Dzień zwycięstwa stolicy

Lewy brzeg Wisły to było morze ruin z niewieloma ocalałymi budynkami w tak zwanej dawnej dzielnicy niemieckiej, czyli w rejonie alei Szucha.

Publikacja: 07.05.2010 12:26

Prawdziwa radość, czyli manifestacja na placu Teatralnym. Na zdjęciu wielki tłum, ale to niemal cała

Prawdziwa radość, czyli manifestacja na placu Teatralnym. Na zdjęciu wielki tłum, ale to niemal cała ludność lewobrzeżnej części miasta. Mury teatru wyglądają nader dobrze, lecz przez okna widać, że środek jest wypalony. Mieszkańców czekało jeszcze wiele pracy...

Foto: Archiwum

Lewy brzeg Wisły to było morze ruin z niewieloma ocalałymi budynkami w tak zwanej dawnej dzielnicy niemieckiej, czyli w rejonie alei Szucha. To zdecydowanie za mało, by stworzyć bazę dla administracji państwowej. W tym okresie tymczasową stolicą była Łódź, mająca nie tylko domy, ale i działającą sieć połączeń telefonicznych. Jednakże 7 maja podjęto wspomnianą powyżej decyzję, po czym dzień później ogłoszono ją w mediach.

A to oznaczało budowę nie tylko domów mieszkalnych, ale i całej państwowej infrastruktury – wzniesienie budynków dla urzędów centralnych i dziesiątków instytucji pomocniczych oraz łączności i komunikacji rządowej. Los tak sprawił, że tegoż 8 maja o godz. 23 Niemcy skapitulowały przed delegacją sowiecką i dzień ten uznawany jest za zakończenie wojny w Europie (w Moskwie w tym czasie był już 9 maja i oni uznają tę drugą datę).

Między wojną a pokojem

Oddziały hitlerowskie uciekały z Warszawy do wieczora 17 stycznia 1945 roku. Pozostały po nich gruzy z wielkimi polami minowymi. Front oddalał się coraz bardziej, ale w nocy z 7 na 8 kwietnia wojna przypomniała o sobie. Na prowizoryczne wiślane mosty przeprowadzono nieudany nalot i ostatni raz artyleria przeciwlotnicza strzelała ostrą amunicją. Mosty ocalały (pisaliśmy o tym w numerze z 5 marca tego roku). To był prawdziwy koniec wojny dla miasta.

21 kwietnia gazety podały, że „Pierwsza Armia Polska sforsowała Odrę”. Dwa dni później dowiedzieliśmy się, że są „żołnierze polscy na przedmieściach Berlina”, zaś 3 maja gruchnęła wiadomość – „Berlin zdobyty”. Z dodatku nadzwyczajnego „Życia Warszawy” dowiadujemy się, że w samo południe na placu Teatralnym miał odbyć się wielki wiec z okazji zajęcia stolicy Niemiec.

Ostatniego dnia wojny gazety poinformowały o tym, że powstała „Nowa linia »S«” – Aleje Odrowąża (Brudno) – plac Szembeka (Grochów)” (użyto takiej oryginalnej ortografii). Niestety, nie podano, czy była to linia tramwajowa, czy też autobusowa. Dziś niedopatrzenie to śmieszy, ale wtedy mieszkańcom było wszystko jedno, byleby coś tam regularnie jeździło. Przedłużała się też linia kolejki EKD, jak wówczas pisano (czyli Elektrycznej Kolei Dojazdowej) od Szczęśliwic do ulicy Nowogrodzkiej.

Wciąż jednak niebezpieczne były przeprawy przez Wisłę. Stałych mostów nie mieliśmy, więc funkcjonowały promy. Nasza gazeta ubolewała, że łodzie przeznaczone dla 100 ludzi zabierają po 150, a to grozi ich zatopieniem. I na koniec podano, że warszawiacy masowo pracują w ogródkach działkowych, ale niestety na Żoliborzu sporo z nich jest nieobsadzonych z powodu min. Tak na marginesie, te ogródki przez wiele lat były źródłem warzyw oraz owoców dla biedniejszej części społeczeństwa. Niestety, kwitło wtedy straszliwe złodziejstwo i rodziny wymiennie nocowały na działkach, pilnując swego dobra. Praktyki te, jak pamiętam, przetrwały jeszcze do połowy lat 50.

Niemcy kapitulują

No i nadszedł 9 maja, w którym to dniu gazety doniosły o kapitulacji Niemiec. Ogłoszono Święto Zwycięstwa, a Rada Ministrów zadekretowała o przerwaniu pracy we wszystkich zakładach. Ludzie mieli się spotkać na placu Teatralnym o godz. 11, natomiast o 12 „nastąpi 3-minutowa cisza dla uczczenia poległych”.

Po latach dowiedziałem się, że chciano urządzić defiladę wojskową, ale w Warszawie nie było polskiego wojska – istniały ledwie batalion chemiczny zadymiania mostów, służby kolejowe i trochę tak zwanych „tyłów”; cała armia znajdowała się za Odrą. Więc z defilady zrezygnowano. Zamiast niej urządzono pochód Senatorską, Miodową i Krakowskim Przedmieściem „przy dźwiękach orkiestry wojskowej i orkiestr świetlic dzielnicowych, grających marsze”. Wcześniej odbyły się przemówienia, w trakcie których, jak odnotował nasz ówczesny reporter: „prezydent Bierut wzniósł okrzyk – Niech żyją robotnicy Warszawy”. Bierut wówczas był prezydentem, ale nie państwa, a tworu zwanego Krajową Radą Narodową, ale – jak opowiadali mi uczestnicy tamtych wydarzeń – tego dnia mało kogo to irytowało – liczyło się tylko zakończenie wojny. Gazety wspomniały, że na uroczystość przyszło aż 50 tys. ludzi. Później „tysięczne tłumy zebrały się na cmentarzu powązkowskim, by złożyć hołd poległym”. W mieście nie było rodziny, która by kogoś nie straciła; od lutego odbywały się już masowe ekshumacje – zidentyfikowanych powstańców chowano przede wszystkim na Powązkach Wojskowych, a prochy po spalonych zsypywano na Woli, na późniejszym Cmentarzu Powstańców Warszawy. Radość z końca wojny przepojona była goryczą.

Za to wieczorem pofolgowano sobie. Jak mi wspominano, odbyło się wielkie pijaństwo połączone ze strzelaniem w powietrze. Palono, z czego kto miał. Wojsko i milicja wystrzeliwały z rakietnic zapasy flar, a i cywile nie żałowali sobie; broni mieliśmy pod dostatkiem. Mój dziadek mieszkający na Saskiej Kępie opowiadał, jak pijani mundurowi stawali na Wale Miedzeszyńskim, skąd tłukli w niebo całe taśmy świetlnej amunicji. I tak do rana. A pito wyłącznie bimber, którego produkcja szła wtedy na całego (doszło do tego, że 30 sierpnia 1945 roku z powodu przełamywania monopolu państwowego i zbyt małych wpływów do budżetu minister skarbu wydał ostrzeżenie – „stańmy wszyscy do walki z »bimbrem«”). Władza zdawała sobie sprawę, że tej nocy nie opanuje sytuacji, i wydała dekret: „Zakaz poruszania się po mieście w godzinach nocnych z 9 na 10 i z 10 na 11 bm. zostaje uchylony”.

Idzie nowe

Po paru dniach na łamach dziennika „Rzeczpospolita” ukazał się zdumiewający wywiad, o którym chyba nikt już nie pamięta. Pytanie do „premiera ob. Osóbki Morawskiego”: „– Czy istotnie zamierzenia władz idą w kierunku usunięcia z Warszawy całej ludności niezwiązanej najściślej z odbudową miasta?”.

Odpowiedź: „– Jest to zagadnienie trudne (...) nadmiar ludności niemającej nic wspólnego z pracą przy odbudowie, wobec braku pomieszczeń (...) jest zjawiskiem zdecydowanie niepomyślnym (...) Ludzie niezatrudnieni w tym zakresie powinni raczej miasto opuścić”.

Wynika z tego, że problem był wtedy tak bardzo poważny, iż mogło dojść do drastycznych decyzji. Ich polityczny wydźwięk okazałby się jednak tak katastrofalny, że władza nie poruszyła więcej tego tematu.

11 maja dzienniki opublikowały komunikat, że „Wolno chodzić od 5-ej do 24-ej”. Zniesiono też nakaz zaciemniania świateł. Nieprzyjaciel został pokonany, ale za to pozostał wróg klasowy. Po pięciu dniach z łamów „Głosu Ludu” warszawiacy dowiedzieli się, iż „Reakcja chce głodu w Polsce”. Szło nowe.

 

Lewy brzeg Wisły to było morze ruin z niewieloma ocalałymi budynkami w tak zwanej dawnej dzielnicy niemieckiej, czyli w rejonie alei Szucha. To zdecydowanie za mało, by stworzyć bazę dla administracji państwowej. W tym okresie tymczasową stolicą była Łódź, mająca nie tylko domy, ale i działającą sieć połączeń telefonicznych. Jednakże 7 maja podjęto wspomnianą powyżej decyzję, po czym dzień później ogłoszono ją w mediach.

Pozostało 93% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy