Futbol w obcisłych dresach

Zbigniew Boniek: Mistrzostwa świata w 1974 roku były pierwszymi, które pamiętam. Miałem 18 lat, a chłopak w tym wieku, grający w piłkę, ma szczególne powody do chłonięcia każdego zagrania i analizowania go przed snem. Był też drugi powód, przybliżający mnie znacznie do tego, co się działo na boiskach w Niemczech.

Aktualizacja: 14.01.2008 19:07 Publikacja: 14.01.2008 00:07

Futbol w obcisłych dresach

Foto: Rzeczpospolita

Grałem już wtedy w drugoligowym Zawiszy Bydgoszcz i w reprezentacji Polski juniorów. Tuż przed rozpoczęciem mistrzostw w Niemczech ta reprezentacja wzięła udział w turnieju UEFA, jak nazywano wówczas mistrzostwa Europy juniorów. Pojechaliśmy do Szwecji w grupie kolegów, z których wielu dotarło później do pierwszej reprezentacji.

Oprócz mnie był Janusz Kupcewicz, Staszek Terlecki, Heniek Miłoszewicz, Marek Dziuba. Największe talenty w Polsce. Wydawało się nam, że podbijemy Europę, ale przegraliśmy dwa mecze i szybko wróciliśmy do domu. Wtedy nauczyłem się pokory, która przydała mi się w późniejszej karierze. Nie wracałem ze Szwecji załamany, bo miałem świadomość, że przeciwnicy byli lepsi. I myślałem, co zrobić, żeby to się nie powtórzyło. Grałem więc 24 godziny na dobę, bo to była jedyna prawdziwa rozrywka chłopaków tamtych lat, nie tylko w mojej Bydgoszczy. Graliśmy blok na blok, ulica na ulicę, szkoła na szkołę, a jeszcze potem szedłem na trening Zawiszy.

Kiedy odbywały się mistrzostwa, nie odchodziłem od telewizora. Podczas ceremonii otwarcia w Monachium wrażenie zrobiło na mnie wyjście Maryli Rodowicz z wielkiej piłki, a potem piosenka o futbolu. Pamiętam wszystkie mecze po kolei i najdrobniejsze szczegóły ważne z mojego punktu widzenia, 18-letniego chłopaka, który już dobrze zna boisko i rozumie więcej niż przeciętny kibic. Nie interesowała mnie wtedy polityka, jakieś polsko-niemieckie podteksty. Nic takiego. Piłkarzem, na którym się wzorowałem, był Niemiec, pomocnik Günter Netzer. Pamiętam taki mecz w roku 1972 na Wembley, kiedy Niemcy rozbili Anglików 3:1, a Netzera nie można było zatrzymać. Brał piłkę i prowadził ją przez 30 metrów, a potem podawał lub strzelał. To był też mój naturalny styl i kiedy po latach spotkałem Netzera, przypomniałem każdą jego akcję z Wembley, co mu sprawiło wyraźną radość.

Z idolami jest tak, że ma się ich, kiedy jeszcze samemu nic się nie osiągnęło. A kiedy wchodzisz potem do takiej drużyny gwiazd, to nie traktujesz ich jako idoli, tylko kolegów. I wiesz, że skoro jesteś z nimi, to znaczy, że możesz im dorównać.

Kochałem się w naszej drużynie z roku 1974 jako całości. Pamiętam podawane w radiu i telewizji komunikaty z Murrhardt, gdzie przebywała nasza kadra. Czekałem na to, jak się czekało na komunikaty z Wyścigu Pokoju. Przecież czegoś takiego jak TVN 24 nie było. Podziwiałem obcisłe dresy Adidasa naszych piłkarzy, charakterystyczne dla sportowej mody tamtych czasów. A gol Kazimierza Deyny zdobyty w meczu z Włochami był fenomenalny. Dostał podanie od Henryka Kasperczaka z prawej strony i prawą nogą strzelił. To jest bardzo trudne i w większości wypadków kończy się wypłoszeniem wróbli z drzew. A jak trafiłeś dobrze w piłkę, to nie czujesz. Kazik trafił, a osiem lat później, na mundialu w Hiszpanii, ja w podobnej sytuacji strzeliłem bramkę Belgii. Deyna jest w mojej prywatnej klasyfikacji najlepszym polskim piłkarzem obok Włodka Lubańskiego i Grześka Laty.

Prasa próbowała nas z Deyną skłócić, ale on zachowywał się jak trzeba. Czasami tylko, kiedy wracał rano do hotelu, mówił do mnie i Adama Nawałki: – No, młodzi, jestem trochę zmęczony, więc dzisiaj będziecie musieli biegać więcej niż zwykle.

Stał w okolicach środka boiska i rozdzielał piłki. My pracowaliśmy i nikt nie miał mu tego za złe.

Byłem ciekawy, jak to będzie, kiedy zagram razem z nim. Okazało się to bardzo łatwe, bo dobry piłkarz daje grać innym. I czułem, że jemu też się podobała współpraca ze mną. Kazio nie był skory do zwierzeń, ale raz powiedział mi coś takiego, czego nie zapomnę, bo to było jak nagroda od mistrza. Przed pierwszym meczem na mundialu w Argentynie powiedział mi na treningu: – Słyszałem, że zostaniesz na ławce rezerwowych. Uważam, że trener popełnia błąd.

Jestem pełen podziwu dla Grześka Laty, który, wbrew temu, co mówiono, wyróżniał się nie tylko tym, że był szybszy od wiatru. A jako pomocnik w Hiszpanii grał znakomicie. I świetny kumpel. Tylko w gadce nie był najmocniejszy, a po latach się okazało, że poszedł w politykę i musi mówić. Wspaniały był Janek Tomaszewski. Bronił świetnie, był dobrym duchem reprezentacji, wszystko mu się podobało i ciągle o wszystko się zakładał. Szkoda, że brzydko się zestarzał.

Grałem już wtedy w drugoligowym Zawiszy Bydgoszcz i w reprezentacji Polski juniorów. Tuż przed rozpoczęciem mistrzostw w Niemczech ta reprezentacja wzięła udział w turnieju UEFA, jak nazywano wówczas mistrzostwa Europy juniorów. Pojechaliśmy do Szwecji w grupie kolegów, z których wielu dotarło później do pierwszej reprezentacji.

Oprócz mnie był Janusz Kupcewicz, Staszek Terlecki, Heniek Miłoszewicz, Marek Dziuba. Największe talenty w Polsce. Wydawało się nam, że podbijemy Europę, ale przegraliśmy dwa mecze i szybko wróciliśmy do domu. Wtedy nauczyłem się pokory, która przydała mi się w późniejszej karierze. Nie wracałem ze Szwecji załamany, bo miałem świadomość, że przeciwnicy byli lepsi. I myślałem, co zrobić, żeby to się nie powtórzyło. Grałem więc 24 godziny na dobę, bo to była jedyna prawdziwa rozrywka chłopaków tamtych lat, nie tylko w mojej Bydgoszczy. Graliśmy blok na blok, ulica na ulicę, szkoła na szkołę, a jeszcze potem szedłem na trening Zawiszy.

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem