Bitwa była przełomowa, albowiem jej konsekwencje szybko i w prostej linii doprowadziły do zmiany w funkcjonowaniu najwyższej władzy w najpotężniejszym państwie „naszego” świata. W istocie do zmiany ustrojowej, którą utrwaliło długie, bardzo długie panowanie Augusta, jedynowładcy w aksamitnych rękawiczkach.
2043 lata temu pod Akcjum flota Augusta rozbiła armię Antoniusza i Kleopatry. Tekst z dodatku
Przywykło się sądzić, pewnie słusznie, że w sumie Akcjum wyszło Rzymowi na dobre, z tej prostej przyczyny, iż rządy Marka Antoniusza oznaczały chaos w imperium, jeśli nie jego rozpad. Nikt nie powinien też żywić nadziei, że Marek (koniec końców morderca Cycerona) zamierzał przywrócić republikę „w starym stylu” – jako jedynowładca byłby pewnie narwanym despotą, który kończy z nożem w brzuchu. Oczywiście jeśliby Kleopatra pozwoliłaby mu rządzić… To nie dla starych Rzymian, pośród których liczył się Oktawian, nie wiekiem, lecz – by tak rzec – temperamentem duchowym.
Maniery, obejście, niezwykły takt i umiarkowanie odsuwały od niego groźne oskarżenia o „rewolucyjność” czy „wywrotowość”, które brutalnie prze- rwały karierę jego przybranego ojca. Wszelako brakło mu też wielkiej wizji Cezara, w którym, zgodnie z tradycją popularów, siedział tęgi reformator. Tymczasem August, człowiek, który położył kres republice, był konserwatystą pragnącym – również w sensie obyczajowym – przywrócić cnoty starego Rzymu. Wyszło mu jakoś nie najlepiej, ale po straszliwych torsjach wojen domowych dał imperium względny spokój, jeśli nie liczyć marginalnych w sumie bojów z Germanami z katastrofą Warusa włącznie. August bezbłędnie nawigował po bezpiecznych, może zbyt bezpiecznych, szlakach polityki, zręcznie unikając burz i huraganów.