– Porozumienie rządu polskiego podpisane z Federacją Rosyjską w 1994 r. zostało podjęte na podstawie wadliwych przesłanek – ocenia powstaniec, żołnierz AK, dokumentalista Hubert Kossowski z zawiązanego niedawno komitetu Nie dla Czterech Śpiących.
Dowodzi, że na podstawie tej umowy rząd Polski ma obowiązek dbać m.in. właśnie o ustawiony w 1945 r. pomnik Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni (zabrany ostatnio z pl. Wileńskiego). Ale dotąd – jak ocenia – nikt nie chciał dostrzec wewnętrznej sprzeczności w tym dokumencie. – Bo ten pomnik nie pasuje do idei porozumienia. Chodziło o zachowanie pomników pamięci związanych z miejscem bitew, represji i egzekucji oraz pochówkiem żołnierzy. A to jest tylko apoteoza idei braterstwa między żołnierzami, w dodatku fikcyjnej – ocenia Kossowski.
Dlatego jego zdaniem powinno się umowę podważyć na szczeblu państwa. A radni mogliby uchylić swoją uchwałę o przeniesieniu pomnika z pl. Wileńskiego w okolice ul. Cyryla i Metodego. – Miejsce tych rzeźb jest w muzeum socrealizmu w Kozłówce – ocenia Tomasz Pisula, prezes zarządu fundacji Wolność i Demokracja.
Właśnie fundacja, a także Światowy Związek Żołnierzy AK, Komitet Katyński, Wspólnota Mieszkaniowa ul. Targowej oraz Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych zamierzają wystąpić z apelem do Rady Warszawy.
– Wydawanie miliona złotych na renowację tego pomnika w warunkach kryzysu i konieczności oszczędzania to absurd oraz rozrzutność – uważa Pisula. – To pomnik zakłamania i hipokryzji, stał przecież w pobliżu co najmniej pięciu miejsc, gdzie mordowano żołnierzy podziemia niepodległościowego. Między innymi w piwnicy budynku na rogu ul. Strzeleckiej i Środkowej mieściła się katownia, skąd przywódcy Podziemnego Państwa Polskiego byli wywożeni do Rosji. I gdzie to braterstwo? – pyta Pisula.