Niemcy zaczęli wprowadzać swoje porządki w zajętej części miasta. W pierwszej kolejności zajęli się cywilami. „Poruszanie się po ulicach zostało zabronione. Centrum miasta jest strzeżone, nie wpuszczają tam żadnych ludzi. Ludność, która pozostała w mieście, znajduje się w wyjątkowo ciężkiej sytuacji. Wszystkie piwnice i ziemianki są zapełnione dziećmi i starcami, którzy siedzą tam całymi dniami. Wielu ludzi głoduje, zaczęły rozprzestrzeniać się wszawica i choroby. Część cywilów Niemcy zamierzają ewakuować na swoje tyły, zwłaszcza do m. Kałacz nad Donem, przy czym zapewnią transport tylko tym, którzy oddadzą im jakieś cenne rzeczy. Cała ludność zdolna do pracy została zmobilizowana do różnych robót: odbudowy mostów, budowy umocnień, obsługi żołnierzy (pranie odzieży, praca w kuchni polowej). W budynku Trzeciego Domu Sowietów na rogu Czapajewa i Ładoskiej urzęduje niemiecka komendantura, której pierwszymi rozkazami były mobilizacja kobiet do pracy w niemieckich szpitalach i »oddanie« przez cywilów ciepłych ubrań i obuwia dla armii niemieckiej. (...) Byłego kierownika oddziału chirurgii szpitala kolejowego doktora Makuszyna (50 – 55 lat) mianowali starostą” – brzmiał raport miejscowych organów NKWD wysłany do Moskwy.
Niemcy, aby oszacować ilość i przydatność do pracy rosyjskich cywilów oraz wyłowić szpiegów i komunistów, przeprowadzili dwie akcje rejestracyjne. W pierwszej – mimo że była obowiązkowa, a za niestawienie się w komendanturze groziła śmierć – zgłosiło się zaledwie 2 tys. ludzi. W drugiej okupant zmienił taktykę: do wynurzenia się z piwnic i ziemianek Rosjan miało skłonić rozdawanie produktów żywnościowych: dwa kilogramy pszenicy, trzy kilogramy żyta, owies, sól i mydło. Akcja spaliła jednak na panewce – na niemieckie dary skusiło się tylko 300 osób.
Rozpoczęła się też grabież na całego. Stalingradczykom odbierano wszystko, co mogło się przydać niemieckim żołnierzom: ciepłą odzież, żywność, przedmioty domowego użytku, pieniądze i precjoza. Gen. Lenning, mianowany komendantem miasta, bez ogródek stwierdził: „Stalingrad z powodu swojego oporu został oficjalnie przeznaczony do grabieży”. Sam też nieźle się obłowił: z raportu NKWD wynika, że już na początku grudnia 1942 roku wywiózł do Charkowa 14 dywanów, dużą ilość porcelany i srebra stołowego. Zagrabione dobra żołnierze wysyłali z reguły do swoich rodzin w Niemczech. W mieście działały też specjalne grupy, które z udziałem „elementu obcego społecznie i kryminogennego” – jak enkawudziści nazywali kolaborantów – grabiły, co i kogo popadnie.