Tragiczne losy „Goi", „Wilhelma Gustloffa" i „Steubena" zaciemniają jednak ogólny obraz wielkiej i skomplikowanej operacji, która pozwoliła przemieścić na zachód ponad 2 miliony ludzi. Mimo poniesionych ofiar ogólny stosunek strat – pisze brytyjski autor Prit Buttar w wydanej w Polsce kilkanaście dni temu książce „Pole walki Prusy. Szturm na niemiecki front wschodni 1944 – 1945" (Rebis, Poznań 2011) – okazał się zadziwiająco niski – nie przekroczył 0,5 proc.
Powodzenie operacji pod kryptonimem „Hannibal" w dużej mierze było zasługą 46-letniego kontradmirała Konrada Engelhardta, który opracował plany ewakuacyjne. Oficjalny rozkaz przygotowania tych planów – czyli wysłania drogą morską cywilów i wojska z rejonu wschodniego Bałtyku – otrzymał 15 stycznia 1945 r. od wielkiego admirała Karla Dönitza, naczelnego dowódcy Kriegsmarine.
Plany jednak planami, a Engelhardt nie mógł zarządzić ewakuacji bez rozkazu Dönitza, ten zaś doskonale wiedział, że nigdy nie zgodziłby się na to Führer. Przygotowania ewakuacyjne sabotował też komisarz obrony Rzeszy Erich Koch, nakazując statkom 1. Szkolnej Dywizji Okrętów Podwodnych natychmiastowe opuszczenie portu w Piławie. Na szczęście dowódca tej dywizji, komandor Fritz Poske zignorował rozkaz Kocha, utrzymując, że jest odpowiedzialny wyłącznie przed dowódcami marynarki wojennej i przed nikim więcej. Po konsultacji ze sztabem Kriegsmarine zostało ustalone, że po otrzymaniu z Kilonii hasła „Hannibal" statki wyjdą w morze, zabierając ze sobą tak wielu rannych i uchodźców, jak to tylko będzie możliwe. I 21 stycznia, po otrzymaniu meldunków o narastaniu tłumów uchodźców w Gdańsku, Gdyni i Piławie, Dönitz – czytamy – „rzucił swój autorytet na szalę i zaaprobował rozpoczęcie operacji »Hannibal«". Do ewakuacji użyto przede wszystkim wielkich jednostek służących dotąd za koszary dla załóg podwodnych dywizji szkoleniowych. Mogły one zabrać na pokład bardzo wiele osób, ale potrzeby i tak wielokrotnie przekraczały możliwości. W styczniu na transport morski oczekiwało już 100 tysięcy ludzi, szansę ewakuacji miał co piąty z nich.
Odnośnie do wielokroć kwestionowanego prawa do atakowania przez sowieckie okręty i samoloty statków z niemiecką ludnością cywilną Prit Buttar w „Polu walki Prusy" zachowuje rzadki umiar i rozsądek, pisząc m.in.: „»Gust-loff« był statkiem uzbrojonym – nawet jeśli oznacza to jedynie dwa poczwórne karabiny przeciwlotnicze. Ponadto przewoził znaczną liczbę personelu marynarki wojennej. Nie pomalowano go w barwy statku szpitalnego, a ponieważ była to jego pierwsza morska podróż od 1940 roku, nie można było oczekiwać, że Marinesko rozpozna jego sylwetkę – szczególnie w ciemną, śnieżną noc. Niezależnie od tego, jak wielkie straty w ludziach przyniosła ta tragedia, wydaje się, że atak okrętu podwodnego był tu uzasadniony. Podobnie uzbrojony był »Steuben«, któremu przeznaczono rolę statku do transportu rannych, a nie statku szpitalnego. W tym przypadku także w ciemną zimową noc jego identyfikacja była niemożliwa. Niezależnie od tego już w lipcu 1941 roku Związek Radziecki jasno stwierdził, że traktuje statki szpitalne jako zwyczajne cele i nie zamierza powstrzymywać się od ich atakowania".
W kontekście tego ostatniego zdania wszelkie deliberowanie o tym, czy działania dowodzącego okrętem podwodnym S-13 kapitana Aleksandra Marineski spełniają definicję zbrodni wojennych, nie mają sensu. Nawiasem mówiąc, z czterech torped wystrzelonych przez sowiecki okręt w kierunku „Gustloffa" do celu doszły trzy. Na tych stalowych cygarach jeden z marynarzy
napisał hasła: „Za ojczyznę", „Za naród radziecki", „Za Leningrad". Czwarta torpeda uwięzła w wyrzutni, wywołując – zanim ją bezpiecznie wydobyto – stan alarmowy na pokładzie okrętu. Miała wypisane hasło: „Za Stalina". Nie dlatego jednak kapitan Marinesko w październiku 1945 r. został zwolniony ze służby w marynarce wojennej Związku Sowieckiego. A spodziewać się mógł
raczej nagród i zaszczytów, bo to on zatopił i „Wilhelma Gustloffa", i „Steubena". Tymczasem oskarżono go o kradzież własności państwowej i spędził wiele lat w obozie pracy na Syberii. Tytuł Bohatera Związku Radzieckiego otrzymał w 1990 roku. Pośmiertnie.