„Oddałam im dobrego chłopca, a oni zrobili z niego mordercę” – powiedziała Seymourowi Hershowi, dziś nestorowi dziennikarstwa śledczego za Atlantykiem, matka jednego z żołnierzy, którzy w marcu 1968 r. trafili do My Lai. Być może zresztą nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo trafna to uwaga. Tak jak chyba nie do końca uświadamiał sobie, z czym ma do czynienia, sam Hersh. „Trafnie podsumowała wojnę, której zaczynałem nienawidzić” – wspominał ten moment po wielu latach, w 2015 r., reporter na łamach magazynu „The New Yorker”.
Strach i zemsta
Pod wieloma względami rok 1968 był dla wojny wietnamskiej momentem przełomowym. W ostatnich dniach stycznia ruszyła największa w historii konfliktu ofensywa: Tet. Vietcong uderzył na 141 celów na południu kraju i na kilka godzin zajął ambasadę USA w Sajgonie. Z militarnego punktu widzenia północnowietnamski atak był porażką – za cenę olbrzymich strat uzyskano zaskakująco niewiele. Ale psychologicznie Północ odniosła zwycięstwo większe zapewne, niż mogła sobie wyobrazić.
Podsumowując dokonania 1968 r., Ho Chi Minh mówił o „heroicznej wieloletniej walce narodu wietnamskiego, prowadzącej go ku chwale wielkiej glorii zwycięstwa” – cytował bełkotliwe mowy północnowietnamskiego przywódcy Piotr Ostaszewski w pracy „Wietnam. Najdłuższy konflikt powojennego świata 1945–1975”. I dodawał: „Umiejętnie potrafiono wykorzystać ogłoszone przez prezydenta Johnsona 31 października 1968 r. jednostronne wstrzymanie bombardowań Wietnamu Północnego, co w oczach Ho Chi Minha stanowiło »porażkę amerykańskich imperialistów, którzy, prowadząc agresywną wojnę, pragną przypieczętować ją negocjacjami«”.
Czytaj więcej
Zdjęcie „Flee to Safety”, wykonane w 1965 r., pokazuje uciekającą przez rzekę wietnamską matkę z dziećmi. Zagrażały im amerykańskie bomby. Na drugim brzegu czekał fotograf Kyōichi Sawada, który uwiecznił ich dramat.
Na długo zanim Ho Chin Minh mógł sobie pozwolić na te triumfy, w Ameryce zapanowała atmosfera porażki. Trudno powiedzieć, co dokładnie na nią wpłynęło, choć można się domyślać: po kilku latach konfliktu, który miał być szybką, niemalże chirurgiczną operacją zwycięskiej dotąd amerykańskiej armii, nagle na ekranach i w gazetach pojawiły się obrazki dokumentujące potężne natarcie Vietcongu, prowadzone olbrzymimi siłami – niemal pokonanego przecież, prawda? – Wietnamu Północnego. „Co tu się, do diabła, dzieje? Myślałem, że wygrywamy tę wojnę” – wypalił wówczas na antenie CBS News guru telewizyjnego dziennikarstwa Walter Cronkite.