Reklama
Rozwiń
Reklama

Barki na Newie

Na wodzie pisane... opowieści marynistyczne z Polski i ze świata

Publikacja: 10.12.2011 00:01

Barki z żywnoscią dla obrońców i mieszkańców Leningradu na jeziorze Ładoga, 1943 r.

Barki z żywnoscią dla obrońców i mieszkańców Leningradu na jeziorze Ładoga, 1943 r.

Foto: RIA Novosti/East News

W wyniku blokady Leningradu z głodu zmarło 630 tysięcy jego mieszkańców. Czy można było tego uniknąć? – zastanawia się Mark Sołonin, badacz historii udziału ZSRS w drugiej wojnie światowej, w swojej najnowszej książce „Nic dobrego na wojnie" (przeł. Anna Pawłowska, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2011). Sołonin zaczyna od porównania dwóch blokad: leningradzkiej z roku 1941 i późniejszej – berlińskiej z 1948 r. Najpierw o tej drugiej. W czerwcu 1948 r. Sowieci zamknęli łączność Berlina Zachodniego ze strefami okupacyjnymi: drogą lądową i rzeczną. „Dla wzmocnienia efektu – czytamy – radzieckie władze okupacyjne odłączyły wszystkie przewody elektryczne prowadzące do Berlina Zachodniego".

Berlińska blokada  trwała 11 miesięcy i według Stalina zakończyć się miała głodową śmiercią berlińczyków. Stało się inaczej; prezydent Truman nie zdecydował się na sugerowany mu przez amerykańskie koła wojskowe atak nuklearny na Moskwę, natomiast nakazał zorganizowanie mostu powietrznego z Berlinem. Trudno w to uwierzyć, ale ponoć zadecydowała o tym sympatia amerykańskiego prezydenta dla... Stalina, wierzył on bowiem, że „dobry wujek Joe" chciałby jak najlepiej, tylko nie pozwala mu na to okropne sowieckie Biuro Polityczne. W każdym razie o III wojnie trzeba było zapomnieć, za to „most" zafunkcjonował bezbłędnie. Zaczynając od 1000 ton zaopatrzenia dziennie, doprowadzono (16 kwietnia 1949 r.) do przetransportowania w ciągu jednego dnia 13 tys. ton ładunków. Przed zimą dostarczono w ten sposób Berlinowi Zachodniemu węgiel – bagatela, półtora miliona ton! A gdyby komu było mało, to i elektrownię cieplną rozkręconą na najdrobniejsze podzespoły.

W tej sytuacji „wujek Joe" 12 maja 1949 r. przerwał blokadę. W operacji poniosło śmierć 31 amerykańskich i 41 brytyjskich, potwornie przepracowanych, pilotów. Most powietrzny kosztował Stany Zjednoczone 2 miliardy dolarów. Sowietów ani kopiejki – przypatrywali się wszystkiemu z ciekawością.

W wojennym Leningradzie nie trzeba było korzystać z najdroższego, lotniczego transportu, wystarczyło skorzystać z najtańszego – wodnego. Możliwości po temu istniały, gdyż często zapomina się, że gdy 8 września 1941 roku Niemcy zajęli Szlisselburg, Leningrad został odcięty od Wielkiej Ziemi, ale tylko od południa. W położonej na zachód od miasta Zatoce Fińskiej panoszyły się niemieckie okręty, na północy byli Finowie, pozostawał wszakże kierunek wschodni. A tam znajdował się liczący ponad 60 km długości, niezajęty przez nieprzyjaciela pas brzegu jeziora Ładoga. Jak powiada Sołonin, jakkolwiek byśmy liczyli, „nawet najpowolniejsza »łajba« wlokąca się z żółwią prędkością 5 węzłów mogła dotrzeć z zachodniego, leningradzkiego brzegu jeziora Ładoga do Nowej Ładogi w ciągu 11 – 12 godzin. (...) Jeżeli to się nazywa »blokadą«, to wówczas trzeba przyznać, że Anglia i Japonia w warunkach znacznie gorszej »blokady« walczyły przez całą wojnę. I do tej pory mają się dobrze".

W Leningradzie ludzie z głodu marli po części dlatego, że jeszcze przed rozpoczęciem blokady wywieziono z miasta żywność i wywożono ją, aż Niemcy przecięli wszystkie połączenia kolejowe. Po co to robiono? Na rozkaz Stalina, by nie zostawić nieprzyjacielowi „ani kilograma zboża, ani litra paliwa". Wszystko wskazuje na to, że w pierwotnych planach chciano miasto oddać Niemcom. Mark Sołonin upiornie żartuje, że „gdyby Hitler i żołnierze Wehrmachtu byli ludożercami w dosłownym tego słowa znaczeniu – wówczas »stary Joe« być może rozkazałby »wypędzić całą ludność na tyły«. A tak – tylko bydło".

Autor „Nic dobrego na wojnie" wylicza, że do tego, by każdemu z mieszkańców Leningradu zagwarantować 800 gr pełnowartościowego chleba dziennie, potrzeba było 1500 ton mąki. Tymczasem dziennie zużywano 510 ton, a kartki na 73-procentowy chleb, czyli od 125 do 250 g cegły z trocin i wytłoków, miała tylko jedna trzecia mieszkańców.

Reklama
Reklama

Dostarczenie drogą lotniczą do Leningradu 1500 ton mąki dziennie mogło być dla Sowietów zadaniem nazbyt trudnym, ale drogą wodną? Pięć – sześć najskromniejszych barek na dobę rozwiązywało wszystkie problemy z zaopatrzeniem miasta. Na początku 1941 r. na stanie Północno-Zachodniego Przedsiębiorstwa Transportu Rzecznego działającego w akwenie Newy, Swiru i jeziora Ładoga znajdowały się 323 holowniki i 960 jednostek holowanych o łącznej ładowności 420 tysięcy ton. Tyle że już na początku wojny stało się z nimi to samo, co z sowieckimi samolotami i czołgami. Większość rozpłynęła się we mgle. Te, które zostały, nie nadawały się do użytku, „brakowało latarni na trasie, i nie dostarczono węgla dla barek, i nieprzyjaciel na wszelkie sposoby przeszkadzał (...)". Jak już załadowana barka odpłynęła i przypłynęła na wyznaczone miejsce, nie można jej było rozładować. Poważnie: taka barka stała na przykład od 17 do 2 października, tak że obrót barek zamiast 4 dób wynosił tych dób od 6 do 12.

Niemniej w ciągu półtora roku trwającej blokady dostarczono do Leningradu, za pośrednictwem wszystkich środków transportu, 1,3 mln ton różnorodnych ładunków. Czy to dużo? – pyta Mark Sołonin. „Wszystko poznaje się w porównaniu. To jedynie 8 procent ogółu masy ładunków przewożonych przez transport rzeczny ZSRR w czasie wojny. To prawie dwukrotnie mniej niż to, co Amerykanie samolotami (!!!) dostarczyli w dużo krótszym okresie do Berlina Zachodniego".

No cóż, ale to o Leningradzie śpiewano pieśni...

W wyniku blokady Leningradu z głodu zmarło 630 tysięcy jego mieszkańców. Czy można było tego uniknąć? – zastanawia się Mark Sołonin, badacz historii udziału ZSRS w drugiej wojnie światowej, w swojej najnowszej książce „Nic dobrego na wojnie" (przeł. Anna Pawłowska, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2011). Sołonin zaczyna od porównania dwóch blokad: leningradzkiej z roku 1941 i późniejszej – berlińskiej z 1948 r. Najpierw o tej drugiej. W czerwcu 1948 r. Sowieci zamknęli łączność Berlina Zachodniego ze strefami okupacyjnymi: drogą lądową i rzeczną. „Dla wzmocnienia efektu – czytamy – radzieckie władze okupacyjne odłączyły wszystkie przewody elektryczne prowadzące do Berlina Zachodniego".

Berlińska blokada  trwała 11 miesięcy i według Stalina zakończyć się miała głodową śmiercią berlińczyków. Stało się inaczej; prezydent Truman nie zdecydował się na sugerowany mu przez amerykańskie koła wojskowe atak nuklearny na Moskwę, natomiast nakazał zorganizowanie mostu powietrznego z Berlinem. Trudno w to uwierzyć, ale ponoć zadecydowała o tym sympatia amerykańskiego prezydenta dla... Stalina, wierzył on bowiem, że „dobry wujek Joe" chciałby jak najlepiej, tylko nie pozwala mu na to okropne sowieckie Biuro Polityczne. W każdym razie o III wojnie trzeba było zapomnieć, za to „most" zafunkcjonował bezbłędnie. Zaczynając od 1000 ton zaopatrzenia dziennie, doprowadzono (16 kwietnia 1949 r.) do przetransportowania w ciągu jednego dnia 13 tys. ton ładunków. Przed zimą dostarczono w ten sposób Berlinowi Zachodniemu węgiel – bagatela, półtora miliona ton! A gdyby komu było mało, to i elektrownię cieplną rozkręconą na najdrobniejsze podzespoły.

Reklama
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Historia
Którędy Niemcy prowadzili Żydów na śmierć w Treblince
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama