To nie pierwszy stan wojenny w naszej historii. W 1846 r. ogłoszono taki w wyniku zamieszek, ale nie w Kongresówce, a w zaborze austriackim. „Z powodu objawionych przez ludzi źle myślących w Wolnem Mieście Krakowie i niektórych okolicach Galicyi zamachów w celu obalenia Władz prawych, uznając potrzebę przedsięwzięcia stosownych środków celem zabezpieczenia spokojności (...) rozkazujemy ogłosić Królestwo Polskie (...) za będące w stanie wojennym". To cytat z „Gazety Warszawskiej" przytaczającej całe oświadczenie władz.
Strzały pod kolumną Zygmunta
Mijały lata, a w naszym mieście narastało wrzenie patriotyczne. Pierwsze demonstracje przebiegały jeszcze pokojowo, ale już w rocznicę bitwy grochowskiej 25 lutego 1861 r. zrobiło się gorąco. Na Starym Mieście wydobyto amarantową chorągiew oraz pochodnie i usiłowano dojść na plac Zamkowy. Policja aresztowała wiele osób, w obronie których zorganizowano po dwóch dniach kolejną demonstrację. A podczas tej rozległy się strzały – pięciu ludzi padło.
Co ciekawe, w tym czasie i nieco wcześniej Rosjanie poczynili pewne ustępstwa pod adresem społeczeństwa polskiego, ale te nie zaspokoiły narodowych ambicji. Nadszedł 3 marca – pogrzeb na Powązkach. Jak relacjonował reporter krakowskiego „Czasu": „Orszak składały bractwa, ubodzy, studenci, rzemieślnicy, duchowieństwo wszystkich zakonów, wszystkich stopni i obrządków, a za trumnami niesionymi przez wszystkie klasy mieszkańców pewnie przeszło sto tysięcy ludzi". I było dość spokojnie, bo z ulic zniknęli żołnierze oraz policja. Wyraźnie widać było, że władza nie chce zadrażnień. „Tylko sześciu pompierów (...) z brandmajstrem na koniach, z krepą na swoich świecących chełmach, bez broni, zaczynało pochód, otwierając niejako miejsce. W tem miejscu otwartem jechał konno margrabia Pauluzzi, w pełnym mundurze, sam jeden i sam jeden rosyjski wojskowy w tych godzinach pochodu na ulicach miasta".
Wszystko przebiegło bez napięć i już zdawało się, że rozpalone umysły ostygły, ale Warszawa nie przestawała wrzeć.
4 kwietnia tłum zebrał się pod kolumną Zygmunta. Rozległy się patriotyczno-religijne śpiewy. Na ludzi runęli Kozacy, później zaś wojsko zaczęło strzelać. Prawdziwa liczba zabitych nigdy nie została podana. Rosjanie mówili o 10 i rzekomo tyle ciał pochowali w Cytadeli, patrioci podobno doliczyli się 98 zabitych, a europejscy dyplomaci depeszowali o ponad stu.