Reklama

Jak Roosevelt wbijał gwóźdź do brytyjskiej trumny

Wciąż ukochany przez angielskich kiboli tekst pieśni „Panuj, Brytanio!" ze zdaniem: „Brytanio, rządź falami" stał się anachroniczny już po I wojnie światowej, gdy okazało się, że Amerykanie i Japończycy zbudowali więcej okrętów wojennych niż dumni potomkowie Brytów.

Publikacja: 22.10.2011 01:01

Roosevelt i Churchill na pokładzie pancernika „Prince of Wales”, 14 sierpnia 1941 r.

Roosevelt i Churchill na pokładzie pancernika „Prince of Wales”, 14 sierpnia 1941 r.

Foto: bridgeman art library

Podpisany w 1922 r. w Waszyngtonie traktat równoważył wprawdzie tonaż floty brytyjskiej i amerykańskiej, ale – o czym pisze Norman Davies w „Wyspach" (Znak, Kraków 2003) – o celu Admiralicji, określonym ustawą o obronie morskiej z 1899 r., czyli o „zbudowaniu floty o sile równej połączonym siłom dwóch kolejnych największych flot wojennych świata", mógł Albion zapomnieć. „Wkrótce – powiada Davies – okazało się, że nawet wyrównanie statusu flot brytyjskiej i amerykańskiej opierało się na błędnych założeniach. W roku 1936 postanowienia traktatu waszyngtońskiego wygasły". A gwóźdź do trumny morskiej potęgi Wielkiej Brytanii wbili Amerykanie we wrześniu 1940 roku.

Winston Churchill od dłuższego już czasu upraszał amerykańskiego prezydenta Roosevelta o przekazanie nadwyżek amerykańskich niszczycieli. O tym, że „przypuszczalnie będzie to możliwe", Roosevelt poinformował brytyjskiego premiera w sierpniu 1940 r., dopiero po otrzymaniu raportu o rzeczywistym potencjale wojskowym Wielkiej Brytanii, jaki sporządził jego specjalny emisariusz do Londynu, William J. Donovan, późniejszy szef OSS (Biura Służb Strategicznych), poprzednika CIA. Pertraktacje – dopóki było to możliwe – prowadzone były w ścisłej tajemnicy, po części dlatego, że prezydent USA ubiegał się o kolejną elekcję, a ujawnienie militarnej pomocy Brytyjczykom przez mocarstwo, niebiorące przecież udziału w wojnie, wywołałoby skandal i zapaliło zielone światło dla republikańskiego kandydata do zamieszkania w Białym Domu.

Roosevelt doskonale wiedział, że łamie prawo i może zostać postawiony w stan oskarżenia za naruszenie ustaw o neutralności i o szpiegostwie, ale postanowił skorzystać z furtek prawnych, bo np. możliwe było przeniesienie tytułu własności okrętów na prywatną amerykańską firmę, która mogła je oddać Wielkiej Brytanii. Robert Shogan w „Hard Bargain" (Scribner, Nowy Jork 1995) stwierdza: „Sposób, w jaki Roosevelt załatwił z Brytyjczykami sprawę niszczycieli, utworzył niebezpieczny precedens. Jego machinacje nadawały impuls i tytuł prawny staraniom jego następców, aby w imię bezpieczeństwa narodowego rozszerzyć zakres swojej władzy, lekceważąc wytyczne konstytucyjne i zasady polityczne. Syndrom ten prze- jawiali później powojenni szefowie państwa niezależnie od ich powiązań partyjnych, kiedy stawali w obliczu domniemanego kryzysu zagranicznego – od Harry'ego Trumana i konfliktu koreańskiego, Lyndona Johnsona i wojny wietnamskiej, przez Ronalda Reagana i sandinowski reżim w Nikaragui, po George'a Busha i iracką napaść na Kuwejt".

Rooseveltowi wiązała ręce przyjęta przez Kongres poprawka do ustawy o zakupach marynarki wojennej, która zakazywała wysyłki uzbrojenia wojennomorskiego za granicę, o ile nie zostało ono uznane za nieprzydatne do obrony Stanów Zjednoczonych. Tymczasem – jak piszą Lynn Picknett, Clive Prince i Stephen Prior w książce „Od kuli własnej" (Bellona, Warszawa 2007) – „szef sztabu marynarki wojennej USA admirał Harold R. Stark stwierdził, że niszczyciele są wciąż potencjalnie użyteczne. Roosevelt postanowił więc, że Brytyjczycy powinni wymienić je za tereny w swoich atlantyckich i karaibskich koloniach, na których Stany Zjednoczone wybudowałyby bazy lotnicze i marynarki wojennej. Dzięki temu mógł utrzymywać przed Kongresem, że umowa w rzeczywistości wzmacnia obronęAmeryki".

Wielka Brytania była pod ścianą, nie grała już pierwszych skrzypiec i musiała zaakceptować pomoc amerykańską nawet na niekorzystnych warunkach. Churchill dla zamydlenia oczu opinii publicznej sugerował, by żądane bazy potraktować jako dar ze strony Brytyjczyków, Roosevelt jednak nalegał, żeby powiązać transakcję z niszczycielami i jego zdanie ostatecznie przeważyło. Na mocy układu Wielka Brytania nabyła 50, jak miało się okazać, przestarzałych amerykańskich niszczycieli z okresu I wojny światowej „w zamian – pisze Norman Davies – za wydzierżawienie Amerykanom na 99 lat sześciu kolonialnych baz morskich w brytyjskich Indiach Zachodnich. Od tego czasu stało się zupełnie jasne, że Brytyjczycy na zawsze utracili supremację na morzu". A „darami" stały się tylko dwie z tych baz, na Karaibach i w Nowej Funlandii.

Stan okrętów rzeczywiście był fatalny. Zaledwie dziewięć z 50 niszczycieli – piszą autorzy „Od własnej kuli" – na- dawało się do natychmiastowego przystąpienia do służby, a w maju 1941 r. jeszcze 20 okrętów nie uczestniczyło w działaniach bojowych. Nie odpowiadały one, między innymi, ówczesnym wymogom wojny przeciwpodwodnej. Niektóre z nich służyły w Royal Canadian Navy, dziewięć Anglicy przeka-

Reklama
Reklama

zali później... Związkowi Sowieckiemu, pięć Norwegom, a HMS „Campbelltown" użyty został do zniszczenia śluzy w St. Nazaire w marcu 1942 roku. Sławomir Kędzierski, tłumacz „Od własnej kuli", zwrócił uwagę, że jeden z niszczycieli, który dostał się Norwegom – „St. Albans" – „zapisał się źle w pamięci polskich marynarzy, ponieważ razem z brytyjskim trałowcem HMS »Seagull« zatopił pomyłkowo polski okręt podwodny »Jastrząb« – nb. również eks-amerykański S 25".

Kiepski interes zrobił Churchill.

Podpisany w 1922 r. w Waszyngtonie traktat równoważył wprawdzie tonaż floty brytyjskiej i amerykańskiej, ale – o czym pisze Norman Davies w „Wyspach" (Znak, Kraków 2003) – o celu Admiralicji, określonym ustawą o obronie morskiej z 1899 r., czyli o „zbudowaniu floty o sile równej połączonym siłom dwóch kolejnych największych flot wojennych świata", mógł Albion zapomnieć. „Wkrótce – powiada Davies – okazało się, że nawet wyrównanie statusu flot brytyjskiej i amerykańskiej opierało się na błędnych założeniach. W roku 1936 postanowienia traktatu waszyngtońskiego wygasły". A gwóźdź do trumny morskiej potęgi Wielkiej Brytanii wbili Amerykanie we wrześniu 1940 roku.

Winston Churchill od dłuższego już czasu upraszał amerykańskiego prezydenta Roosevelta o przekazanie nadwyżek amerykańskich niszczycieli. O tym, że „przypuszczalnie będzie to możliwe", Roosevelt poinformował brytyjskiego premiera w sierpniu 1940 r., dopiero po otrzymaniu raportu o rzeczywistym potencjale wojskowym Wielkiej Brytanii, jaki sporządził jego specjalny emisariusz do Londynu, William J. Donovan, późniejszy szef OSS (Biura Służb Strategicznych), poprzednika CIA. Pertraktacje – dopóki było to możliwe – prowadzone były w ścisłej tajemnicy, po części dlatego, że prezydent USA ubiegał się o kolejną elekcję, a ujawnienie militarnej pomocy Brytyjczykom przez mocarstwo, niebiorące przecież udziału w wojnie, wywołałoby skandal i zapaliło zielone światło dla republikańskiego kandydata do zamieszkania w Białym Domu.

Reklama
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Materiał Promocyjny
Rynek europejski potrzebuje lepszych regulacji
Historia
Którędy Niemcy prowadzili Żydów na śmierć w Treblince
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama