Polacy jej nie lubili, choćby dlatego, że zajmowała największy plac w mieście – Saski (za komuny – Zwycięstwa, dziś – Piłsudskiego). Była symbolem obcego panowania, więc kulturalni ludzie nazywali ją – pięcioma cebulami – od kopuł, mniej kulturalni – jej dzwonnicę stojącą obok – wieżą ciśnień prawosławia, natomiast zupełnie niegrzeczni – zwali ruskim... z powodu fallicznego kształtu. Była najwyższym obiektem lewobrzeżnej Warszawy, niestety widzialnym z każdego miejsca.
Co ciekawe, wielu Rosjan uznawało niestosowność urzędowego stawiania cerkwi w takim rejonie i wykorzystywania jej do celów propagandowych. Uważano, że poniża to Kościół prawosławny.
Sporo wstydu
Sobór metropolitalny pod wezwaniem św. Aleksandra Newskiego zaczęto budować w 1894 r. Aby to uczynić, przeniesiono na plac Zielony (dziś – Dąbrowskiego) pomnik wojskowych poległych w Noc Listopadową, który przez pół wieku stał w tamtym miejscu. Wzniesiono go, tworząc z polskich oficerów fałszywych, carskich bohaterów. Rosjanie twierdzili, że „polegli oni za wierność swemu władcy", tymczasem w Warszawie wiedziano, że były to ofiary pomyłek albo zacietrzewienia tłumu; niektórych żałowano nawet w gazetach wychodzących podczas powstania. Niestety, następne pokolenia zapomniały o prawdzie i żelazną bryłę zwano – pomnikiem zdrajców.
Nowy obiekt sakralny wzniesiono na planie kwadratu (w eklektycznym stylu) z wcześniej wspomnianymi pięcioma cebulastymi kopułami. Dopatrywano się wpływów bazyliki św. Marka w Wenecji, natomiast „wieża ciśnień" podobna była do moskiewskiej dzwonnicy Iwana Wielkiego.
Koszt budowy był ogromny – prawie 3,3 mln rubli. Jak donosiła ówczesna prasa – początkowo sądzono, że wystarczy 1,5 mln rubli. „Na pokrycie sumy – 480 000 rb. wpłynęło drogą ofiar". Dawniej ofiarami zwano datki osób prywatnych.