Ta nadbałtycka perła, tyleż polska, ile niemiecka, w istocie samodzielna, sama o sobie stanowiąca, dumna, pyszna. Korząca się przed zmieniającymi się niczym rękawiczki władcami, stawiająca przed nimi triumfalne bramy, zasilająca ich kiesy, ale po cichu – robiąca swoje, bogacąca się, każdy oddany grosz odzyskująca w dwójnasób, korzystając z licznych przywilejów pozwalających jej na utrzymywanie niemal całkowitego monopolu handlowego w tym rejonie Bałtyku. Miasto niby wolne, a zawsze zależne, choć nigdy do końca. Wolne Miasto Gdańsk. Freie Stadt Danzig.
Miał Gdańsk pod berłem Rzeczypospolitej swoje złote lata, gdy jednak w 1525 r. opowiedział się za Lutrem, wyrzucił zakonników i głośno zaczął wołać – jak pisał Paweł Jasienica w „Polsce Jagiellonów" (PIW 1963) – „o skasowanie mszy, postów i śpiewów kościelnych oraz o wolność rybołówstwa, połowu bursztynu i głoszenia kazań przez świeckich", wywołał gniew królewski i już w następnym roku Zygmunt August na czele kilkutysięcznego wojska przybył nad Motławę, by rozprawić się z buntownikami. 14 przywódców buntu kazał ściąć przed Dworem Artusa, przywrócił także dawne władze, księży i zakonników. Ale efektów reformacji cofnąć nie był w stanie.
Gdańsk, dbały o swój monopol, sprzeciwiał się też budowaniu przez polskiego monarchę floty wojennej, z ukosa spoglądając na poczynania królewskie nad Bałtykiem. (We Francji – zauważa Jasienica – jeszcze dwa wieki później do niektórych portów królewskie okręty francuskie nie miały wstępu.) Warto też pamiętać, że ówczesny Kraków liczył 20 tysięcy mieszkańców, a Gdańsk przynajmniej 40 tysięcy.
Król polski utrzymywał w Gdańsku swoją „straż morską" składającą się z okrętów kaperskich. W 1567 r. było tych statków żeglujących pod polską flagą 17 (dla porównania: Szwedzi mieli 60 okrętów). I oto, 25 czerwca 1568 r. – pisał Jan Kilarski w „Gdańsku", w wydanym przed wojną w Poznaniu przez Wydawnictwo Polskie (R. Wegner) w sławnej serii „Cuda Polski" – „gdy w czas burzy kilka królewskich statków kaperskich schroniło się do portu, (rajcowie miejscy) załogę tych statków pojmali i stracili". Głowy nieszczęśników przez dwa lata sterczały na palach, ku przestrodze, przy Bramie Wyżynnej. Król powołał wówczas Komisję Morską i zaczął budować statki w... Elblągu (u schyłku życia Zygmunta Augusta elbląskie stocznie zwodowały dla niego jedną małą fregatę i galeon „Smok"). Gdańsk musiał się ukorzyć i bardzo przepraszać obrażony majestat, co też miało miejsce na sejmie warszawskim w roku 1570.
Miasto było jednak krnąbrne, a przy tym pozwoliło sobie popełnić zasadniczy błąd, kandydata do korony polskiej widząc w cesarzu Maksymilianie, a nie w Stefanie Batorym. A że przy okazji doszło do splądrowania kościoła oo. Dominikanów i obrabowania oliwskiego klasztoru, Batory rzucił na Gdańsk banicję, cały handel skierował na Elbląg i z wojskiem ruszył na Pomorze. Mimo ogromnej przewagi w ludziach armii miejskiej poniosła ona porażkę nad Jeziorem Lubieszowskim w 1577 r. w starciu z sześć razy mniej licznymi siłami królewskimi, którymi dowodził Jan Zborowski. Ostateczną klęskę ponieśli gdańszczanie nieco później, gdy twierdzy w Latarni Gdańskiej bronili dla nich zaciężni Szkoci i Gaskończycy, a zdobywali ją landsknechci Batorego – narodowości niemieckiej.
Myślał o tym wszystkim Ksawery Pruszyński w lipcu 1939 r., spacerując po gdańskiej Frauengasse, przekonany, że żegna się oto ze starym Gdańskiem, do tamtej pory, mimo licznych starć wojennych, niezniszczonym (dopiero w 1945 r. Armia Czerwona obróci miasto w perzynę), ale stającym się – niemal z dnia na dzień – obcym. I pisał, wzruszony i zrozpaczony, w reportażu wydrukowanym w „Wiadomościach Literackich" („Gdańsk – »miasto niegdyś nasze«" nr 31 – 32), że jest Gdańsk „jedynym i najpiękniejszym pomnikiem, jaki na rozdrożu narodów, na rozgraniczu mów, wzniesiono na cześć współpracy dwóch wielkich szczepów jednej europejskiej rodziny. Były Psie Pola i Grunwaldy, były pokotem leżące krzyżackie płaszcze komturów na płaskich rozłogach Płowiec. Była hakata i była Września. Ale była wielka kobieta dziejów Polski, taka Zyta piastowskiej dynastii, Ryksa-Rycheza, która kraj wyrwała z anarchii pogańskiej, po śmierci Mieszka II, i – córka i siostra niemieckich cesarzy – przywróciła tron Kazimierzowi Odnowicielowi, a jedność państwu. Śpi dziś zapomniana w podziemiach kolońskiego tumu. Byli niemieccy mnisi po klasztorach i niemieccy drukarze w Krakowie, i niemieccy budowniczowie zamków wołyńskich, i ludzie niemieckiej krwi,
ludzie niepożyci, budowniczowie wiekopomni: Linde, Lelewel, Estreicher, Bruckner. Była może walka i wrażba wiekowa, współpraca niezwykle ścisła, niezwykle płodna. W latach najcięższej niewoli mógł Sienkiewicz, bez uchybienia narodowej godności, rzucić wawrzyn hołdu owym zaciężnym żołnierzom regimentu niemieckiego, który pod Żółtymi Wodami dał się wyciąć w pień hordom Tuhaj Beja i kureniom Chmielnickiego z tej prostej racji, że aż do maja zaciągnął się w służbę Rzeczpospolitej".