Czy zetknął się pan kiedykolwiek z generałem Wojciechem Jaruzelskim?
Józef Szaniawski: Nigdy nie miałem z nim bezpośredniego kontaktu. Ale w 1985 r., kiedy zostałem aresztowany, moje akta leżały na jego biurku i to on decydował o moim losie. Dziesięć lat później polemizowałem z nim w sprawie Ryszarda Kuklińskiego. Jaruzelski kilka razy odnosił się do tego, co mówiłem o pułkowniku w telewizji. Dla niego, oczywiście, Kukliński był zdrajcą, szpiegiem i - użył takiego określenia - dezerterem. Ja z kolei zwracałem uwagę na fakt, że skoro w takiej sprawie jak moja decydował I sekretarz KC PZPR, premier i dyktator czterdziestomilionowego państwa, to co dopiero w wypadku Kuklińskiego, który był jednym z najbliższych współpracowników generała. Twierdziłem, że znamiennym dowodem na to, iż Polska jako PRL nie miała suwerenności, był kapturowy proces Kuklińskiego, w którym polski sąd skazał Polaka na karę śmierci za przekazywanie tajemnic nie polskich, tylko sowieckich, nie państwa polskiego, tylko obcego, wrogiego nam mocarstwa.