W niedzielnych obchodach 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej weźmie udział nie tylko prezydent USA, ale też prezydent Niemiec. Nie pojawi się natomiast Władimir Putin.
Takie uroczystości to również pewnego rodzaju demonstracje polityczne. Najważniejszym symbolem tegorocznych obchodów jest przylot Donalda Trumpa. To mówi nam, że USA są zainteresowane bezpieczeństwem w regionie środkowej Europy, choć jeszcze dziesięć lat temu mogłoby się wydawać, że Amerykanie będą się wycofywać ze Starego Kontynentu.
Jak na datę 1 września patrzą historycy z innych krajów?
W historiografii mocarstw takich jak Niemcy, Rosja czy Francja bardzo często pojawia się pogląd, że Polska jest współodpowiedzialna za wybuch II wojny światowej. Mieliśmy podważać porządek wersalski, szczególnie przez politykę prowadzoną w latach 30. To wynik nieporozumienia i nieznajomości polityki zagranicznej II Rzeczypospolitej, bo źródła mówią przecież zupełnie co innego. To właśnie Polska była tym krajem, który starał się status quo w Europie utrzymać, za wybuch II wojny światowej – i dziwne, że musimy to ciągle powtarzać – odpowiedzialne były przede wszystkim Niemcy, potem Rosja, Włochy i w końcu oba mocarstwa zachodnie – Francja i Wielka Brytania. Oskarżenia w kierunku Polski są o tyle łatwe do sformułowania, że nasza polityka zagraniczna jest słabo znana. Dzieje się tak z prostego powodu – badacze nie znają języka polskiego, a nasze badania rzadko są tłumaczone.
Wydał pan niedawno książkę „Polska. Niespełniony sojusznik Hitlera". Czy Polacy rzeczywiście byli brani pod uwagę jako sprzymierzeńcy Trzeciej Rzeszy?