Ojcowie założyciele amerykańskiej Unii pragnęli, żeby wszystkie stany rozwijały się równomiernie, a wzrastający dobrobyt był sprawiedliwie dzielony. Pod koniec XVIII w. nie byli jednak w stanie przewidzieć niezwykle dynamicznego rozwoju nauki i przemysłu. Bogate rolnicze Południe, opierające swoje zdolności produkcyjne głównie na pracy niewolników, przegrywało wyścig cywilizacyjny z coraz szybciej industrializującą się Północą. Pod koniec prezydentury Franklina Pierce'a aż 80 proc. amerykańskich zakładów przemysłowych znajdowało się w stanach północnych. Podobnie było z infrastrukturą transportową. 67 proc. linii kolejowych przebiegało przez stany północne. Kiedy w Nowej Anglii, New Jersey, Nowym Jorku czy Illinois rozwijała się coraz bardziej złożona produkcja przemysłowa, południowcy nadal zajmowali się głównie uprawą bawełny, tytoniu, kukurydzy i trzciny cukrowej, stosując metody niezmienione od ponad 200 lat. Bez niewolników, którzy stanowili blisko połowę ludności, stanom południowym groziła katastrofa gospodarcza i cywilizacyjna.