Odkrywanie relikwii trwa

Badania historyków sztuki wykazały, że na początku XVII w. doszło do gwałtownego załamania się kanonu przedstawiania Chrystusa nie tylko na wyobrażeniach chusty św. Weroniki, lecz także w całym malarstwie europejskim

Publikacja: 09.09.2012 16:00

Święte oblicze z Manoppello

Święte oblicze z Manoppello

Foto: AFP, Tiziana Fabi Tiziana Fabi

Pod koniec wakacji w drewnianym kościółku w Łomnicy koło Zbąszynia dokonano niecodziennego odkrycia. Okazało się, że niewielki portret Jezusa, który wisiał nad tabernakulum, a na który nikt nie zwracał do tej pory uwagi, posiada watykański certyfikat z 1750 r. Polskie media obiegła natychmiast wiadomość, że obraz jest kopią całunu z Manoppello (czyli chusty św. Weroniki), a na całym świecie są tylko dwa takie wizerunki.

Wakacyjny sezon sprzyja tworzeniu sensacji. Wystarczy pobieżne porównanie obu płócien, by przekonać się, że nie mamy do czynienia z oryginałem i jego kopią. Na wizerunku z Manoppello Chrystus ma oczy szeroko otwarte, natomiast na portrecie z Łomnicy powieki są opuszczone. Błędna informacja wydaje się jednak nie tyle skutkiem złej woli, ile raczej spóźnionym efektem jednej z najbardziej zuchwałych kradzieży w dziejach świata.

Zbrodnia doskonała

Można powiedzieć, że była to zbrodnia doskonała, gdyż do dziś – mimo upływu kilku wieków – nie udało się zidentyfikować sprawcy rabunku. Mało tego – historycy nie są nawet zgodni, kiedy nastąpiła kradzież, a ich szacunki różnią się o ponad sto lat. Jedni uważają, że mogło dojść do tego w 1506 r., drudzy, że w 1608 r. Przedmiot grabieży był zaś niebagatelny, gdyż chodziło o jedną z najcenniejszych relikwii chrześcijaństwa. Potocznie nazywano ją Weroniką, a jej nazwa pochodziła od łacińsko-greckiej zbitki „vera eikon", czyli „prawdziwa ikona".

Chusta z widniejącym na niej wizerunkiem Chrystusa była największą atrakcją pielgrzymkową średniowiecznego Rzymu. Trafiła tam na początku VIII stulecia z Konstantynopola. Od 705 r. wystawiano ją na widok publiczny w kaplicy św. Weroniki w Bazylice św. Piotra. Uważana była za „eikon acheiropoietos", czyli „obraz nie ręką ludzką uczyniony". Według średniowiecznej legendy wizerunek twarzy Jezusa na chuście powstał, gdy św. Weronika otarła nią twarz Zbawiciela. Przez wieki relikwię oglądały miliony wiernych przybyłych z całej Europy. Opisywali ją m.in. Dante Alighieri, Petrarka czy św. Brygida Szwedzka.

W 1506 r. papież Juliusz II podjął decyzję o wyburzeniu Bazyliki św. Piotra, która pochodziła jeszcze z czasów cesarza Konstantyna. Stara budowla w każdej chwili groziła bowiem zawaleniem. Wznoszenie nowej świątyni, która stała się największym chrześcijańskim kościołem na świecie, trwało niemal 120 lat. Konsekrowana została w 1626 r. przez papieża Urbana VIII. Zdaniem historyków sztuki Bazylika św. Piotra pomyślana była jako skarbiec dla czterech najcenniejszych watykańskich relikwii. Symbolizowały je cztery filary, na których wspierała się kopuła świątyni. Jednym z nich była kolumna św. Weroniki.

A jednak kiedy bazylika została wybudowana, ustała praktyka wystawiania chusty na widok publiczny. Zaczęła być pokazywana wiernym tylko raz w roku – w Wielki Piątek, z bardzo dalekiej odległości: z wysokiego balkonu znajdującego się na kolumnie św. Weroniki. To nie wszystko: w 1617 r. papież Paweł V wydał pod groźbą ekskomuniki zakaz wykonywania jakichkolwiek kopii owego wizerunku, jego następca Urban VIII nakazał zaś zniszczyć wszystkie reprodukcje obrazu znajdujące się w Państwie Kościelnym.

Przez wieki relikwia stopniowo poszła w zapomnienie. Oficjalnie nadal jej własnością była Stolica Apostolska, ale nikt nie mógł jej zobaczyć. Nie istniała żadna fotografia wizerunku. Nie wspominał o niej nawet żaden przewodnik po Rzymie. Powoli z obszaru faktów przechodzić zaczęła w sferę legend.

Zaginiony obraz

Sytuacja zmieniła się dopiero na początku naszego wieku. W 2005 r. Paul Badde, watykański korespondent niemieckiego dziennika „Die Welt" – jako pierwsza świecka osoba w historii – dostał pozwolenie na wejście do skarbca wewnątrz kolumny św. Weroniki. Stwierdził wówczas, że przechowywany tam przedmiot w niczym nie przypomina tego, co – według licznych obrazów i opisów – było niegdyś czczone jako najcenniejsza relikwia Rzymu. Obraz był tak pociemniały, że trudno było nawet dopatrzyć się na nim konturów twarzy. Jeden szczegół zwrócił jednak uwagę niemieckiego reportera: zamknięte oczy Chrystusa.

Na wszystkich znanych nam przedstawieniach „vera ikon" – począwszy od VIII, a skończywszy na XVI stuleciu – Jezus ma zawsze otwarte oczy. Zmiana kanonu nastąpiła dopiero między 1618 a 1633 r. Od tego czasu zamiast oblicza żywego mężczyzny z otwartymi oczami na kopiach obrazu pojawia się twarz martwego człowieka z opuszczonymi powiekami. Takie właśnie wyobrażenia chusty św. Weroniki sprzedawano masowo pielgrzymom w Rzymie już od połowy XVII w. Z czasem dodawano do nich także watykański certyfikat poświadczający, że chodzi o kopię wizerunku, którą potarto o przechowywany w Bazylice św. Piotra oryginał. Tego typu „pamiątki z Rzymu" pątnicy przywozili jeszcze na początku XX w. Taki też portret Jezusa przybył z Wiecznego Miasta do Polski w XVIII w., przywieziony najprawdopodobniej przez kogoś z rodziny Garczyńskich, która w 1724 r. ufundowała kościółek w Łomnicy pod Zbąszyniem. Problem polega jednak na tym, że nie była to kopia Weroniki, lecz jej zamiennika, który znalazł się w watykańskim skarbcu.

Badania historyków sztuki wykazały, że na początku XVII w. doszło do gwałtownego załamania się kanonu przedstawiania Chrystusa nie tylko na wyobrażeniach chusty św. Weroniki, lecz także w całym malarstwie europejskim. Tak, jakby zniknął model, na którym wzorowali się artyści. Pod koniec XX w. niemiecki kulturoznawca Hans Belting postawił tezę, że musiała istnieć jakaś praikona, która przez kilkanaście stuleci stanowiła wzór dla przedstawień twarzy Jezusa w chrześcijańskim świecie, ale w XVII w. przestała być ona powszechnym punktem odniesienia. Belting nie był w stanie zidentyfikować jednak obrazu, który spełniałby wszystkie warunki „vera eikon". Jeszcze w 2000 r. niemiecki pisarz Michael Hesemann opublikował książkę „Milczący świadkowie Golgoty", w której jeden z rozdziałów poświęcił chuście Weroniki. Autor musiał wówczas przyznać, że relikwia zaginęła i nikt nie wie, gdzie się znajduje.

Podwójne życie Weroniki

Na przełomie XX i XXI w. doszło do odkrycia zaginionej relikwii. Zawdzięczamy to głównie badaczom niemieckim, takim jak s. Blandina Paschalis Schlömer z zakonu trapistek, ks. prof. Heinrich Pfeiffer – historyk sztuki z uniwersytetu Gregorianum w Rzymie, ks. prof. Andreas Resch – wykładowca na Uniwersytecie Laterańskim oraz wspomniany już Paul Badde. Dzięki ich poszukiwaniom okazało się, że Weronika od 1638 r. przechowywana jest w małym kościółku oo. Kapucynów w Manoppello – miasteczku położonym w górach Abruzji, 180 km na wschód od Rzymu. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach tam trafiła. Miejscowa legenda mówi, że przyniósł ją anioł w 1506 r., lecz najstarsza historyczna wzmianka o niej pochodzi z 1608 r.

Badania chusty przyniosły nowe odkrycia. Naukowcy wyjaśnili mianowicie, dlaczego wizerunek Chrystusa przez wieki nazywany był „obrazem nie ręką ludzką uczynionym". Okazało się, że chusta wykonana została z bisioru, zwanego jedwabiem morskim, czyli z materiału pozyskiwanego ze specyficznego gatunku małży morskich o nazwie przyszynka szlachetna. Cechą charakterystyczną tej tkaniny jest niemożliwość namalowania na niej czegokolwiek. W przędzy znajduje się bowiem tak dużo soli morskiej, że uniemożliwia ona wchłanianie barwników. To powoduje, że farba spływa po bisiorze jak po powierzchni macicy perłowej. Mimo to na tkaninie widnieje jednak obraz twarzy mężczyzny.

Niezwykłe zjawisko potwierdziły badania prof. Donato Vittorego z uniwersytetu w Bari, który wykorzystując najnowocześniejszą aparaturę, stwierdził, że na płótnie nie ma śladów żadnych farb. Brak nawet śladowych ilości pigmentu. Tak więc wizerunek oblicza Jezusa nie mógł powstać na skutek zastosowania jakiejś znanej techniki malarskiej. Nie pojawił się więc przez naniesienie na płótno pigmentu, lecz przez modyfikację poszczególnych włókien tkaniny. Badacze nie są jednak w stanie stwierdzić, jaka reakcja fizyczna stała za tą modyfikacją.

Inny włoski naukowiec, prof. Giulio Fanti z Padwy, udowodnił z kolei, że wizerunek ma charakter trójwymiarowy. Jego zdaniem dokonało się to na skutek kontaktu z trójwymiarową strukturą, czyli ludzką twarzą.

Do odkrywczych wniosków doszedł też ks. prof. Andreas Resch. Za pomocą fotograficznych powiększeń o bardzo wysokiej rozdzielczości dokonał zestawienia dwóch wizerunków: oblicza Jezusa z Całunu Turyńskiego i z chusty z Manoppello. Idealnie pasowały do siebie nie tylko wszystkie szczegóły anatomiczne obu twarzy, lecz także układ i wielkość ran. Resch stwierdził, że „oblicza z całunu i Weroniki wykazują stuprocentową zgodność, która wyklucza jakąkolwiek przypadkowość", a „podobieństwo dowodzi, iż mamy do czynienia z odbiciem oblicza tej samej osoby". Całun Turyński byłby więc negatywem, a chusta z Manoppello pozytywem tego samego wizerunku. Jedyna różnica polega na tym, że na lnianym całunie Jezus ma oczy zamknięte, a na chuście z bisioru otwarte. Źrenice były zresztą jedynymi punktami na tkaninie, na których prof. Donato Vittore odkrył ślady innych substancji – włókna na nich były lekko osmalone, jakby wysoka temperatura przepaliła w tych miejscach nici.

Te odkrycia pozwoliły stwierdzić naukowcom, że święte oblicze z Manoppello jest nie tylko zaginioną relikwią rzymską, znaną jako chusta św. Weroniki, lecz także płótnem pogrzebowym z grobu Chrystusa. Teza, że odkryty niedawno w Łomnicy obraz Jezusa to kopia wizerunku z Manoppello, jest nie do utrzymania. Wydaje się, że o wiele ciekawszym zagadnieniem dla naukowców w Polsce byłoby pytanie o autentyczność miecza św. Piotra, przechowywanego w Muzeum Archidiecezjalnym w Poznaniu.

Autor opublikował w tym roku książkę pt. „Świadkowie Tajemnicy. Śledztwo w sprawie relikwii Chrystusowych".

Pod koniec wakacji w drewnianym kościółku w Łomnicy koło Zbąszynia dokonano niecodziennego odkrycia. Okazało się, że niewielki portret Jezusa, który wisiał nad tabernakulum, a na który nikt nie zwracał do tej pory uwagi, posiada watykański certyfikat z 1750 r. Polskie media obiegła natychmiast wiadomość, że obraz jest kopią całunu z Manoppello (czyli chusty św. Weroniki), a na całym świecie są tylko dwa takie wizerunki.

Wakacyjny sezon sprzyja tworzeniu sensacji. Wystarczy pobieżne porównanie obu płócien, by przekonać się, że nie mamy do czynienia z oryginałem i jego kopią. Na wizerunku z Manoppello Chrystus ma oczy szeroko otwarte, natomiast na portrecie z Łomnicy powieki są opuszczone. Błędna informacja wydaje się jednak nie tyle skutkiem złej woli, ile raczej spóźnionym efektem jednej z najbardziej zuchwałych kradzieży w dziejach świata.

Pozostało 91% artykułu
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO