Rówieśnicy: Tadeusz Łomnicki, Roman Polański

Na zaproszenie Tadeusza Łomnickiego, dyrektora warszawskiego Teatru Na Woli, Roman Polański wystawił na tej scenie w 1981 r. „Amadeusza” Shaffera. Zagrał rolę Mozarta. Łomnickiego uczynił Salierim. Wcześniej spotkali się u Wajdy w „Pokoleniu” i „Niewinnych czarodziejach”. Genialny aktor. Genialny reżyser. Losy obu przebiegały skrajnie odmiennie. Łomnicki wiązał je do pewnego momentu z polityką, przed którą Polański uciekł z kraju.

Aktualizacja: 25.02.2008 20:16 Publikacja: 25.02.2008 00:16

Rówieśnicy: Tadeusz Łomnicki, Roman Polański

Foto: Forum

Rocznik 1927. Aktor, reżyser, dyrektor teatru, pedagog. Tytan pracy. Z racji perfekcji warsztatowej nazywany nieludzkim aktorem. Dobrodziejstw sprawowania władzy doświadczył m.in. jako członek KC PZPR, przez co uważano go za beneficjenta systemu

Pytanie, na ile słusznie. Życie Łomnickiego było po brzegi wypełnione pracą – aktywnością artystyczną, pedagogiczną i społeczną. Posiedzenia KC traktował, jak twierdził, jako „szkołę poznania”, podczas której „podglądał świat wielkiej polityki i władzy”. Nie wszyscy podzielali ten punkt widzenia. Uznawali, że nie powinien sygnować i legitymizować kompromitującej się PRL-owskiej nomenklatury. Jaskrawie oczywiste okazało się to dla aktora w drugim dniu stanu wojennego.

„Było to 14 grudnia – relacjonował w „Komediantach. Rzeczy o bojkocie”. – Szedłem Krakowskim Przedmieściem na próbę do Teatru Polskiego. I nagle przed Pałacem Staszica zobaczyłem suki, do których ładowano wyciągniętych siłą, wynoszonych za ręce i nogi profesorów i naukowców Polskiej Akademii Nauk”.

Przyłączył się do okrzyków: „Gestapo, gestapo!”, kierowanych w stronę rozwścieczonych funkcjonariuszy ZOMO. Tego samego dnia rzucił legitymację PZPR.

„Stanęliśmy wobec pewnego moralnego fenomenu – osobistej odpowiedzialności za wszystko, co się dzieje w tym kraju. Pustą przestrzeń możemy wypełnić tylko naszym życiem – takim, jak je pojmujemy” – dodawał. „Dla aktora i jego twórczości jedyną niepodważalną pomocą w ciągłej konfrontacji z prawdą może być tylko jego postawa wobec ludzi, wśród których żyje”.

Pozbawiony stworzonego przez siebie od podstaw Teatru Na Woli, stanowiska rektora szkoły teatralnej, będąc rekonwalescentem po przeprowadzonej w Londynie operacji serca, spędzał ostatnie lata jak wygnaniec. Maria Bojarska, wdowa po artyście, w książce „Król Lear nie żyje” bez ogródek pisała o ignorancji i złej woli, które zniweczyły wiele jego śmiałych koncepcji: aktora, dyrektora teatru, wykładowcy. O kłodach rzucanych mu pod nogi zarówno przez partyjnych współtowarzyszy, jak i bliskich kolegów. Opisała ludzką nielojalność: teatralne zawiści, urzędniczą tępotę, polityczny cynizm, bezinteresowne (?) złośliwości i podłostki. Jakby wszystkie potęgi (de facto miernoty) zjednoczyły się, by „tyrana Łomnickiego” nie wpuścić na scenę. Najdobitniej, acz najszczerzej, wyraził to jeden z wybitnych aktorów, który propozycję Łomnickiego, aby mu partnerował na scenie, skwitował stwierdzeniem, że „nie lubi gry do jednej bramki”.

Osamotnienie genialnego artysty sceny zmierzało ku apogeum. Spalał się w pasji budowania roli Szekspirowskiego króla Leara na scenie Teatru Nowego w Poznaniu. Zmarł w pełni możliwości twórczych 22 lutego 1992 r., na tydzień przed premierą. Miał 64 lata.

Wybiegł ze sceny po kwestii: „Więc jakieś życie świta przede mną. Dalej, łapmy je, pędźmy za nim, biegiem, biegiem…”. Sześć godzin później, nie odzyskawszy przytomności, zmarł. Śmierć w pasji tworzenia, uważana zawsze za nobilitującą artystę, dodatkowo ugruntowała jego legendę. Przypomniano często powtarzane przez aktora słowa: „Umrę jak Molier – na scenie”.

Pogrzeb Tadeusza Łomnickiego był bodaj największym w dziejach cmentarza na warszawskich wojskowych Powązkach pogrzebem aktora. Ludwik Perski, reżyser dokumentu filmowego o aktorze „Ja, komediant”, wspominał, że czekał dwie godziny, by złożyć na grobie kwiaty. To właśnie w tym filmie, mówiąc o metodzie pracy nad rolą, Tadeusz Łomnicki zaczął zdanie od „Człowiek… – by nagle urwać i poprawić samego siebie – …a właściwie aktor”. Znamienne przejęzyczenie. W powojennym polskim teatrze nie było większej osobowości aktorskiej. Przyznają to zarówno historycy i krytycy teatru, widzowie, jak i nie zawsze mu przychylne środowisko. Janusz R. Kowalczyk

Rocznik 1933. Reżyser o nieokiełznanej wyobraźni. Aktor, scenarzysta, producent. Od 1963 r. na Zachodzie. Ze wszystkich polskich twórców zrobił najbardziej błyskotliwą karierę, jakkolwiek sukcesy artystyczne okupił bolesnymi doświadczeniami w życiu osobistym

Od małego nie opuszczały go traumatyczne przeżycia. Jako chłopiec żydowskiego pochodzenia, wyprowadzony z krakowskiego getta, ukrywał się u obcych ludzi po aryjskiej stronie. Tuż po wojnie omal nie stracił życia, ugodzony w głowę przez bandziora, który zrabował mu pieniądze przeznaczone na rower.

W albumie „Filmówka” Andrzej Kostenko przypomniał początki Polańskiego w łódzkiej szkole: „Był wtedy odrzucany przez ludzi – agresywny, apodyktyczny, ale w wielu wypadkach miał rację. Starsi koledzy nie chcieli pozwolić, by jakiś pętaczyna ich pouczał”. „Dopiero po ukoronowaniu »Dwóch ludzi z szafą« w Brukseli ugruntowała się na dobre pozycja Romeczka – oceniał Henryk Kluba. – Do tej pory traktowano go jak inteligentnego, ale nawiedzonego faceta, pod którego postępowaniem ja na przykład bym się nie podpisał”. Andrzej Wajda zaznaczał: „wszystko było w nas przedwojenne, łącznie z dobrym wychowaniem. Natomiast Polański jawił się jako potwór”.

No, nie każdemu. Marek Hłasko w „Pięknych dwudziestoletnich” nie krył fascynacji: „Poznałem wtedy człowieka-szatana: potrafił on lewym profilem twarzy zagrać faceta przygadującego dziewczynę – dziewczyną był prawy profil jego twarzy”.

Akcja filmów Polańskiego będzie się toczyć wokół stałych motywów: odrzucenia, osaczenia, strachu przed innymi. Goniąca za sensacją prasa zacznie się w tym dopatrywać związków z życiowymi przejściami twórcy. Zwłaszcza wtedy, gdy banda psychopatycznego zabójcy Mansona wtargnie pod nieobecność Polańskiego do willi jego żony, aktorki Sharon Tate, żeby ją, będącą w ósmym miesiącu ciąży, i kilkoro przyjaciół domu bestialsko zamordować.

„Dziś wiem – dorzućmy za Hłaską – że każdy człowiek taszczy przez miasto jakąś szafę, o której wartości wie tylko on jeden”.

Zdarzyło się Polańskiemu mieć stosunek z dziewczyną, która, ku jego zdumieniu, okazała się niepełnoletnia. Przed bezlitosnym prawem Stanów Zjednoczonych sprawca zbiegł do Paryża, gdzie nadal kręcił znaczące filmy, zdobywając wiele prestiżowych nagród, z Oscarem za „Pianistę” włącznie. Jego żoną została aktorka Emmanuelle Seigner.

„Nikt nie miał dla mnie litości i ja nikogo z litości nie zatrudniam. Trzeba po prostu być dobrym” – Eugeniusz Priwieziencew przytoczył słowa reżysera w książce „Byłem garbusem u Polańskiego”, pokłosiu jego roli w „Piratach”. Wspomni też, jak to: „Przed samym ujęciem kilku pracowników technicznych wybiegło na plażę z miotłami. Mieli ją zamieść tak, by nie było na niej śladów stóp. Polański przez chwilę oglądał efekt ich pracy w kamerze, po czym, mrucząc do siebie: »no nie, nie, do kurwy nędzy nie«, zdjął buty, złapał miotłę i sam zaczął zamiatać plażę”.

Światowym artystą uczynił Polańskiego… Władysław Gomułka, wydając sąd, że tak kosmopolityczne filmy jak „Nóż w wodzie” nie będą realizowane za państwowe pieniądze. „Ocenił postacie jako »niereprezentatywne« dla ogółu społeczeństwa” – odnotował sam Polański w autobiografii „Roman”. – „Po takim oficjalnym przyjęciu wiedziałem, że miną długie lata, zanim będę mógł w Polsce zrealizować następny film”.

I pomyśleć, że po Październiku przyszłego autora „Matni” wytypowano jako jednego z delegatów, żeby na ręce ówczesnego przywódcy narodu złożył postulaty łódzkiej szkoły. Przed oblicze towarzysza Wiesława jednak ich nie dopuszczono. Porywczy Polański – podówczas jeden ze współzałożycieli Związku Młodzieży Komunistycznej, następcy rozwiązanego ZMP – zraził się do polityki na zawsze. No i na zdrowie.

Rocznik 1927. Aktor, reżyser, dyrektor teatru, pedagog. Tytan pracy. Z racji perfekcji warsztatowej nazywany nieludzkim aktorem. Dobrodziejstw sprawowania władzy doświadczył m.in. jako członek KC PZPR, przez co uważano go za beneficjenta systemu

Pytanie, na ile słusznie. Życie Łomnickiego było po brzegi wypełnione pracą – aktywnością artystyczną, pedagogiczną i społeczną. Posiedzenia KC traktował, jak twierdził, jako „szkołę poznania”, podczas której „podglądał świat wielkiej polityki i władzy”. Nie wszyscy podzielali ten punkt widzenia. Uznawali, że nie powinien sygnować i legitymizować kompromitującej się PRL-owskiej nomenklatury. Jaskrawie oczywiste okazało się to dla aktora w drugim dniu stanu wojennego.

Pozostało 91% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem