Nasza sprawa w Rapperswilu

Mamy w tym zamku zbiory, z których możemy być dumni. To muzeum trzeba wypromować – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 01.07.2008 03:41

Cztery ręce uniosły się w górę, gdy dziennikarz szwajcarski po kilku jednobrzmiących, patriotycznych wystąpieniach Polaków zapytał, kto właściwie popiera projekt grupy Pro Schloss kwestionujący obecność na zamku w Rapperswilu Muzeum Polskiego. W Sali Rycerskiej zamku było grubo ponad trzysta osób. Ale nie łudźmy się, gdyby w miejscowości Rapperswil-Jona przeprowadzono referendum w tej sprawie, wynik pewnie byłby odwrotny.

Szwajcarska Polonia zmobilizowała się. Do Rapperswilu przyjechali w ubiegły wtorek Polacy nie tylko z pobliskiego Zurychu, ale i ze Szwajcarii frankojęzycznej. Z emigracji od pokoleń i tej całkiem świeżej. Zareagowali na hasło: „Ratujmy Rapperswil”. Nie zabrali wprawdzie ze sobą siekier i tasaków, ale atmosfera przed spotkaniem była napięta i taka też do końca pozostała, niezależnie od wszystkich propolskich wystąpień.Bruno Hug stojący na czele Pro Schloss nie miał praktycznie nic do powiedzenia, choć mówił ponad kwadrans. Głównie o tym, że zamek powinien przyciągać tłumy turystów, a nie przyciąga. W domyśle – przez Polaków. A jaki on ma pomysł na zamek? Żaden, a przynajmniej go nie zdradza.

Hug powiedział swoje i ulotnił się, pozostawiając w prezydium debaty swego zwolennika, który – trzeba przyznać – dzielnie sobie radził. Do czasu jednak, gdy udowodnił, że słabość nauczania historii w szwajcarskich szkołach nie objawiła się wczoraj, jak powszechnie dotąd sądzono. Wyszło na to, że nie słyszał nie tylko o Kościuszce, Żeromskim i Paderewskim, ale i o Narutowiczu, choć projektowane przez tego ostatniego kanały funkcjonują do dziś i mijać je może choćby i codziennie. Ale on akurat słyszał tylko o pani Curie.

Z wystąpień przedstawicieli władz można być pewnym tylko jednego: nikt, poza panem Hugiem i jego ludźmi, nie chce Polaków wyrzucać z zamku. Ale też władze widzą problem postawiony przez grupę Pro Schloss i z całą pewnością zwiększą oczekiwania wobec Muzeum Polskiego.

– Tego się nie obawiamy i po to była dla nas cała ta debata: byśmy mogli przedstawić swoje racje i argumenty, a także plany zmian, jakim ulegnie nasza stała ekspozycja, zgodnie z duchem czasów – mówi dyrektor Muzeum Polskiego Anna Buchmann.

Kierujący inną polską placówką kulturalną w Szwajcarii, Muzeum Kościuszki w Solurze, dr Jan Konopka po przewertowaniu zawartości tamtejszych gazet z wieku XIX zwrócił uwagę, że i wówczas inicjatywy związane a to z postawieniem Kolumny Barskiej, to znów z utworzeniem Muzeum Polskiego spotkały się wprawdzie z uznaniem i daleko posuniętą życzliwością władz – zarówno lokalnych, jak centralnych – ale nie brakowało tez głosów krytycznych.

I tak, na przykład, berneński „Der Bund” na miesiąc przed odsłonięciem pomnika nad Jeziorem Zuryskim w 1868 roku stwierdził, że ten „zbędny luksus” nie idzie w parze z nędznym bytowaniem polskich tułaczy przebywających w kantonie Sankt Gallen. Skądinąd później ów dziennik, podobnie jak gazety genewskie – początkowo krytyczne wobec pomysłów hrabiego Władysława Platera – całkowicie zmienił zdanie.

Opiniotwórczy „Neue Zürcher Zeitung”, który i dziś pisze o Muzeum Polskim jeśli nie z sympatią, to na pewno obiektywnie, nieprzypadkowo podkreślał wypowiedziane na uroczystości odsłonięcia „Barer Saule” słowa prezydenta kantonu Sankt Gallen: „Szwajcaria nigdy nie zezwoliła na to, aby jej nakładano przymusowy żakiet neutralności sprzecznie z interesami ludów”. Tego dnia sala bankietowa hotelu Schwanen udekorowana była flagami wielu państw, skąd przybyli do Rapperswilu Polacy. Była flaga amerykańska, za to brakowało jednej jedynej – rosyjskiej.

Gośćmi Muzeum Polskiego byli Lech Wałęsa oraz prymas Józef Glemp. Czy przyjedzie i prezydent Lech Kaczyński?

Intencja Władysława Platera była jasna i jednoznaczna. Chciał, żeby Muzeum Polskie w Rapperswilu, na zamku, na którego remont wyłożył krocie, było „przybytkiem nietykalnym zabytków historycznych”. Po śmierci hrabiego dzieło kontynuowali jego następcy. W czasach, gdy znajdowało się tu serce Kościuszki, Polacy pielgrzymowali do Rapperswilu jak Niemcy do Walhalli. Dziś przeciwnicy Muzeum Polskiego przebąkują, że więcej turystów przyciągnęłoby muzeum o charakterze lokalnym, regionalnym. Już widzę te tłumy spragnione widoku dawnych narzędzi rolniczych i strojów ludowych.

Muzeum Polskie będzie miało nowoczesną oprawę, która zostanie zaprezentowana w 2010 roku na jego 140-lecie. Najbliższe dwa lata nie będą łatwe dla pani Buchmann i jej współpracowniczek – wolontariuszek. Nie ma bowiem najmniejszych wątpliwości, że Bruno Hug nie zrezygnuje ze swoich planów. Jest właścicielem klubu hokejowego będącego dumą miasta, jego jest jedyna lokalna gazeta. Teraz chce mieć zamek, może po to, by urządzić w nim klub dla „prawdziwych mężczyzn”. Jego sprawa.

My mamy w Rapperswilu swoją sprawę – polską. Mamy zbiory, z których możemy być dumni, trzeba je tylko jak najlepiej wyeksponować. To muzeum musi być też należycie wypromowane, bo większość Szwajcarów nie ma pojęcia o jego istnieniu, a choćby w latach tuż przed II wojną światową będąca tu kustoszem Halina Kenarowa potrafiła zachęcić przedsiębiorstwa komunikacyjne, by kierowały do Rapperswilu grupy wycieczkowe.

Na dłuższą metę na oficjalnie deklarowaną przychylność miejscowych władz nie ma co liczyć. Tylko wyraźna obawa przed międzynarodowym skandalem wstrzymuje je przed udzieleniem poparcia grupie Pro Schloss. Zatem ten nacisk z polskiej strony winien trwać. Gośćmi Muzeum Polskiego byli Lech Wałęsa i dwukrotnie Aleksander Kwaśniewski, był też tutaj prymas Józef Glemp. Może by prezydent Lech Kaczyński także wybrał się do Szwajcarii, śladami swych poprzedników – Gabriela Narutowicza i Ignacego Mościckiego?

A co by się na zamku przydało od zaraz? Restauracja działająca jak wszystkie inne, czyli od rana do wieczora, a nie od godz. 18, jak to się dzieje obecnie. To ta restauracja, a nie Muzeum Polskie, zajmuje najwięcej miejsca w zamku, wraz z dziedzińcem, ale że utrzymuje się głównie z urządzania wesel, goście zwiedzający zamek nie mają gdzie się napić szklanki wody. O tym jednak dziwnie nie chciano mówić w Sali Rycerskiej zamku w Rapperswilu.

Cztery ręce uniosły się w górę, gdy dziennikarz szwajcarski po kilku jednobrzmiących, patriotycznych wystąpieniach Polaków zapytał, kto właściwie popiera projekt grupy Pro Schloss kwestionujący obecność na zamku w Rapperswilu Muzeum Polskiego. W Sali Rycerskiej zamku było grubo ponad trzysta osób. Ale nie łudźmy się, gdyby w miejscowości Rapperswil-Jona przeprowadzono referendum w tej sprawie, wynik pewnie byłby odwrotny.

Szwajcarska Polonia zmobilizowała się. Do Rapperswilu przyjechali w ubiegły wtorek Polacy nie tylko z pobliskiego Zurychu, ale i ze Szwajcarii frankojęzycznej. Z emigracji od pokoleń i tej całkiem świeżej. Zareagowali na hasło: „Ratujmy Rapperswil”. Nie zabrali wprawdzie ze sobą siekier i tasaków, ale atmosfera przed spotkaniem była napięta i taka też do końca pozostała, niezależnie od wszystkich propolskich wystąpień.Bruno Hug stojący na czele Pro Schloss nie miał praktycznie nic do powiedzenia, choć mówił ponad kwadrans. Głównie o tym, że zamek powinien przyciągać tłumy turystów, a nie przyciąga. W domyśle – przez Polaków. A jaki on ma pomysł na zamek? Żaden, a przynajmniej go nie zdradza.

Pozostało 81% artykułu
Historia
Historia analizy języka naturalnego, część II
Historia
Czy Niemcy oddadzą traktat pokojowy z Krzyżakami
Historia
80 lat temu przez Dulag 121 przeszła ludność Warszawy
Historia
Gdy macierzyństwo staje się obowiązkiem... Kobiety w III Rzeszy
Historia
NIK złożyła zawiadomienie do prokuratury ws. Centralnego Przystanku Historia IPN