Odziedziczyliśmy ziemię zniszczoną, ziemię gospodarczo przez półtorasta lat, a więc tak jakby od zawsze – obcą sobie. Bo to przecież przez te półtorasta lat powstały koleje żelazne, przemysł posiłkujący się napędem parowym, wszak to za czasów już naszego nieistnienia gospodarczego jako świadomego czynnika nauczono się używać węgla, nafty, gazu.
Otrzymaliśmy ojczyznę z tradycji, z języka i z miłości serc naszych. Ale gospodarczo był to zlepek kresów trzech państw zaborczych, zbudowany odśrodkowo, rozbieżnie, a na domiar zniszczony ponad wszelki wyraz. Ten zlepek dostał się w ręce nieumiejętne, bo nieco urzędniczych sił galicyjskich nie szkolono na rozmiar takich zadań dziejowych. […]
A potem zważ, że w ciągu pierwszych dwóch lat tylko na odbudowę budynków poszły sumy trzykroć przewyższające roczny budżet państwa, że na wystawę powszechną w Poznaniu w dziesięciolecie niepodległości już prawie na wszystkich polach dogoniliśmy przedwojenny stan, a na wielu polach przegoniliśmy. Że drugie dziesięciolecie niepodległości to już budowa nowej Polski, której nieznany kształt wyłania się zachwyconym oczom żyjącego pokolenia.
Patrz – wyrosła Gdynia. Największy port na Bałtyku, większy niż Gdańsk, większy niż stare, zażywne porty niemieckie. Wyciągnęła się dwunastu kilometrami nadbrzeży, trzystu z górą hektarami basenów przyjmujących największe transoceaniki, składami-olbrzymami sięgającymi dwustu tysięcy metrów kwadratowych, siedemdziesięcioma pięcioma dźwigami przerzucającymi osiem tysięcy ton na godzinę, chłodnią największą w Europie, latarnią największą na całym Bałtyku.
Patrz – eksport nasz zamorski, najcenniejszy, bo wywożący półfabrykaty, już przekroczył trzynaście procent całego eksportu.