Równo 200 lat później w rosyjskich śniegach sczezła Wielka Armia Napoleona. Podobnie było w 1941 roku, z tą różnicą, że zimę poprzedziła niezwykle dżdżysta jesień. W ostatniej dekadzie października ulewy zmieniły i tak fatalne drogi rosyjskie w nieprzejezdne grzęzawiska, w których tonęły czołgi i działa. Niemiecka ofensywa utknęła na trzy tygodnie, co pozwoliło Rosjanom dobrze przygotować się do starcia, które miało zdecydować o losie Moskwy.
W pierwszej połowie listopada spadł śnieg i mróz skuł rosyjską ziemię. Wehrmacht ponownie ruszył do natarcia. Korpus Guderiana dotarł do Tuły i miał przeć dalej na północny-wschód w celu oskrzydlenia Moskwy. Jednak w końcu miesiąca nastały prawdziwie arktyczne warunki, wobec których armia niemiecka była bezradna. Temperatura spadła do minus 40 – 45 stopni, a śnieżne zawieje uniemożliwiały jakiekolwiek działania ofensywne. Nieprzystosowani do takich warunków, niemający odpowiedniego umundurowania żołnierze Hitlera marzli, silniki czołgów i samochodów odmawiały posłuszeństwa.
5 grudnia 1941 roku na całej długości frontu ruszyła radziecka kontrofensywa, która nie tylko odrzuciła Niemców od Moskwy, ale pozwoliła na północy odblokować dostęp do jeziora Ładoga, przez które zaopatrywano oblężony Leningrad. Do końca stycznia na froncie moskiewskim Niemcy stracili 55 tys. poległych, 100 tys. rannych, 700 czołgów, 300 dział i 1500 samolotów. Pierwszy raz w kampanii rosyjskiej Wehrmacht poniósł tak ciężkie straty. Marzenia Hitlera o szybkim zdobyciu Moskwy i rzuceniu Stalina na kolana prysły jak bańka mydlana. Dyktator Trzeciej Rzeszy wraz ze sztabowcami zaczął szykować nową ofensywę na wiosnę 1942 roku.