwego badacza nie ulega kwestii, że zgodnie z obietnicą zamierzał wrócić o 14.30. Wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście nie planował żadnego zamachu, a już na pewno jego celem nie były trzydniowe, krwawe, bratobójcze walki w Warszawie. Jak jednak wiadomo, historia potoczyła się inaczej.