Pomysłodawcą „drużyny" był Nikołaj Pawlenko, a skandal, który wybuchł po wykryciu afery, zagroził karierze przyszłego genseka KPZR Leonida Breżniewa. Materiały śledztwa do dziś są utajnione w kremlowskich archiwach i historycy nadal zachodzą w głowę, jak w totalitarnym państwie grupie dezerterów i hochsztaplerów udało się zakpić z samego Stalina i jego represyjnego systemu.
Wieczny uciekinier
Nikołaj Pawlenko, którego nazwisko wywoływało drgawki wśród stalinowskiego establishmentu, urodził się w 1912 r. w chutorze Nowyje Sokoły nieopodal Kijowa. Był synem zamożnego młynarza, który marzył o wysłaniu potomka na wyższe studia. Cóż, realizację planu przerwała bolszewicka zawierucha, a życie rodzinne obróciło się wniwecz podczas kampanii kolektywizacji i rozkułaczania ukraińskiej wsi. W 1928 r. szturmowcy OGPU aresztowali Pawlenków i jako wrogów narodu wysłali na Syberię. Młody Nikołaj zbiegł z transportu, lecz odtąd stał się wiecznym uciekinierem. Chyba dlatego szybko pojął podstawową prawdę o sowieckim systemie, w którym dokument był ważniejszy od człowieka. Zaczął więc samodzielne życie od podrobienia dowodu tożsamości, według którego został sierotą robotniczego pochodzenia (tj. klasowo słusznego) i jako taki podjął studia inżynierskie w Kijowie. Był ponoć niezwykle uzdolnionym słuchaczem, co na nieszczęście zwróciło nań uwagę uczelnianej jaczejki OGPU, która wśród studentów pilnie poszukiwała zamaskowanych kontrrewolucjonistów. Intuicyjnie wyczuwszy zagrożenie, po dwóch latach nauki Nikołaj ponownie uciekł, tym razem na Białoruś, gdzie dla zmylenia śladów zaciągnął się do brygady budowlanej. Podawał cegły i mieszał cement, co po kilku latach niestety nie przeszkodziło w odnalezieniu jego tropu, już przez NKWD.
I tu nastąpiło jedno z niewyjaśnionych do dziś wydarzeń, bo po miesięcznym areszcie Pawlenko wyszedł na wolność. Znawcy realiów epoki twierdzą jednoznacznie, że ceną była współpraca z prześladowcami, tym bardziej że Nikołaj wkrótce został pracownikiem zarządu inżynieryjnego kijowskiego okręgu wojskowego. Co prawda w jego otoczeniu natychmiast rozpoczęły się areszty wojskowych inżynierów oskarżonych o trockistowski spisek, ale sam Pawlenko spokojnie kierował budowami i stale awansował.
Sielankę po raz kolejny przerwała wojna z III Rzeszą. Zmobilizowany Nikołaj otrzymał rangę wojennego inżyniera I kategorii, czyli w stopniu kapitana dowodził oddziałem saperskim jednego z korpusów frontu południowego. Jeśli liczył na przyspieszenie kariery, to się zawiódł, bo zamiast zwycięstwa następował ciągły odwrót, podczas którego nieraz trzeba było nadstawić głowę.
A sytuacja logistyczna Armii Czerwonej była rozpaczliwa. Jak dowodzi ekspert programu telewizyjnego „Ściśle tajne" historyk Dmitrij Fost, zdecydowana większość radzieckich jednostek inżynieryjnych wraz ze sprzętem dostała się do niemieckiej niewoli w pierwszych godzinach wojny, ponieważ zostały skoncentrowane na zachodniej granicy ZSRR. W następstwie tego armii brakowało nie tylko karabinów, ale i zwykłych łopat. Pospolite ruszenie budujące we wrześniu 1941 r. możajską linię obronną było zobowiązane stawić się do pracy z własnymi narzędziami! Natomiast specjaliści, jak inżynier Pawlenko, byli na wagę złota, bo radziecka armia rozpaczliwie potrzebowała sprawnych linii komunikacyjnych, które bezkarnie niszczyła Luftwaffe. Ale właściwie dlaczego Nikołaj miał ryzykować życie w obronie państwa, które pozbawiło go rodziny i dostatniego bytu? Pawlenko odkomenderowany do budowy lotnisk wystawił sobie sfałszowany rozkaz wyjazdu do miasta Kalinin (Twer) na zapleczu frontu, dokąd udał się samochodem z kierowcą i z wojskową kasą. W ten sposób rozpoczął fantastyczną karierę dezertera i hochsztaplera, która ciągnęła się dziesięć lat.